– Lidko, jak mogłaś coś takiego zrobić? – wrzeszczała sąsiadka Bronisława, wymachując rękami w ciasnym korytarzu kamienicy na warszawskiej Pradze. – Przecież jesteś matką! Jak można było tak obojętnie patrzeć, co się dzieje z twoją córką?
– Zamilcz już! – syknęła Lidia, rozglądając się nerwowo. – Obudzisz połowę klatki schodowej!
– A mnie to wszystko jedno! Niech wszyscy wiedzą, jaka z ciebie matka! Kinga od trzech miesięcy nie wychodzi z pokoju, ledwo co je, a ty udajesz, iż nic się nie dzieje!
Lidia zacięła usta i weszła do swojego mieszkania, trzaskając drzwiami. Bronisława jeszcze postała chwilę na korytarzu, po czym też odeszła, głośno prychając.
W pokoju było duszno i cicho. Kinga leżała na łóżku, odwrócona do ściany, udając, iż śpi. Matka podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Chłodne wrześniowe powietrze wpadło do środka, poruszając firankami.
– Kinga, wstawaj. Czas na obiad – powiedziała cicho Lidia.
Córka choćby się nie poruszyła. Matka usiadła na brzegu łóżka.
– Wiem, iż nie śpisz. Porozmawiajmy, dobrze?
– O czym tu rozmawiać? – odparła Kinga, nie odwracając się. – Wszystko już się stało.
– Stało się, ale życie trwa dalej. Musimy coś postanowić.
Kinga gwałtownie odwróciła się do matki. Jej twarz była blada, oczy podpuchnięte od płaczu.
– Co mam postanowić, mamo? Co? On bierze ślub za tydzień! Z tą swoją Basią z politechniki! A ja głupia czekałam, aż skończy studia!
– Kochanie, po co się tak męczysz? – Lidia pogłaskała córkę po włosach. – Widocznie nie było wam pisane. Znajdziesz kogoś lepszego.
– Lepszego? – Kinga usiadła i spojrzała na matkę pustym wzrokiem. – Mamo, ty nie rozumiesz. Ja przecież…
Urwała i znów odwróciła się do ściany.
– Co, córeczko? Mów, co się stało.
– Nic. Po prostu bardzo boli.
Lidia westchnęła i wstała.
– No dobrze, odpocznij sobie. Ale wieczorem zjesz kolację. Schudłaś strasznie.
Matka wyszła do kuchni przygotować obiad. Kinga leżała dalej, wpatrzona w sufit. W brzuchu coś ją ciągnęło i kłuło. Położyła dłoń na brzuchu i pogładziła go przez cienką koszulę nocną.
– Co my teraz zrobimy? – szepnęła.
Z kuchni dochodził stukot garnków i zapach smażonej cebuli z ziemniakami. Kingę trochę mdliło, tak jak codziennie od kilku tygodni.
Wieczorem przyszła ciocia Hela, siostra matki. Pracowała jako pielęgniarka w szpitalu i była jedyną w rodzinie z wykształceniem medycznym.
– No i jak, Lidka, jak się ma nasza pacjentka? – zapytała, zdejmując w przedpokoju płaszcz.
– Leży, nic nie je. Dobrze mi z głowy zeszła – poskarżyła się Lidia.
– Byłaś z nią u lekarza?
– Gdzie ja ją zaprowadzę? choćby wstać nie chce.
Ciocia Hela weszła do pokoju Kingi.
– Witaj, siostrzenico. Co u ciebie?
– Normalnie – burknęła Kinga, nie odwracając się.
– No to się obróć do mnie – powiedziała stanowczo ciocia Hela. – Niech ci się przyjrzę.
Kinga niechętnie odwróciła się. Ciocia przyjrzała się jej twarzy, złapała za rękę i zbadała puls.
– Kiedy ostatnio normalnie jadłaś?
– Nie pamiętam.
– A okres kiedy miałas?
Kinga drgnęła i gwałtownie spojrzała na ciotkę.
– Nie pamiętam.
– Jak to nie pamiętasz? Pomyśl.
– No… dawno. Chyba ze dwa miesiące temu.
Ciocia Hela zmarszczyła brwi.
– Kinga, wstawaj. Chodźmy do łazienki.
– Po co?
– Sprawdzimy coś.
Kinga leniwie wstała z łóżka. Nogi miała jak z waty, w oczach się zmroźiło.
– Oj – złapała się za ścianę.
– Co się dzieje?
– Kręci mi się w głowie.
Ciocia Hela pomogła jej dojść do łazienki i zamknęła drzwi.
– Rozbierz się – powiedziała krótko.
– Ciociu Helu, po co?
– Bo tak. Rób, co mówię.
Kinga powoli się rozebrała. Ciocia obejrzała ją, obmacała brzuch i piersi.
– Dobrze, ubieraj się.
Wróciły do pokoju. Ciocia Hela usiadła na krześle i długo patrzyła na siostrzenicę.
– Kinga, powiedz szczerze. Miałaś z tym chłopakiem coś więcej?
Kinga poczerwieniała po same uszy.
– Co ciocia ma na myśli?
– Dobrze wiesz. Byliście razem intymnie?
Kinga spuściła głowę i skinęła.
– Byliśmy.
– Zabezpieczaliście się?
– Mówił, iż wszystko pod kontrolą, iż wie, jak trzeba…
– Jasne. Kinga, jesteś w ciąży.
Słowa zawisły w powietrzu jak wyrok. Kinga siedziała nieruchomo, jakby nie rozumiejąc, co usłyszała.
– Co? – w końcu odezwała się.
– Jesteś w ciąży. Z trzy miesiące już, nie mniej.
Kinga zakryła twarz rękami i rozpłakała się. Ciocia Hela przytuliła ją.
– No no, nie płacz tak.
– Co ja teraz zrobię? – łkała Kinga. – On przecież żeni się z inną! A ja… ja…
– Najpierw trzeba się upewnić. Jutro pojedziemy do lekarza. A potem zobaczymy.
– Mama się dowie?
– Na razie nikomu nie mów. Najpierw sprawdzimy dokładnie.
Ciocia Hela wyszła, a Kinga siedziała na łóżku do rana, nie wiedząc, co zrobić. W głowie wirowały fragmenty wspomnień o Krzysztofie, o ich spotkaniach, o tym, jak obiecywał, iż się z nią ożeni po studiach.
Rano pojechały z ciocią Heleną do szpitala. Lekarz potwierdził to, co wiedziała już ciocia. Ciąża, czternaście tygodni.
– Co teraz? – zapytała ciocia Hela, gdy wyszły z gabinetu.
– Nie wiem.
– Najpierw trzeba pogadać z tym chłopakiem. Może się rozmyśli, jak się dowie.
– Nie, ciociu Helu. On się nie rozmyśli. Kocha inną.
– Skąd wiesz? Może tylko przestraszył się odpowiedzialności. Faceci często tak robią.
Kinga pokręciła głową.
– Widziałam ich razem. Patrzy na nią zupełnie inaczej niż na mnie. To prawdziwa miłość.
– W takim razie trzeba podjąć decyzję. Albo rodzić i wychowywać sama, albo…
– Albo co?
– No wiesz. Są sposoby, żeby ciążę przerwać.
Kinga drgnęła.
– To grzech.
– Grzech czy nie grzech, życie jestMijają lata, dzieci Kingi dorosły, a ona przez cały czas czasem patrzy na zdjęcia z młodości i zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby tamtej jesieni podjęła inną decyzję.