Obwiniam się za brak miłości do własnego syna

newsempire24.com 1 tydzień temu

Oskarżam się o to, iż nie kocham własnego syna

Czasami życie stawia przed nami pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Bywa jednak gorzej — sami stajemy się pytaniem, z którym nie wiemy, jak żyć dalej. Ta historia nie jest moja, ale od kiedy ją usłyszałam, nie daje mi spokoju.

Nazywam się Bogna, wychowałam się w wielodzietnej rodzinie. Było nas siedmioro: mama, tata i pięcioro córek. Ja byłam najmłodsza. Od najwcześniejszych lat towarzyszyła mi jedna natrętna myśl: którą z nas mama kocha najbardziej?

Często zadawałam jej to pytanie, zwłaszcza gdy zostawałam z nią sam na sam. Ale mama nigdy nikogo nie wyróżniała. Zawsze odpowiadała tak samo: „Kocham was jednakowo. Jesteście moimi dziećmi i moja hodźba jest jedna — macierzyńska”. Wtedy wydawało mi się, iż to wymijająca odpowiedź. Dziś, patrząc wstecz, rozumiem, iż to była jedyna słuszna postawa. Mama była mądra. Dzięki jej sprawiedliwości wyrosłyśmy na zżyte siostry, zawsze gotowe sobie pomóc.

A jestem matką tylko jednego dziecka. Nie potrafię więc choćby wyobrazić sobie, co czuje rodzic, który ma ich więcej. Ale niedawno poznałam kobietę, której doświadczenie zmusiło mnie do przemyślenia rzeczy, o których wcześniej bałam się pomyśleć.

Nazywa się Ludmiła. Poznałyśmy się, gdy dołączyła do naszego działu w pracy. gwałtownie znalazłyśmy wspólny język, jadłyśmy razem lunch, dzieliłyśmy się sprawami osobistymi. Zawsza lubiłam słuchać o życiu innych — w ten sposób poznajemy nie tylko ludzi, ale też własne cienie.

Ludmiła często opowiadała o swojej córce: jak się uczy, pracuje, pomaga w domu. Pokazywała zdjęcia, cieszyła się z każdego sukcesu. Słuchałam z uśmiechem, trochę zazdroszcząc — taka kochająca, oddana matka.

Ale pewnego dnia wspomniała o prezencie, który dostała od… synowska. Zaskoczona zapytałam: „Syna? Nigdy nie mówiłaś, iż masz jeszcze jedno dziecko”. Ludmiła uśmiechnęła się niepewnie i po chwili wahania postanowiła wyznać prawdę.

Jak opowiadała, syn urodził się pierwszy. Była wtedy młodą, pełną ambicji kobietą, która marzyła, by być idealną matką. Starała się, dbała, karmila, kąpała… ale coraz częściej łapała się na tym, iż robi to automatycznie. Żadnej czułości, żadnej wewnętrznej hodźby. Wszystko było jakby „trzeba”, a nie „chcę”.

— Nie umiem tego wytłumaczyć — powiedziała smutno. — Był dobrym dzieckiem. Posłusznym, mądrym, pracowistym. Ale moje serce milczało. Przekonywałam się, iż tak nie powinno być. Że może miłość przyjdzie z czasem… Ale nigdy nie nadeszła.

A potem, cztery lata później, urodziła się córka. I wszystko się zmieniło. Jej pojawienie się przewróciło życie Ludmiły do góry nogami. Miłość macierzyńska, na którą tak czekała przy pierwszym dziecku, spadła na nią jak lawina. Była szczęśliwa. Uwielbiała córeczkę, rozpieszczała, chroniła. A jednoc hodźe oddalała się od syna. Nie biła go, nie krzyczała. Ale też nie przytulała, nie całowska, nie mówiła „kocham”. Był obok — jak obcy.

Z czasem poczucie winy tylko rosło. Próbowała się usprawiedliwować: depresja, zmęczenie, niegotowość do macierzyństwa. Ale prawda była taka, iż nie było w tym logiki. Po prostu nie pokochała. A gdy zrozumiała, iż córkę uwielbia, stało się jeszcze gorzej — bo jednemu dała wszystko, a drugiemu tylko obowiązek.

— Czasami wyobrażam sobie — szepnęła Ludmiła — jak on, mały, patrzy, gdy całuję siostrę, głaszczę ją po włosach. A jemu — nic. I pamiętał to. Zawsze pamiętał. Widziałam w jego oczach to samo milczące pytanie, które ja zadawałam w dzieciństwie swojej mamie: „Kogo kochasz bardziej?”. Nie mogłam go okłamać. Bo znał odpowiedź…

Teraz syn jest dorosły, odniósł sukces. Szanuje matkę, pomaga. Ale między nimi jest chłód, pustowska, sztuczność. Jakby oboje udawali bliskość, nie będąc bliskimi.

Słuchałam i nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie oceniałam. Ale serce mnie bolało. Naprawdę zdarza się coś takiego? Że nie potrafisz kochać własnego dziecka? Że jedna dusza budzi w tobie hodźbę, a druga — nie?

Może to właśnie największy grzech matki — nie nienawidzić, nie krzywdzić… ale po prostu nie czuć?

Od tamtej pory inaczej patrzę na koleżanki z pracy, przyjaciół, sąsiadów. Każdy ma swoją historię. I może gdzieś obok żyje kobieta, która milczy, ale każdej nocy dręczy się tym, iż nie potrafiła dać miłości temu, kto potrzebował jej najbardziej.

Idź do oryginalnego materiału