Ewa była artystyczną duszą, pełną pomysłowości i fantazji. Cokolwiek wzięła do ręki, wychodziło z tego coś pięknego i ciekawego. Do tego była dobra, cicha i skromna, ale przede wszystkim niezastąpiona. Pracowała w wiejskiej szkole, uczyła w klasach początkowych.
Dzieci, rodzice, a choćby inni nauczyciele ją uwielbiali. jeżeli ktoś zachorował, zawsze go zastąpiła, choćby na drugą zmianę.
Pani Ewo, nie mogę rozwiązać tego zadania mówił jej uczeń Bartek.
A pomyślałeś chociaż chwilę nad nim? pytała, wiedząc, iż on wcale nie chce myśleć, tylko przepisać. jeżeli koledzy nie dali mu ściągać, biegł do niej.
Cierpliwie tłumaczyła, aż Bartek w końcu łapał. A gdy już zrozumiał, uśmiechał się szeroko.
O, to wcale nie takie trudne!
Ewa wychowała się w domu dziecka, później poszła do szkoły pedagogicznej. Jako niemowlę zostawiono ją na progu sierocińca, a imię nadała jej pielęgniarka bardzo je lubiła, a nazwisko wymyślono na poczekaniu. Jak wszyscy w domu dziecka, nauczyła się znosić cierpienie w milczeniu. Komu miała się skarżyć?
Nie znała rodzicielskiej miłości, ale marzyła o własnej rodzinie i dzieciach. Wiedziała, iż odda całą niewykorzystaną miłość mężowi i swoim pociechom. Marzyła, iż spotka odpowiedniego mężczyznę i będą żyć tylko dla siebie.
Jednak los chciał inaczej wyszła za Krzysztofa, miejscowego kierowcę ciężarówki. Zwrócił uwagę na młodą nauczycielkę, a jej zależało na stworzeniu własnego gniazdka, choć odrobiny kobiecego szczęścia. Pewnego dnia zatrzymał ją.
Ewa, od jakiegoś czasu ci się przyglądam, porządna z ciebie dziewczyna. Wyjdź za mnie. Nie umiem romansować, kwiatów nosić, jestem prosty w słowach. Starszy jestem, no ale co zrobić. Dom mam duży. Rodzice wcześnie odeszli, żyję sam. Chciałbym mieć w domu gospodynię powiedział poważnie.
Oczywiście Ewa, jak każda kobieta, marzyła o romantyzmie. Wyobrażała sobie, jak ukochany klęka na jedno kolano i wręcza jej pierścionek. A tu po prostu: wychodź i wchodź.
No dobrze, Krzysiu, przyjmuję twoją propozycję odpowiedziała. niedługo odbyło się skromne wesele, i zamieszkała w jego domu.
Przed ślubem niektórzy odradzali jej ten krok.
Ewa, zastanów się dobrze, Krzysiek to nie ten człowiek, którego potrzebujesz. Jesteś delikatna, artystyczna, a on zwykły chłop. Jesteście zupełnie różni.
Mieszkańcy wsi pamiętali Krzysztofa jako człowieka małomównego. Pracował solidnie, szefowie go chwalili, ale był zamknięty w sobie. Ewa mu się spodobała, bo była urodziwa, postawna, z długimi włosami splecionymi w warkocz. Potrafiła ułożyć go wokół głowy, co mu się podobało. Miała zielonkawe oczy, była skromna i cicha. Taką żonę chciał dla siebie.
Od pierwszych dni Ewa pokazała, iż jest świetną gospodynią. Wszystko ogarniała, gotowała smacznie, a w obejściu zawsze było czysto. Mąż jednak zauważał, iż żona jest trochę dziwna czasem recytuje wiersze na głos, śpiewa przy sprzątaniu, cieszy się drobiazgami. On tego nie rozumiał, nie miał takiej wrażliwości. Wieczorami oglądała seriale i jednocześnie coś dziergała mały sweterek i od razu dawała sąsiadce w prezencie.
Ewa zastanawiała się:
Dlaczego u nas z Krzysiem nie ma dziecka? Żyjemy razem tyle czasu Czas najwyższy. Potrzebujemy dzieci, przecież to dziedzice, musi być jak u ludzi.
Krzysztof też myślał o potomstwie. Widział, iż żona z dnia na dzień staje się smutniejsza, rzadziej się uśmiecha.
Ewa pewnie martwi się, iż nie może zajść w ciążę. Powiesiła już ikony w kącie, słyszę, jak modli się do Boga myślał, gdy słyszał jej szept.
Sam nie wierzył w nic, ale nie zabraniał jej.
Niech wiesza. Niech się modli. Mnie to nie szkodzi. Ona wierzy, ja nie, to jej sprawa.
Jako żona Ewa mu odpowiadała. Cicha, pokorna, szanowana przez wieśniaków za to, iż uczy ich dzieci. Pewnego dnia wrócił do domu, a na podwórku koza. Potem i kury pojawiły się, bez jego zgody.
No cóż pomyślał to i tak dla domu. Każdy tu ma jakieś zwierzęta.
Ale gdy zobaczył małego szczeniaka, nie wytrzymał:
Ewka, co to za kundel u nas na podwórku? Nie brakowało nam tylko szczeniaków, jeszcze nam się rozmnożą.
Krzysiu, przecież on taki malutki, przyszedł sam. Nie zrujnuje nas dodatkowa miska zupy. U wszystkich są psy do pilnowania, niech i u nas będzie.
Przekonała go. Zgodził się. Szczeniak był czarny, trochę puszysty.
Nazwijmy go Azor. Będzie mądry, już teraz jest sprytny.
Krzysztof choćby zbudował mu budę. Z czasem się do niego przywiązał głaskał, karmił, rozplątywał łańcuch. Nie zauważyli nawet, gdy sąsiedzki Burek wpadł na ich podwórko. Krzysztof wracając z pracy zobaczył, jak ten ucieka.
No, Azor, kolegę sobie znalazłeś. Będziecie mieli potomstwo. A nam to niepotrzebne.
Widzieli, iż Azorica niedługo będzie miała szczeniaki. Mąż nic nie mówił, tylko był coraz bardziej ponury. Żona patrzyła na niego z niepokojem. Spotkała sąsiadkę Halinę.
Ewuniu, wybacz, ale jak ty żyjesz z tym Krzysiem?
Co się stało, ciociu Halinko?
To on się z tobą nie konsultował? Widząc jej zdziwienie, dodała: To potwór. Szłam od siostry w sąsiedniej wsi, spotkałam twojego męża. Ciągnął Azorę na sznurku, a ona się opierała. Spytałam, dokąd ją prowadzi, powiedział, żebym się nie wtrącała. Bałam się, co zamierza. Schowałam się za krzakami on oddał ją jakiemuś mężczyźnie.
Ewa złapała się za serce i pobiegła do domu. Halina dodała:
Może dlatego nie macie dzieci, iż Krzysiek to taki okrutnik.
Gdy wrócił mąż, od razu spytała:
Krzysiu, gdzie Azora? Dlaczego buda pusta?
Nigdy nie widziała go tak wściekłego.
Co cię to obchodzi