Nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy znalazłam płaczące niemowlę w wózku pod drzwiami mojej sąsiadki, Leny. Była tak samo zszokowana jak ja.
W obawie przed tragedią poszłam na policję, mając nadzieję, iż odnajdą rodziców dziecka. Ale dni mijały, tygodnie płynęły, a nikt się nie zgłosił.
W końcu wraz z mężem adoptowaliśmy dziewczynkę i nazwaliśmy ją Zosia.
Osiem lat byliśmy szczęśliwą rodziną aż do dnia, gdy mąż zmarł, a ja zostałam sama z wychowaniem Zosi. Mimo straty, razem odnalazłyśmy radość.
Ale choćby w najśmielszych snach nie przyszłoby mi do głowy, iż trzynaście lat po tym, jak Zosia pojawiła się w moim życiu, stanie w moich drzwiach jej biologiczny ojciec.
Był zwykły wtorek. Jeden z tych dni, które wtapiają się w codzienność i mijają niezauważone. Właśnie skończyłam sprzątać po kolacji, gdy zadzwonił dzwonek. Nie spodziewałam się nikogo rodzina i przyjaciele wiedzieli, iż wieczorami cenię spokój.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam mężczyznę. Jego spięta postawa i nerwowe poprawianie płaszcza zdradzały, iż nie jest przyzwyczajony do takich wizyt. Jego brązowe oczy od razu przykuły moją uwagę, choć nie mogłam skojarzyć, skąd je znam.
Przepraszam, iż przeszkadzam odezwał się, głos mu lekko drżał. To pani pani Agnieszka Nowak?
Skinęłam głową, wciąż nie rozumiejąc, o co chodzi.
Tak, to ja. W czym mogę pomóc?
Mężczyzna przełknął ślinę, mocno ściskając brzeg płaszcza.
Myślę iż pani wychowuje moją córkę. Zosię.
Mrugnęłam. Czy dobrze usłyszałam?
Słucham? Co pan powiedział?
Nazywam się Robert. Jestem biologicznym ojcem Zosi.
Przez chwilę stałam jak skamieniała. Zosia. Moja Zosia. Dziecko, które wychowałam od niemowlęcia, które kochałam całym sercem. Próbowałam ogarnąć myślami to, co usłyszałam, ale emocje mnie przytłoczyły.
Ojciec Zosi? wyszeptałam.
Robert skinął głową, w jego oczach było coś między nadzieją a żalem.
Wiem, iż to szok. Ale szukałem jej latami. Wtedy popełniłem błędy Teraz chcę ją zobaczyć. Naprawić, co się da.
Ogarnął mnie gniew jak śmiał się pojawić po tylu latach? Chciał po prostu wejść w jej życie?
Skrzyżowałam ramiona i cofnęłam się o krok.
Robert, nie wiem, czego pan chce, ale Zosia ma rodzinę. Ja jestem jej matką od ponad dziesięciu lat. Przeszłyśmy razem wiele. Jesteśmy rodziną. Udało nam się stworzyć dobre życie.
Wyglądał na złamanego, wzrok mu zmiękł.
Nie chciałem jej zostawić. Byłem młody, przestraszyłem się, nie byłem gotowy. Ale żałuję. Nie mogę zmienić przeszłości, ale chcę być częścią jej przyszłości.
Serce waliło mi tak mocno, iż wydawało się, iż słychać je w całym domu. Pomyślałam: pozwolić mu spotkać się z Zosią? A jeżeli Zosia nie będzie chciała? A jeżeli tylko ją zrani? Nie byłam pewna, czy jestem gotowa podzielić się naszym szczęściem z kimś z przeszłości.
Ale w Robercie było coś szczerego. Nie przyszedł, by odebrać przyszedł, by znaleźć spokój. Odsunęłam się i cicho powiedziałam:
Niech pan wejdzie. Ale musimy porozmawiać.
Robert wszedł i ostrożnie usiadł na kanapie. Przyniosłam kawę, długo milczeliśmy, zanim się odezwałam.
Dlaczego teraz? Dlaczego nie wcześniej?
Wiercił się nerwowo, splatając dłonie.
Myślałem, iż zapomnę. Że będę żył dalej. Ale nie mogłem. Kilka miesięcy temu dowiedziałem się, gdzie jest. Od tamtej pory zbierałem się na odwagę.
Zamilkł, widziałam, jak ciężko mu to mówić.
Nie chcę jej okłamywać. Tylko nie wiedziałem, czy mam prawo się pojawić.
Długo na niego patrzyłam. Naprawdę żałował czy tylko udawał?
Wszystko musi iść powoli. Najpierw ja porozmawiam z Zosią. Ona nic o panu nie wie. To będzie dla niej szok. Ma własne życie, Robercie. I nie pozwolę, by ktoś je zniszczył.
Szybko skinął głową.
Rozumiem. Nie oczekuję niczego. Chcę tylko, żeby wiedziała, kim jestem. jeżeli nie zechce mnie znać zaakceptuję to.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie przygotowałam Zosi na coś takiego. Jak zareaguje? Będzie zła? Poczuje się zdradzona?
Późnym wieczorem, po długim wahaniu, w końcu jej powiedziałam. Siedziała przy kolacji, bawiąc się widelcem, gdy zaczęłam:
Zosiu, muszę z tobą porozmawiać.
Uniosła brwi, wyczuwając mój poważny ton.
Co się stało, mamo?
Dzisiaj przyszedł do nas mężczyzna. Nazywa się Robert. Twierdzi, iż jest twoim biologicznym ojcem.
Oczy Zosi się rozszerzyły. Widziałam, jak myśli wirują w jej głowie.
To znaczy?
To znaczy, iż dzięki niemu przyszłaś na świat. Ale ty zawsze byłaś moją córką. I tak już zostanie.
Zosia milczała. Jej wyraz twarzy był nieczytelny. W końcu zapytała:
Myślisz, iż powinnam go poznać?
Zaskoczyło mnie to pytanie.
To twoja decyzja. Bardzo chce cię zobaczyć. Żałuje, iż nie było go przy tobie. Chce tylko szansy, by cię poznać.
Zosia zamyśliła się, w końcu skinęła głową.
Spotkam się z nim.
Umówiliśmy się z Robertem na tydzień później w parku. Czułam napięcie, gdy czekałyśmy na ławce. Nie wiedziałam, co myśli Zosia, ale była wyraźnie spięta.
Gdy Robert się pojawił, zatrzymał się na chwilę, jakby nie wiedział, jak zacząć. Zosia wstała, podeszła do niego i podała rękę.
Cześć. Jestem Zosia.
Robert się uśmiechnął, w jego oczach zabłysły łzy.
Wiem, kim jesteś. I przepraszam za wszystko, co straciłem.
Zosia skinęła głową.
W porządku. To nie twoja wina.
W tej chwili zobaczyłam w mojej córce coś, czego się nie spodziewałam miała wielkie serce. Była gotowa dać szansę temu człowiekowi, choćby nie wiedząc, dokąd to zaprowadzi.
W kolejnych miesiąc












