Adrian Wykrota: Czy w dzisiejszych, pędzących czasach, potrzebujemy jeszcze medium fotografii?
Beata Zięba-Zaborek: Trudne pytanie. Mogę powiedzieć prywatnie, iż ja nie potrzebuję fotografii „instagramowej”, ona mnie nuży. Chociaż, paradoksalnie, kiedy jestem bardzo zmęczona, to właśnie na Instagram wchodzę i scrolluję.
Ale myślę, iż potrzebujemy fotografii powolnej, tej z wystaw i książek.

Beata Zięba-Zaborek, fot. Adrian Wykrota
Takiej, która jest jakąś refleksją. Istotna jest dla mnie fotografia analogowa – nią na co dzień się posługuję. Chciałabym także pokazać, iż to jest zupełnie inne fotografowanie. Kiedy prezentuję komuś aparat analogowy, prawdziwą matówkę, to jest to zupełnie niepowtarzalny obraz i doświadczenie.
AW: Czyli myślisz, iż to właśnie fotografia analogowa jest remedium na ten wirujący świat i nadmiar obrazów?
BZ: Wiele osób wraca do analoga, a następnie robi cyfrowe skany z negatywu – takie podejście również przyczynia się do powstawania nadmiaru i konsumowania cyfrowych treści. Większość zapomina potem o natywnym nośniku obrazu, czyli o negatywie. Pamiętam akcję w Fotomie [znany zakład fotograficzny w Poznaniu] – mieli trzy pudła nieodebranych klisz. Kiedy o tym usłyszałam, stwierdziłam, iż sam analog nie gwarantuje spowolnienia.
Ja akurat skanuję filmy sama w domu i staram się na warsztatach, które prowadzę, zaszczepiać ideę fotografii powolnej.
Kiedyś robiłam sesje lifestyle’owe i porzuciłam to. Byłam przerażona liczbą zdjęć, które na takiej sesji powstają. Gdy zaczęłam robić swój projekt [„Matrescencja”] na aparacie wielkoformatowym, pożyczonym z Ciemnicy [NGO / kolektyw zajmujący się edukacją w obszarze fotografii analogowej], przynosiłam z sesji jedno albo dwa ujęcia. A z sesji komercyjnej przynosiłam 1200 zdjęć. Miałam dosyć.
AW: W swoich projektach poruszasz tematy bliskie twoim przeżyciom. Czy traktujesz fotografię jako język opowiadania o tych mocnych doświadczeniach?

Beata Zięba-Zaborek, fot. Adrian Wykrota
BZ: Powiedziałabym nawet, iż traktuję fotografię jako swoją terapię. Teraz mogę także mówić szerzej: traktuję swoją twórczość jako terapię – jakiś czas temu odeszłam od samej fotografii i posługuję się różnymi mediami.
Pierwszy projekt zaczęłam realizować w 2019 roku, kiedy urodziło się moje pierwsze dziecko.
Fotografowałam znajome, które też przechodziły ten proces, i okazywało się, iż to bycie matką wcale nie jest takie łatwe. Projekt rodził się powoli, bo bardzo długo nie wiedziałam, o czym ma być, nie umiałam nazwać tych uczuć. Potem, w 2021 roku, składając wniosek o stypendium, natrafiłam na słowo matrescence (matrescencja) i ono nazwało wszystko, co próbowałam streścić. Proces fotografowania był dla mnie próbą nazwania tego, przez co przechodzę – przez transformację, przez zmianę tożsamości. Tak, traktuję fotografię leczniczo, terapeutycznie, jako poznawanie siebie.
AW: Minęło sześć lat od powstania pierwszych kadrów. Jak patrzysz na te fotografie dzisiaj, jak zmieniło się twoje podejście?

Projekt „Matrescencja”, fot. Beata Zięba-Zaborek
BZ: Jestem już na innym etapie. Patrząc na te zdjęcia, widzę, iż szukałam, iż nie było dla mnie do końca jasne, co chcę powiedzieć. Dostrzegam też w tych zdjęciach pewną mroczność, której wtedy nie widziałam.
Myślę, iż proces, który przeżywałam, był mocny.
Po tych wszystkich spotkaniach zdałam sobie też sprawę, dlaczego z jednymi kobietami widywałam się częściej, a z innymi rzadziej – one były moimi alter ego. Rozpoznałam w nich część swojej historii. Były do mnie podobne, na przykład w takich banałach, jak dom zawalony praniem, na chacie totalny armagedon, a to wszystko to ciągła próba łączenia macierzyństwa ze swoimi pasjami. Po czasie stało się dla mnie jasne, dlaczego z niektórymi „zagrało” mi bardziej.
Zdałam sobie sprawę, iż ja nie sfotografowałam tych kobiet, tylko sfotografowałam siebie.
Na niewielu fotografiach z tego cyklu można zobaczyć twarz bohaterek. Zauważyłam po fakcie, iż wybierałam takie ujęcia, w które każdy może wejść i utożsamić się z sytuacją. To nie jest portret, tylko raczej niedopowiedziane przeżycie.
AW: Wspomniałaś o kobietach, które fotografowałaś. Czy spotkałaś wśród nich takie, które również używały fotografii do opowiadania o swoim macierzyństwie?

