„Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć wszystko od nowa” c.d.

loiv.torun.pl 1 dzień temu

Dzielimy się z Wami fragmentami tekstów nagrodzonych w Międzyszkolnym Konkursie Literackim pod hasłem „Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć wszystko od nowa”. Przypominamy – Jadwiga Jaros z 3a zdobyła w nim I nagrodę, Michalina Miszczyk – III nagrodę, a Marta Kalinowska z 2c oraz Adam Zmudziński i Artur Talkowski z 2e otrzymali wyróżnienia.

Fragment opowiadania Jadwigi Jaros z 3a:

Lokatorka nr 76 szła przez skąpany w mdłym świetle korytarz, ściskając w spoconych dłoniach cienką książkę. Posturę miała zgarbioną i wykrzywioną, która upodobniała ją do zeschniętego liścia. Rzucała niespokojne spojrzenia na ciemne drzwi umieszczone w osaczających ją z obu stron ścianach, jakby bojąc się, iż któryś z sześciu innych Lokatorów, zamieszkałych z nią na ostatnim piętrze wysokiego bloku, wyskoczy ze swojego mieszkania, chcąc zabrać jej przedmiot. Nie mogła na to pozwolić. To co znalazła w przestrzeni wspólnej Społeczności pozwoli jej uciec z tego miejsca. Wystarczy tylko, iż będzie szybsza niż niewidzialne Cienie, których piskliwie kroki słyszała za sobą. Była to relatywnie niska cena za uwolnienie się spod duszących ją łap sekty, w jakiej żyła. Lekko drżącą ręką otwierała drzwi do swojego mieszkania, gdy poczuła na ramieniu kościstą dłoń. Tłumiąc krzyk, chcący wyrwać się z popękanych ust, obróciła się szybko. Jej zmęczone, jasne oczy spotkały się z ciemnymi, lekko szklistymi Lokatorki nr 71. Sąsiadka uśmiechała się do niej, ale dziewczyna wiedziała, iż ta tak naprawdę jej nie widzi[…]

Fragment opowiadania Michaliny Miszczyk z 2 Ag:

Było ciepłe czwartkowe popołudnie, gdy stanąłem przy dużych drewnianych drzwiach kamienicy przy ul. Spokojnej 13 w Rzeszowie. Nacisnąłem dzwonek dwa razy w obawie, iż nikt nie usłyszy. Gdy chciałem już odejść, drzwi otworzyły się, a moim oczom ukazała się drobna, uśmiechnięta blondynka. Widok jej zaskoczył mnie, więc z głupią miną wyjąkałem: ”Dzień dobry! Jestem Wojtek Zieliński. Ja do księdza Jana Walczaka”. Dziewczyna spojrzała na mnie, zmrużyła oczy i powiedziała: „Cześć, jestem Ania, wejdź. Wujek jest w salonie”.

Mieszkanie było małe, ale bardzo przytulne. W największym pokoju przy dużym oknie na zielonym fotelu siedział ksiądz Jan. Za moimi plecami stanęła Ania, która prawie szeptem powiedziała – Wujku masz gościa. Na dźwięk jej głosu siwa głowa podniosła się, a na twarzy pojawił się uśmiech. W chwili gdy się poruszył, u jego stóp pojawił się czarny labrador. Mężczyzna podrapał stworzenie za uchem, po czym powiedział: Siadaj mój chłopcze, w czym mogę pomóc? […]

Fragment eseju Marty Kalinowskiej z 2c:

[…] Gdy tak sobie o tym przypominam, przychodzi mi na myśl obraz drzewa. Bardzo starego, które przez wiele lat walczyło z wiatrem i deszczem. Czy ono może „zacząć od nowa”? Co prawda może wypuścić nowe liście, ale pień i korzenie pozostaną te same.
A jednak co roku, na wiosnę rozkwita i zachwyca swoim pięknem. Może więc, biorąc pod uwagę dotychczasowe rozważania nie chodzi o wymazanie przeszłości, ale o danie sobie szansy na nowy rozdział? Ważne jest, by dostrzec, iż zmiana to proces, który wymaga czasu, wysiłku i cierpliwości. Nie da się zmienić życia w jeden dzień. To długotrwały i nieraz bardzo trudny okres, ale jak powiedział półlegendarny myśliciel i chiński filozof – Laozi:

„Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku”. Czasem to drobny krok – nauka nowego języka, zapisanie się na kurs tańca, rozmowa, której się baliśmy. To decyzje, które mogłoby się wydawać, iż dużo nie znaczą, ale tak naprawdę mają moc odmiany życia. Niczym kamień wrzucony do wody, którego fale rozchodzą się daleko poza punkt, w którym upadł. […]

Fragment opowiadania Artura Talkowskiego z 2e:

Samotna postać, prowadząc objuczonego kuca, zmierzała wzdłuż oświetlonej drogi w kierunku dużej, kamiennej gospody. W Windorfie, największym mieście we wschodnich prowincjach Imperium, było już parę godzin po zmroku, a w dzielnicy zamieszkiwanej głównie przez bogatych kupców i urzędników napotkanie przechodnia o tej porze dnia było rzadkością. Wędrowiec był wyjątkowo niski – liczył sobie około czterech i pół stopy wzrostu, miał krępą sylwetkę. Nosił długą, sięgającą niemal do pasa kasztanową brodę, słowem – był to typowy krasnolud, przedstawiciel pradawnej rasy spotykanej dość często w większych miastach Imperium. Ów osobnik odziany był w szary i znoszony strój podróżny, czym zakłócał splendor i przepych najwspanialszych rezydencji w mieście. Gdy wędrowiec dotarł do celu swej drogi, zaprowadził kuca do stajni, po czym wkroczył do głównej sali gospody. Zatrzymał się na chwilę, by przyzwyczaić oczy do panującego tam półmroku, po czym podszedł do szynkwasu, przy którym siedział – a adekwatnie leżał, pochrapując, oberżysta – niski człowiek, którego brzuch stanowił najlepsze świadectwo jego zamiłowania do wyśmienitego jadła i napitku. Gdy usłyszał on odgłos ciężkich butów przybysza, natychmiast wstał, po czym, nie okazując jakichkolwiek oznak nagłego przebudzenia, rzekł:

– Morgrimie, co ci podać? Polecam szczególnie wyśmienity gulasz grzybowy, ugotowany przez podopieczne mej drogiej żoneczki – dodał.

Morgrim – tak bowiem na imię miał krasnolud – odrzekł:

-Z przyjemnością, przyjacielu, ale nie narzekałbym, gdybyś przyniósł mi też dzban Dugnala. […]

Fragment opowiadania Adama Zmudzińskiego z 2e:

– Nie, nie, nie, NIE – uderzył dłonią w blat biurka – co oni zrobili?!

– Drzwi uchyliły się, do pomieszczenia wpłynął Solas.

– Czy coś się stało? – zapytał – Wielki Kreatorze?

– Podejdź tu – rozkazał. Solas wypełnił polecenie – Spójrz. Powiedz mi, co widzisz! Na biurku
w centralnym miejscu stał tytanowy krążek, nad nim unosiła się sfera. Mieniła się rdzawą czerwienią przeplecioną gdzieniegdzie przez wyblakłe niebieskie barwy. Centrum sfery pulsowało miarowo,
a sama jej powierzchnia nieustannie zmieniała się, falowała. Otoczona była błyszczącą lekko aurą. Całość dawała oszałamiające wrażenie.

– To Ziemia. Projekt Dziewięć… – powiedział – Ale, dlaczego nie ma na niej zieleni? Czy ludzie znów zatruli atmosferę toksynami?

– Gorzej – westchnął Kreator – Zająłem się przez chwilę innym Układem. Zostawiłem ich samym sobie,
a oni w ciągu tych 10 lat zdołali się wybić i zniszczyć całą planetę! – Wielki Kreatorze? – zaczął Solas – Jak to możliwe?

– Zaraz się dowiemy – rzekł Kreator. Nagle zewsząd zaczął dobiegać do nich głos. Maszynowy głos.

– Rejestr: Od momentu obumarcia planety. 9.8 lat wstecz: rozprzestrzenienie wirusa. Osiemdziesiąt jeden procent wyprodukowanych nanoodżywek niezdatna do spożycia. Zamknięcie produkcji. Początek okresu w Dziejach Ludzkości zwanego Wielkim Głodem.[…] Kreator zakrył twarz dłońmi. Zastygł niczym posąg. Wydawałoby się, iż zasnął, ale istota jego gatunku, nie potrzebuje snu, nie potrzebuje niczego. Ciężko nazwać go choćby istotą, bardziej pasowałaby terminologia naukowa: byt niematerialny, żyjący poza pierwszymi trzema wymiarami. Ostatni przedstawiciel gatunku, żyjący wiecznie Wszechumysł. […]

Idź do oryginalnego materiału