Dzisiaj w moim dzienniku zapisuję smutną historię, która zostawiła ślad w moim sercu. Nazywam się Wanda Nowacka, mam sześćdziesiąt trzy lata. Przez całe życie starałam się być dobrą matką, uczciwą kobietą, nie wtrącać się w cudze sprawy i nie pouczać, gdy nikt mnie o to nie prosił. Ale widocznie ta postawa stała się moją zgubą. Dzisiaj znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym choćby najgorszemu wrogowi: moja synowa ogłosiła mi bojkot, a mój syn zachowuje się, jakbym przestała istnieć. Wszystko przez jeden dzień, jedno dziecko… i moją odmowę.
Kiedy Tomek, mój jedyny syn, powiedział mi, iż się żeni, ucieszyłam się. Miał już trzydzieści lat – najwyższy czas założyć rodzinę. Modliłam się, by spotkał dobrą kobietę, z którą będzie mógł dzielić życie. Pierwsze wrażenie po poznaniu jego narzeczonej, Klaudii, było całkiem pozytywne – spokojna, ułożona, z dobrymi manierami. Prawda, iż miała syna z poprzedniego związku, ale pomyślałam: to nie moja sprawa, ważne, by Tomek był szczęśliwy.
Po ślubie Klaudia zaszła w ciążę. Niestety, ciąża była trudna, prawie cały czas leżała w szpitalu w Krakowie. Jej syn w tym czasie mieszkał naprzemiennie u ojca i babci ze strony matki. Nie wtrącałam się, nie narzucałam pomocy – nikt mnie nie prosił. Swojego wnuka, który urodził się już w tym małżeństwie, pierwszy raz zobaczyłam dopiero po pięciu miesiącach od porodu. Wcześniej dzwoniłam, pytałam, jak się miewa dziecko i jak Klaudia. Odpowiedzi były grzeczne, ale krótkie.
Na wizytę przyjechałam z prezentami – i dla wnuka, i dla starszego syna Klaudii. Przyjęła je bez większych emocji. Chłopiec choćby nie podziękował, ale nie obraziłam się, pomyślałam, iż może jest nieśmiały. Na pożegnanie powiedziałam Klaudii: *Jeśli będziecie potrzebować pomocy, dajcie znać*.
Minęły dwa tygodnie i zadzwoniła. Okazało się, iż rozbolał ją ząb, a teściowa nie mogła przyjechać. Poprosiła, żebym została z dziećmi. Nie odmówiłam. Przyjechałam, wysłuchałam krótkiego instruktażu i zostałam sama z niemowlakiem oraz jej synem z poprzedniego małżeństwa.
Od pierwszej chwili starszy chłopiec dał mi do zrozumienia, iż nie jestem tu mile widziana. Ignorował moje prośby, nie reagował, gdy go wołałam, kategorycznie odmawiał wspólnej zabawy. A potem zaczął grzebać w mojej torebce. Delikatnie, bez krzyku, zwróciłam mu uwagę. W odpowiedzi rzucił: *To mój dom! Robię, co chcę!* – i kopnął mnie w nogę. Spróbowałam go upomnieć, ale uciekł do pokoju, by po chwili wrócić z pistoletem na wodę i zacząć oblewać mi twarz. Cierpliwość mi pękła. Odebrałam mu zabawkę i stanowczo z nim porozmawiałam.
Później Klaudia poprosiła, żebym go nakarmiła. Ale ledwo podałam mu talerz z zupą, a on zaczął nią pluć, rozsmarowując jedzenie po stole i ścianach. Byłam w szoku. Nie dlatego, iż dziecko kaprysiło – dzieci bywają różne. Ale dlatego, iż zupełnie nie miało pojęcia o granicach i szacunku. Nikt mi nie powiedział, iż chłopiec ma problemy, a on zachowywał się nienormalnie. Gdy Klaudia wróciła, zapytałam wprost: *Czy twój syn jest zdrowy psychicznie?*
Spojrzała na mnie jak na wariatkę i odparła spokojnie: *Wszystko z nim w porządku*. Oświadczyłam, iż nigdy więcej nie zostanę sama z jej synem, bo mnie uderzył, oblał wodą i przeszukiwał moje rzeczy. W odpowiedzi usłyszałam: *Powinnaś była znaleźć do niego sposób!*
Po tej rozmowie wyszłam. Synowa przestała odbierać telefony. A gdy spytałam Tomka, kiedy będę mogła zobaczyć wnuka, zaczął się tłumaczyć i w końcu powiedział: *Porozmawiaj z Klaudią*. Gdy przekazał jej słuchawkę, odmówiła rozmowy. Przez syna przekazała, iż nie zamierza *obciążać mnie kontaktem z jej niegrzecznym dzieckiem*.
Tomek wysłuchał mojej wersji wydarzeń. Opowiedziałam wszystko, jak było. Ale widocznie Klaudia zdążyła już przedstawić mu inną historię. Powiedział, iż musi *to wszystko przemyśleć* – i więcej nie zadzwonił.
Teraz, jako babcia, zostałam pozbawiona prawa do widywania wnuka. Wszystko dlatego, iż nie chciałam być darmową nianią dla dziecka, które nie uznaje żadnych zasad. Gdyby Klaudia choć raz zwróciła mu uwagę, wytłumaczyła, iż nie wolno bić dorosłych ani grzebać w cudzych rzeczach, może do tego wszystkiego by nie doszło. Zamiast tego – cisza i odtrącenie.
Nie chciałam kłótni. Nie pragnęłam wojny. Ale nie zamierzam się płaszczyć ani pozwalać, by mnie upokarzano. Jestem matką. Jestem babcią. I zasługuję na odrobinę szacunku.