„Odeszłam, bo nie mogłam dłużej znieść”: jak mąż pewnego dnia postawił mnie przed faktem — i wprowadził obce dzieci do domu

twojacena.pl 1 dzień temu

„Odeszłam, bo nie mogłam już tego znieść”: jak mój mąż pewnego dnia postawił mnie przed faktem dokonanym i wprowadził do domu obce dzieci

Poznałam Sławka, kiedy jego małżeństwo już dawno się rozpadło. Był wolny, po rozwodzie, spokojnie mieszkał sam i wydawał się zrównoważony, opanowany, rozsądny. Wtedy myślałam, iż to właśnie ten człowiek, z którym można zbudować prawdziwą przyszłość. Nigdy nie mówił o swojej byłej. Ani jednego złego słowa, ani wzmianki – jakby tego glamoru jego życia w ogóle nie było.

Nie nalegałam. Nie chciałam grzebać w przeszłości, bo u nas wszystko układało się dobrze. Zbliżyliśmy się bardzo gwałtownie – z pierwszego spotkania wiedzieliśmy, iż patrzymy na wiele rzeczy podobnie. Zamieszkaliśmy razem niemal od razu. Żyliśmy spokojnie, bez burz i awantur. Jedno wiedziałam na pewno – Sławek miał dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Odwiedzał je, kupował prezenty, czasem zostawał u nich do wieczora. Nie uczestniczyłam w ich życiu. Jego była żona nienawidziła mnie całym sercem, dlatego nie było mnie przy dzieciach.

Po czterech latach wzięliśmy ślub. Tego samego dnia dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. To była chwila szczęścia – Sławek promieniał, przytulał mnie, krzątał się, dbał o mnie, w nocy biegał po truskawki i lody. Czułam się kochana. Wszystko wydawało się prawdziwe. Aż do pewnego wieczoru.

Wrócił z odwiedzin u dzieci i powiedział sucho: „Ola, moje dzieci będą z nami mieszkać. Aneta (jego była) wyjechała za granicę z nowym facetem. Nie wiadomo, kiedy wróci. Dzieci zostawiła na mnie”. Milczałam. Nie krzyczałam, nie robiłam sceny. Tylko słuchałam, jak w mojej głowie wali się właśnie zbudowany dom marzeń. choćby nie spytał, nie wytłumaczył – po prostu postawił mnie przed faktem.

Po tygodniu dzieci były u nas. Próbowałam sobie poradzić. Gotowałam, sprzątałam, starałam się nawiązać kontakt. Ale dzieci mnie nie akceptowały. Ignorowały moje prośby, odmawiały jedzenia, które przygotowywałam, rozrzucały rzeczy po domu, śmiały mi się w twarz i nazywały obcą. Raz starszy rzucił we mnie talerzem z makaronem. Płakałam w łazience, przyciskając dłonie do brzucha.

Sławek mówił: „Ola, no wytrzymaj… to przecież dzieci”. A ja patrzyłam na niego i myślałam – a kim ja jestem? Jestem w ciąży. Jestem kobietą, która zgodziła się być twoją żoną. Ale nie składałam przysięgi, iż zostanę macochą wbrew swojej woli.

Po miesiącu nie wytrzymałłam. Spakowałam rzeczy i pojechałam do mamy. Tam po raz pierwszy od dawna mogłam się wyspać. Zjeść w spokoju. Oddychać. Mąż przyjechał po tygodniu, zły, obrażony, mówił, iż jestem zdrajczynią. Po prostu zamknęłam drzwi. Odeszłam.

Wniosłam o rozwód. I nie żałuję.

Minęło pięć lat. Mam wspaniałą córkę, dla której żyję. Mam nowego partnera, którego nazywa tatusiem. Jesteśmy rodziną. A Sławek… został z tamtymi dziećmi. Ich matka nigdy nie wróciła. Nie żałuję swojej decyzji. Wtedy wybrałam siebie. Wybrałam dziecko pod sercem. Wybrałam życie bez bólu i poczucia winy. I za każdym razem, gdy patrzę na córkę – wiem, iż postąpiłam słusznie.

Idź do oryginalnego materiału