Nigdy nie proszę dziecka o pomoc w domowych pracach. Mam metodę na współczesne pokolenie

mamadu.pl 5 dni temu
Zanim zostałam matką, wyobrażałam sobie, iż dzieci trzeba będzie namawiać, prosić albo przekupywać, żeby cokolwiek zrobiły w domu. I faktycznie – tak właśnie robi wiele rodzin. Słyszymy często: "Pomóż mamie wnieść zakupy", "Pomóż posprzątać pokój", "Może byś pomógł przy kolacji?". Brzmi znajomo?


Komunikacja


Sam Kelly, znana na Instagramie jako @samkelly_world, mama trójki dzieci, chętnie dzieli się z innymi rodzicami swoimi przemyśleniami wokół macierzyństwa. W jednym z postów podzieliła się wskazówką na zobowiązania domowe i podział ich wśród wszystkich członków rodziny.

Sens jest słów, brzmi więcej tak: Problem w tym, iż kiedy mówimy "pomóż mamie", nieświadomie ustawiamy dziecko w roli gościa. Kogoś, kto może się zaangażować, ale nie musi. Tym samym dajemy mu do zrozumienia, iż to my jesteśmy odpowiedzialne za wykonanie tego zadania, a ono tylko ewentualnie "pomoże", jeżeli ma akurat ochotę. W ten sposób odbieramy mu poczucie sprawczości i współodpowiedzialności za rodzinę.

Dlatego ja od dawna nie proszę dziecka o pomoc w domowych obowiązkach. Po prostu jasno komunikuję, co należy zrobić. W zamian używam języka, który mówi: to jest normalna część bycia razem. Jak zatem powiedzieć, by dziecko zrobiło to, czy tamto? Prosty przykład. Trzeba opróżnić zmywarkę. Zamiast mówić: "Mógłbyś mi pomóc wyjąć naczynia ze zmywarki?", mówię: "Przyjdź, proszę, i wyjmij naczynia". Prosto. Konkretnie. Z szacunkiem, ale bez uciekania się do niepewnego "może byś zechciał".

Wspólna praca


W ten sposób uczymy dzieci, iż dom to nie hotel ani restauracja. To wspólna przestrzeń, o którą razem dbamy. Obowiązki domowe to nie "zajęcia mamy w wolnym czasie", ale realna praca – wymagająca czasu, siły i organizacji. Praca, którą się dzielimy.

Co ważne, takie podejście przynosi efekty wykraczające daleko poza sam porządek w kuchni. Dzieci, które regularnie angażują się w obowiązki domowe, rosną w siłę. Budują pewność siebie. Czują, iż są potrzebne, iż mają wpływ, iż ktoś im ufa. To poczucie odpowiedzialności i przynależności przekłada się później na szkołę, relacje rówieśnicze, a w dorosłości – na pracę i związki.

Nie chodzi o to, by z dziecka zrobić "małego dorosłego", ale by dać mu szansę dorastać z poczuciem, iż jest ważne. Bo naprawdę jest.

Wspólne ogarnianie domu wzmacnia więzi rodzinne. Pokazuje, iż razem można więcej, lepiej, szybciej, sprawniej. A przy okazji dziecko uczy się, iż nie każda czynność musi być przyjemna, ale każda ma sens. Uczy się odpowiedzialności, samodzielności i tego, iż nie wszystko w życiu jest natychmiast nagradzane – i iż to jest okej.

Nie proszę, nie błagam, nie przekonuję. Dziecko nie jest "pomocnikiem mamy". Jest pełnoprawnym członkiem rodziny. I dlatego wie, iż jego udział w codziennym życiu domu jest potrzebny, naturalny i oczywisty.

To mój sposób na współczesne pokolenie. Działa!


Idź do oryginalnego materiału