Niezwykła

polregion.pl 8 godzin temu

Wiesz, zawsze mówią, iż takie jak ja mają dar. Ale dla mnie to było bardziej przekleństwo. Zacznę od początku.
Miałam miesiąc, jak mama zostawiła mnie pod drzwiami domu dziecka. Nie wiem czemu to zrobiła może też miała ten dar i nie chciała, żebym go odziedziczyła? Tak czy siak, dorastałam w domu dziecka, nie znając rodziców. Pierwsza moją, hm, specyficzność zauważyła wychowawczyni, pani Bronisława. Opowiadała, iż kiedyś jakiś chłopak zabrał mi zabawkę, a ja wtedy słowami pani Bronki: Przysięgam, jak ten Antoś odleciał na dywan na drugi koniec pokoju, a ty zabrałaś swoją lalkę!”.

Pani Bronka była dobra. Od razu zrozumiała, iż jestem inna i iż jeżeli ktoś się dowie, to mnie nie zostawią w spokoju. Nie chcę, żeby cię wzięli na eksperymenty powtarzała. Więc sama się mną zajmowała, pomagając mi okiełznać moje zdolności. Jak się wystarczająco wkurzyłam, potrafiłam przesunąć przedmioty, choćby ludzi. Wyłapywałam biopola każdego wokół. Nie musiałam z nikim rozmawiać, żeby wiedzieć, czy jest dobry czy zły. Może powiesz, super umiejętność, ale ja czułam, iż ludzie też wyczuwają, iż jestem inna. Unikali mnie. Dlatego żadna rodzina mnie nie chciała. A tak bardzo pragnęłam ciepła, rodziny żeby poznać, co to mama.

Miałam jedną przyjaciółkę w domu dziecka Zosię. A adekwatnie Zofię, ale nie lubiła tego imienia. Zosia była super, była moją rodziną. Wiedziała o moich mocach i nigdy nie zdradziła tajemnicy, ani nie prosiła, żebym coś dla niej załatwiła. Byłam jej za to wdzięczna. Zosia już nie wierzyła, iż ktoś ją adoptuje miała piętnaście lat, a przecież starszych dzieci nikt nie chce.

Aż pewnego dnia Zosia wpadła do pokoju z błyszczącymi oczami. Cała jej szalona energia mnie oblała.
Co się stało?
Aniu!!! Wyobraź sobie!!! Adoptują mnie!!! Będę miała rodzinę!!!
Podskoczyła do mnie i okręciła mnie w kółko.
Znaleźli się ludzie, którzy mnie chcą! Mam takie szczęście!!!
Potem stanęła poważnie.
Nie martw się, będę cię odwiedzać! A jak ciebie adoptują, to będziemy rodzinami przyjaciółkami! Chodź, chodź, pokażę ci ich, są pod gabinetem pani dyrektor!
I ciągnęła mnie za rękę.

Stanęłyśmy pod drzwiami, akurat gdy się otworzyły.
Wyszła para. Wielki facet z szerokimi ramionami, ostrym podbródkiem i mocnymi kościami policzkowymi. Natychmiast wyczułam wszystko od nich obojga. I nie podobało mi się to, co wyczułam. Od mężczyzny bije przemoc. Grubiaństwo. Złość. Kobieta? Słaba i przestraszona. Dzika pustka i zmęczenie.
O, Zosiu! facet rozpromienił się.
Przejechał mnie dreszcz.
Już prawie załatwione formalności. Jutro zabieramy cię do domu.
Zosia rzuciła się mu na szyję. W tym momencie złapałam kolejną emocję w jego aurze: coś jakby pożądanie

Wróciłyśmy do pokoju. Zosia latała, nie mogąc ustać w miejscu. Ja siedziałam na łóżku, próbując rozpakować te wszystkie sygnały. Może coś mi się wydało?
No co? Zosia siadła przy mnie. Nie smuć się tak, będziemy się widywać, obiecuję!
Zosiu, nie podoba mi się ta para. Coś z nimi nie tak. Ten facet wydaje się niedobry.
Zosia zmarszczyła brwi.
Przestań! O co ci chodzi? Zazdroszczesz mi? Tak długo na to czekałam! Mam swoją rodzinę! Andrzej jest naprawdę miłym człowiekiem, rozmawiałam z nimi! Takie ciepłe, troskliwe. Andrzej mówił, iż będę miała własny wielki pokój! Wyobrażasz sobie?!
Zosiu, przecież ty wiesz, iż ludzi czuję!
Ania, odczep się parę sprawdza psycholog i pani dyrektor. Są świetni. On pracuje, ona w domu. Będę mieć mamę na co dzień! Mają wszystkie papiery. Gdyby byli potworami, to by się gdzieś odbiło.
Zosia zerwała się i odeszła do okna.
Myślałam, iż będziesz się cieszyć ze mną. Przyjaciółka ze mnie powiedziała ze łzami w głosie.
Zrobiło mi się wstyd. Przytuliłam ją od tyłu.
Przepraszam. Oczywiście, iż się cieszę. Masz rację, pewnie mi się wydało. Po prostu nie chcę, żebyś odchodziła.
Nie martw się, masz tylko siedem lat, na pewno cię ktoś przygarnie. No dobra, idę się pakować.

Spałam okropnie. Śnił mi się Andrzej jako potwór, oczy mu płonęły, zamiast ust miał kły ociekające śliną. Zosia ledwie mnie dobudziła. Była już ubrana, z walizką. Stałam na schodkach bardzo długo, nie mogąc jej puścić jakbym tym mogła ją uratować. Kiedy Zosia wsiadła do samochodu, a wychowawcy wrócili do środka, zostałam sama. Tylko ja widziałam, jak nowa mama Zosi westchnęła z ulgą, gdy się wcisnęła na fotel, a Andrzej uśmiechnął się pod
A teraz ja i Rina mieszkamy razem u Mamy Małgorzaty, wreszcie mamy prawdziwy, ciepły dom – mój dar, który zawsze uważałam za przekleństwo, okazał się naszą bezpieczną przystanią, gdzie pod troskliwym okiem Mamy Margarety możemy wreszcie po prostu być dziećmi.

Idź do oryginalnego materiału