"Niedawno byłam z rodziną w restauracji. Byłam świadkiem sytuacji, która dała mi sporo do myślenia. Otóż przy sąsiednim stoliku siedziało małżeństwo z dzieckiem. Mała dziewczynka waliła łyżką o talerz i przy tym świetnie się bawiła. Było to dość irytujące zachowanie, co dostrzegł tata malca. Mężczyzna kilkukrotnie upominał 3-latkę, mówiąc, iż to przeszkadza innym i talerz pęknie. Dziecko jednak z uśmiechem przez cały czas stukało, świetnie się przy tym bawiąc.
Granice cierpliwości
W końcu stanowczo poinformował córkę, iż jeżeli jeszcze raz tak zrobi, to będzie musiała odejść od stołu. Mała ze szczerym uśmiechem ponownie walnęła łyżką o krawędź talerzyka, a tata wstał. Mężczyzna był konsekwentny i zrobił to, co dokładnie zapowiedział. Bez słowa złapał dziewczynkę i jednym ruchem odstawił kawałek od stołu.
Oczywiście reakcja taty skończyła się olbrzymim niezadowoleniem i płaczem ze strony dziecka. Mężczyzna spojrzał na córkę i powiedział, iż przecież ostrzegał. Zapytał, czy zamierza przez cały czas stukać, a ona pena siebie odpowiedziała, iż tak. 'W takim razie nie możesz wrócić do stołu' – zakomunikował. Sam usiadł i zaczął jeść posiłek, nie przejmując się protestami dziecka.
Jak tak można?
Najczęściej w takich sytuacjach spotykam się z komentarzami o 'niegrzecznym dziecku' i prośbami, by rodzic 'coś z nim zrobił'. Krzyk niezadowolonego malca nie spodobał się pewnej kobiecie, ale o dziwo, nie miała ona pretensji do dziecka. Rzuciła niezadowolonym tonem: 'Co pan wyprawia? Do dziecka trzeba z cierpliwością i troską. Dziecku trzeba spokojnie tłumaczyć, a nie tak z agresją. Takie są efekty, jak się krzyczy na dziecko'.
Dziewczynka zgłupiała i momentalnie podbiegła przytulić się do taty. 'Nie będziesz stukać?' – zapytał ponownie, ignorując kobietę. Dziewczynka pokręciła głową. 'Więc zapraszamy cię do stołu' – dodał, ocierając łzy z dziecięcej buzi i uśmiechając się do córeczki.
Granice są potrzebne
Ten tata absolutnie nie krzyczał i nie był agresywny. Upominał, prosił i moim zdaniem był nadwyraz cierpliwy, w końcu wyznaczył granice. Ostrzegł o konsekwencjach i dotrzymał słowa. Nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego. Mężczyzna cały czas był skupiony na dziecku, trzymał z nim kontakt wzrokowy. Za to mocno zaskoczyła mnie reakcja tej kobiety. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy zaczęliśmy postrzegać stanowczość jako coś złego i krzywdzącego?
Sama jestem za tym, by spokojnie rozmawiać z dziećmi, prosić i tłumaczyć, dlaczego mają coś zrobić lub wręcz przeciwnie, iż powinny zaprzestać jakiegoś zachowania. Nie uważam też, by dzieci były złośliwe. Rozumiem, iż testują granice. To stały i naturalny element dziecięcego rozwoju. Jednak te granice jakoś i gdzieś trzeba postawić.
Myślę, iż zaczęliśmy się bać dziecięcego płaczu i za wszelką cenę go unikać. Jednak on pojawia się także, gdy nasze pociechy są niezadowolone. A takich sytuacji po prostu nie da się uniknąć".