Projekt „Matrescencja”,fot. Beata Zięba-Zaborek
BZ: Nie, ale zauważyłam, iż często były to kobiety, którym bliskie było tworzenie. Potem się okazywało, iż studiowały na ASP, iż robiły coś własnego. To była taka nasza przestrzeń porozumienia.
AW: Chciałbym cię zapytać o zjawisko sharentingu. Badania pokazują, iż około 40% rodziców regularnie upublicznia w internecie zdjęcia i filmy z wizerunkami swoich dzieci. Jakie masz do tego podejście?
BZ: Zastanawiałam się nad tym długo. Przypomniała mi się także rozmowa Irminy Walczak, Karo Ćwik i Marty Kieli-Czarnik z Moniką Szewczyk-Wittek, która została opublikowana na łamach portalu Fotopolis – artystki długo dyskutowały o tym temacie. Myślę, iż to bardzo trudna sprawa i trzeba rozgraniczyć cele. Co innego, gdy codziennie publikuje się zdjęcie na stories, a co innego, gdy jest to fotografia artystyczna. To są dwie różne kwestie i pytanie, jaką mamy intencję?
Jeśli to służy refleksji… Na przykład Irmina Walczak fotografuje swoje dzieci, ale (jak mówiła w tamtym wywiadzie) zawsze je pyta o zgodę.
Wiem, iż jednak konsekwencja jest ta sama – zdjęcie zostaje pokazane w internecie.
Zaczęłam się też zastanawiać nad kontekstem. Zapraszamy dzieci do różnych projektów, na przykład do filmu. One nie są świadome konsekwencji, jakie może to przynieść, iż to czasami niszczy im życie, zabiera beztroskość. Dla mnie to jest dużo bardziej niszczące zjawisko – to wprowadzenie dziecka w świat dorosłych.
AW: Chodzi ci o monetyzację wizerunku?

Nowy projekty, fot. Beata Zięba-Zaborek
BZ: Tak. Ale też o szybkie dorastanie w „wielkim świecie” gwiazd. O presję, jaką to im narzuca od samego początku, ponieważ stają się wizerunkiem, osobą rozpoznawalną czy choćby sławną. Na Instagramie jest podobnie. Sama miałam taki epizod w swoim życiu fotograficznym, kiedy pracowałam przy sesjach komercyjnych dla znanego portalu rodzicielskiego. Zrobiłam dwie sesje produktowe ze swoimi dziećmi. Zadziwiające jest to, patrząc z perspektywy czasu, jak łatwo to przyszło. Zupełnie bezrefleksyjnie. Wtedy byłam już w trakcie robienia swojego projektu o macierzyństwie i powoli dojrzewała we mnie decyzja, żeby fotografię zostawić tylko dla siebie; nie używać jej do celów komercyjnych. Męczyło mnie też to, iż zaczęłam wtedy postrzegać rzeczywistość jako kontent na media społecznościowe.
AW: Mam wrażenie, iż bardzo dobrze, iż ten temat zaczął wreszcie żyć w przestrzeni publicznej. Kiedyś podchodzono do internetu bezrefleksyjnie, wrzucano tam wszystko. A teraz okazuje się, iż dorasta już pokolenie, któremu rówieśnicy mogą wyciągnąć coś sprzed 15 lat, co zostało wrzucone do sieci przez ich rodziców, a co staje się dla nich – jako nastolatków – traumą.
BZ: Dokładnie. A do tego dochodzi łatwość przerobienia takiego zdjęcia przez AI. Możliwości są przerażające. Widziałam kilka kampanii mówiących o tym temacie i myślę, iż idzie to ku poszerzaniu świadomości.
AW: Pracujesz teraz nad czymś nowym?
BZ: Tak – moje prace będą prezentowane podczas MAMA FEST – to festiwal poświęcony macierzyństwu. Dla odmiany pracuję także nad projektem, który będzie bardzo terapeutyczny… ale tym razem bardziej o mnie. Robię coś, czego nie przypuszczałam, iż kiedykolwiek zrobię: swoje autoportrety. To była ostatnia rzecz, o jakiej bym pomyślała. Ale tak to już jest w terapii, iż jeżeli coś cię totalnie odrzuca, to znaczy, iż masz się temu przyjrzeć.
Zastanowiłam się, dlaczego w projekcie o macierzyństwie w ogóle nie fotografowałam siebie. Teraz robię autoportrety, potem robię z nich cyjanotypie, a następnie haftuję je. Przetwarzam obraz wielokrotnie. Powróciłam też do malowania i kolażu, więc robi się z tego projekt intermedialny. Pozwoliłam sobie wrócić do rzeczy, które lubiłam. Myślę, iż to wszystko dzieje się przez moje dzieci. One mnie do tego zapraszają.
Beata Zięba-Zaborek – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza oraz edukacji artystycznej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Laureatka Stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego w 2023 roku. Projekt „Matrescencja”, realizowany w ramach stypendium, stanowił zwieńczenie poszukiwań artystycznych trwających od 2020 roku. Indywidualna wystawa fotografii odbyła się w listopadzie 2023 roku w Poznaniu.
Fotografie z cyklu „Matrescencja” prezentowane były również na wystawach zbiorowych, m.in. w ramach konkursów: „Wystaw się w CSW”, „Wodność” w Galerii Centrala w Poznaniu oraz Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii „Portret”. Cały cykl został opublikowany w formie drukowanej w 44. numerze „Kwartalnika Fotografia”.
Obecnie stypendystka Funduszu Popierania Twórczości ZAiKS. Prywatnie mama dwójki dzieci. Na co dzień nauczycielka plastyki i edukatorka artystyczna.














