Odkąd sama jestem mamą, zupełnie inaczej patrzę na niektóre rzeczy. Mój syn jest bardzo absorbujący i wymagający, więc jak tylko pogoda na to pozwala - idziemy zwiedzać świat. Ostatnimi czasy dość często lądujemy na osiedlowych placach zabaw. Muszę przyznać, iż to bardzo wyjątkowe miejsca - pod względem zabaw i integracji dzieci, doznań sensorycznych, ale również obserwacji innych rodziców.
REKLAMA
Z moich obserwacji wynika, iż można wyróżnić kilka grup rodziców - od tych w pełni zaangażowanych, lepiących babki i przechodzących przez tory przeszkód, po tych którzy, iż tak to kolokwialnie ujmę, "puszczają dzieci samopas". Jednak najtrudniej obcować z grupą rodziców-sępów, którzy na plac zabaw przychodzą bez żadnej zabawki. I potem jeszcze obrażają innych.
Zobacz wideo Czy mamy w Polscę epidemię wad wymowy? Logopedka: Zobacz, jak dziecko ogląda bajkę
"Idziesz z dzieckiem na plac zabaw? Weź do kieszeni chociaż jedno autko"
Naprawdę nie rozumiem rodziców, którzy idą z dzieckiem na plac zabaw, ale nie mogą zabrać ze sobą żadnej zabawki. Oczywiście zdarzają się sytuacje wyjątkowe i nieplanowane wizyty "na chwilę", ale w zdecydowanej większości tak nie jest. I później co? Klops. Bo przyjdą rodzice, wezmą bąbelka i co? Dziecko zauważy zabawki innego malucha i też będzie chciało się nimi bawić. To mnie akurat nie dziwi, bo to tylko dzieci.
"No przecież ci tego nie zje". A co jeśli?
I dlatego oczywiście chciałabym w tym miejscu zaznaczyć, iż nie mam nic przeciwko, kiedy jakieś dziecko podejdzie do nas i pożyczy łopatkę, czy foremkę. Jest tylko jeden warunek. Mój syn musi się na to zgodzić. Tłumaczę mu w takiej sytuacji, iż to byłby miły gest i może początek wspólnej, fajnej zabawy. Ale jeżeli nie chce, nie naciskam.
Zabawki mojego dziecka są jego i jeżeli nie chce się nimi dzielić, to po prostu to akceptuję. Nie mogę jednak znieść tych wszystkich ojców i matek, którzy zaraz ruszają do akcji i próbują wpłynąć na jego decyzję. Słyszę: 'przecież ci tego nie zje'; 'jesteś strasznie niemiły'.
Najbardziej utkwił mi w pamięci tekst pewnej mamy, która na reakcję synka o tym, iż nie chce odstąpić łopatki jej córce, skwitowała, iż pewnie jest jedynakiem, a ja, zamiast uczyć go dzielenia się z innymi, wychowuję kolejnego narcyza.
Okazuje się jednak, iż takie sytuacje to "chleb powszedni". Sytuacja, którą zaobserwowałam wczoraj. Dwie matki bawiły się ze swoimi córkami w piaskownicy. Nagle jedna zaczęła być dla drugiej nieprzyjemna, wręcz agresywna. Dlaczego? Otóż córka obrzuconej stekiem przekleństw kobiety nie chciała podzielić się łopatką. Zdaniem agresywnej matki dziewczynka jest więc "niekoleżeńska", a matka "wychowuje ją na bardzo złego człowieka".
Ręce mi opadły, ale matka, którą spotkała ta słowa agresja, odpowiedziała napastniczce. Zapytała, czy odda jej więc swój telefon, bo przecież "należy się dzielić", a przykład koleżeńskości "idzie z góry". Ponadto dodała, iż dla jej córki ta łopatka jest tak ważna, jak dla dorosłego telefon. Byłam pełna uznania dla jej stoickiego spokoju.
Czy uczyć dziecka dzielenia się zabawkami? Zapytałam o to ekspertkę
Maluchy lubią przebywać w towarzystwie innych dzieci, jednak sprawa dzielenia się z nimi zabawkami to proces, którego musi się nauczyć.
Warto uczyć dziecko dzielenia się z innymi, jednak nie poprzez przymus, a rozmowę i przykład. Najlepiej jest pokazywać, iż my również się dzielimy, co wywołuje w nas pozytywne odczucia. Oczekiwanie od dziecka pożyczania swoich zabawek, wbrew jego woli, wprowadza dużo złego. Każde dziecko ma prawo nie chcieć się dzielić. Wymuszanie użyczania własności może zachwiać poczuciem bezpieczeństwa, wywołać odczucie frustracji, utraty kontroli, a choćby niechęć do oddawania swoich rzeczy
- zaznacza pedagożka Anna Chmielewska. Ekspertka dodaje, iż nauka dzielenia nie powinna odbywać się pod przymusem.
- Trzeba to robić stopniowo, we adekwatny sposób i z poszanowaniem decyzji dziecka. Cenniejsze jest budowanie i wzmacnianie wewnętrznej motywacji do dzielenia niż zewnętrznego posłuszeństwa. Aby było to możliwe, warto przedstawić dzielenie się jako coś dobrego, dającego korzyść w postaci zdobywania przyjaciół, ich radości, ciekawszej zabawy. Tłumaczmy małemu dziecku, iż jeżeli pożyczy łopatkę, koleżanka/ kolega ucieszy się i będzie można pobawić się razem. Trzeba jednak wtedy przyjąć prawo dziecka do odmowy i do powiedzenia, iż danego dnia nie ma ochoty pożyczyć, co też jest ok. Ważne, aby dziecko odczuwało, iż dzielenie się wynika z jego gotowości, a nie z przymusu - dodaje.
Niektórzy rodzice wychodzą również z założenia, iż lepiej pozwolić dziecku na załatwienie sprawy samemu, a nie interweniować za każdym razem, kiedy pojawią się jakieś zgrzyty. Jednak czy to na pewno dobre podejście? - W przypadku starszych dzieci, dobrze jest odczekać, by dzieci przynajmniej spróbowały się dogadać. Interweniować można, a choćby trzeba, w momencie, gdy sytuacja sama się nie rozwiązuje, dochodzi do jej zaostrzenia, wzrasta napięcie lub któreś dziecko doznaje krzywdy - tłumaczy ekspertka. - Dzieci uczą się dzielenia w różnym wieku, ale żeby w ogóle było ono możliwe, trzeba najpierw zadbać u dziecka o budowanie jego własnej asertywności, poznanie i akceptację potrzeb oraz kształtowanie umiejętności stawiania granic - zaznacza.
A co Wy sądzicie o tej sytuacji? Czy macie podobne doświadczenia związane z wizytami na placach zabaw? Podzielcie się nimi, pisząc na adres: anita.skotarczak@grupagazeta.pl