Nigdy nie zapomnę dnia, gdy znalazłam płaczące niemowlę w wózku pod drzwiami sąsiadki, Leny. Była tak samo zszokowana jak ja.

twojacena.pl 2 godzin temu

Nigdy nie zapomnę tamtego dnia, gdy znalazłam płaczące niemowlę w wózku pod drzwiami mojej sąsiadki, Leny. Była równie zszokowana jak ja.

Przerażona, iż stało się coś strasznego, zadzwoniłam na policję, mając nadzieję, iż znajdą rodziców dziecka. Ale dni zmieniły się w tygodnie, i nikt się nie zgłosił.

W końcu wraz z mężem adoptowaliśmy dziewczynkę i nazwaliśmy ją Zosia.

Przez osiem lat byliśmy szczęśliwą rodziną aż do dnia, gdy mój mąż zmarł, zostawiając mnie samą z wychowaniem Zosi. Mimo bólu, odnajdywałyśmy euforia w codzienności.

Ale choćby w najśmielszych snach nie przyszłoby mi do głowy, iż trzynaście lat później, w naszych drzwiach pojawi się jej biologiczny ojciec.

Był zwykły wtorek. Jeden z tych dni, które zlewają się z rutyną i mijają niezauważone. Właśnie skończyłam sprzątać po kolacji, gdy zadzwonił dzwonek. Nie spodziewałam się nikogo. Rodzina i przyjaciele wiedzieli, iż wieczory to mój czas spokoju to musiało być coś niezwykłego.

Otworzyłam drzwi i ujrzałam mężczyznę. Jego spięta postawa i nerwowe poprawianie płaszcza zdradzały, iż nie jest przyzwyczajony do takich wizyt. Ciemnobrązowe oczy od razu przykuły moją uwagę, choć nie potrafiłam powiedzieć dlaczego.

Przepraszam, iż przeszkadzam odezwał się, głos mu drżał. Pani to Joanna Nowak?

Skinęłam głową, wciąż niepewna, kim jest.
Tak, to ja. W czym mogę pomóc?

Mężczyzna przełknął ślinę, palce kurczowo ściskały brzeg płaszcza, jakby to był jego jedyny kotwica.
Wydaje mi się iż pani wychowuje moją córkę. Zosię.

Mrugnęłam. Czy dobrze usłyszałam?
Słucham? Co pan powiedział?

Nazywam się Tomasz. Jestem biologicznym ojcem Zosi.

Przez chwilę zamarłam. Jakby ziemia osunęła mi się spod nóg. Moja Zosia. Dziecko, które wychowałam od niemowlęcia, które kochałam całym sercem. Próbowałam zrozumieć jego słowa, ale myśli nie nadążały za emocjami. Rozum podpowiadał, iż powinnam odpowiedzieć, ale uczucia zalały mnie falą.

Ojciec Zosi? wyszeptałam.

Tomasz skinął głową, w jego spojrzeniu było tyle nadziei, co żalu.
Wiem, iż to wstrząsające. Ale szukałem jej latami. Wtedy popełniłem błąd Teraz chcę ją zobaczyć. Naprawić, co się da.

Wściekłość wezbrała we mnie jak śmiał się pojawić? Po tylu latach chce wejść w jej życie?

Skrzyżowałam ręce na piersi i cofnęłam się o krok.
Tomaszu, nie wiem, czego pan chce, ale Zosia ma rodzinę. Ja jestem jej matką od ponad dziesięciu lat. Przeszłyśmy razem wiele. Jesteśmy rodziną. Zbudowałyśmy dobre życie.

Wydawał się złamany, oczy mu zmiękły.
Nie chciałem jej zostawić. Byłem młody, przestraszyłem się. Ale żałuję tego każdego dnia. Nie zmienię przeszłości, ale chcę być częścią jej przyszłości.

Serce biło mi tak głośno, iż wydawało się, iż cały dom je słyszy. Myśli wirowały: czy pozwolić mu spotkać się z Zosią? A jeżeli ona nie będzie chciała? A jeżeli to tylko ją zrani? Przypomniałam sobie, ile walk stoczyłyśmy, by mieć swoje szczęście, i nie byłam pewna, czy jestem gotowa się nim dzielić.

Ale w jego spojrzeniu było coś prawdziwego. Nie przyszedł, by zabrać przyszedł, by znaleźć pokój. Odsunęłam się i cicho powiedziałam:
Niech pan wejdzie. Musimy porozmawiać.

Tomasz wszedł i ostrożnie usiadł na kanapie. Przyniosłam kawę, długo milczeliśmy, zanim się odezwałam.
Dlaczego teraz? Dlaczego nie wcześniej?

Wiercił się, splatając dłonie.
Myślałem, iż zapomnę. Że będę żył dalej. Ale nie mogłem. Kilka miesięcy temu dowiedziałem się, gdzie jest. Od tamtej pory zbierałem się na odwagę.

Umilkł, widziałam ciężar, który nosił.
Nie chcę jej okłamywać. Ale nie wiedziałem, czy mam do tego prawo.

Długo na niego patrzyłam. Czy naprawdę żałował?

Wszystko musi iść powoli. Najpierw ja z nią porozmawiam. Ona nic o panu nie wie. To będzie dla niej szok. Ma swoje życie, Tomaszu. I nie pozwolę, by ktokolwiek je zniszczył.

Skinął głową.
Rozumiem. Niczego nie oczekuję. Chcę tylko, żeby wiedziała, kim jestem. jeżeli nie zechce mnie znać zaakceptuję to.

Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie przygotowywałam Zosi na to. Nigdy nie przyszło mi do głowy, iż jej biologiczny ojciec może wrócić. Jak zareaguje? Będzie zła? Poczuje się zdradzona?

Późnym wieczorem, po długim wahaniu, w końcu jej powiedziałam. Siedziała przy kolacji, kręcąc widelcem w palcach, gdy zaczęłam ostrożnie:

Zosiu, muszę z tobą porozmawiać.

Uniosła brew, wyczuła mój poważny ton.
Co się stało, mamo?

Dzisiaj przyszedł do nas mężczyzna. Nazywa się Tomasz. Twierdzi, iż jest twoim biologicznym ojcem.

Oczy jej się rozszerzyły. Widziałam, jak myśli wirują.
To znaczy?

To znaczy, iż to dzięki niemu przyszłaś na świat. Ale ty zawsze byłaś moją córką. I to się nigdy nie zmieni.

Zosia milczała. Jej twarz była nieczytelna. W końcu zapytała:
Myślisz, iż powinnam go poznać?

Zaskoczyło mnie to pytanie.
To twoja decyzja. Bardzo chce cię zobaczyć. Żałuje, iż cię nie było. Chce tylko szansy, by cię poznać.

Zastanowiła się, po czym skinęła głową.
Spotkam się z nim.

W następnym tygodniu umówiliśmy się z Tomaszem w parku. Napięcie było wyczuwalne, gdy czekaliśmy na ławce. Nie wiedziałam, co myśli Zosia, ale była wyraźnie spięta.

Gdy Tomasz się pojawił, zatrzymał się na chwilę, jakby nie wiedział, od czego zacząć. Zosia wstała, podeszła do niego i wyciągnęła rękę.

Cześć. Jestem Zosia.

Tomasz się uśmiechnął, w oczach miał łzy.
Wiem, kim jesteś. I przepraszam za wszystko, co straciłem.

Zosia skinęła głową.
W porządku. To nie twoja wina.

Idź do oryginalnego materiału