Odeszła, a on zrozumiał za późno, iż była jego jedyną prawdziwą miłością.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Odeszła, a on zdał sobie sprawę zbyt późno, iż była jego jedyną prawdziwą miłością.

Marek siedział w samochodzie, wpatrzony w wejście do restauracji. Jego dłonie drżały, ale tego nie zauważał. W uszach dudnił mu głuchy świst, znak ogromnego napięcia. Dziś była zjazd absolwentów. Dwadzieścia lat od matury. Dwadzieścia lat od chwili, gdy sam zniszczył to, co mogło być jego szczęściem.

Wtedy podejrzewał, iż Justyna go zdradza. Zdjęcie z nowym adoratorem, jak myślał, wywróciło mu wnętrzności. Ona się nie tłumaczyła. Milczała. On krzyczał, oskarżał, wyrzucał z siebie wszystko, co dusił w środku. A ona odeszła. Bez krzyku. Bez słów.

Pół roku później ożenił się z Magdą. Z rozpaczy. By udowodnić Justynie, iż może być szczęśliwy bez niej. Ale szczęście nie nadeszło. Małżeństwo było płaskie, napięte jak struna. Wszystko było na miejscu: żona, dziecko, praca. Ale jego serce pozostawało głuche.

A dziś miał ją znów zobaczyć. Justynę. Tę jedyną. Tę, którą naprawdę kochał.

Wszedł do sali i natychmiast ją wyczuł. Nie widział jej jeszcze ale poczuł. Jej energię, jej lekki śmiech. Wciąż była nieodparta: sukienka w kwiaty, loki opadające na ramiona, to pewne spojrzenie. I nagle wszystko znów się przewróciło. Jak wtedy.

“Justyna…” zawołał, gdy wyszła odebrać telefon.

“Tak, Marek?” Jej głos był spokojny, niemal drwiący.

“Chcę wszystko wiedzieć. Jak żyłaś… beze mnie?”

“Na pewno chcesz to usłyszeć?” W jej głosie nie było bólu, tylko głębokie zmęczenie, wypalone do cna.

“Nie potrafię bez ciebie żyć. Bez nas…”

“Nie ma już *nas*, Marek. Od dawna.”

“A nasze dziecko?” rzucił nagle.

Zbladła. Zamknęła oczy. Potem powiedziała cicho, ale stanowczo:

“Mówisz o tym dziecku, które straciłam po twoich oskarżeniach? O tym, którego nie uratowałam, bo płakałam za mocno? Tak, byłam w ciąży. Ale powiedziałeś, iż to nie twoje. Uwierzyłeś w to zdjęcie. Nie we mnie. Nie w swoje serce. Uwierzyłeś Magdzie.”

Spuścił głowę. Wszystko zniszczył tamtego dnia.

“Przeżyłam, Marek. Złamana, spalona. Ale przeżyłam. Wyjechałam. Zaczęłam od nowa. Pomógł mi jeden człowiek, który zobaczył we mnie… tylko mnie. Nie moje błędy, nie moją winę, nie moją przeszłość. A dziś mamy dwoje adoptowanych dzieci. Są moje od pierwszego dnia. I jestem szczęśliwa.”

“Wybacz mi…”

“Po co? Za to, iż mnie zniszczyłeś? Wybaczyłam ci. Sobie trwało to dłużej. Ale teraz nie jestem już tą, którą znałeś. Nie należę do ciebie. Zbyt późno zrozumiałeś, co straciłeś.”

Odwróciła się i odeszła. Lekkim krokiem, z wyprostowanymi plecami, pełna pewności siebie. Wszystko, czego nie potrafił ochronić dawno temu.

A on został, nieruchomy, w ciszy parkingu, z sercem w kawałkach i jedną pewnością: nie da się cofnąć czasu. Czasem jest już za późno. I choćby jeżeli nosiłeś ją w sercu całe życie… dla niej jesteś już nikim.

Idź do oryginalnego materiału