**Tego nie powinien wiedzieć.**
Stałem przed starą kamienicą w Warszawie i nie mogłem się zdecydować, by nacisnąć domofon. W kieszeni płaszcza miałem pomiętą kartkę z adresem, który wyciągnąłem od wspólnych znajomych. Dwanaście lat Minęło dwanaście lat, odkąd zostawiłem swojego nowo narodzonego syna.
Co ty robisz? szepnąłem do siebie. Myślisz, iż czekają tam na ciebie z otwartymi ramionami?
Ale nogi zdawały się przyrosnąć do chodnika. Nie mogłem ani wejść, ani odejść. W głowie wirowały wspomnienia tamtego strasznego dnia, gdy jako dwudziestodwuletni głupiec dałem się ponieść emocjom i narobiłem błędów, za które żałowałem przez resztę życia.
Mój były mąż, Krzysztof, był klasycznym przykładem, jak nie wybierać partnera. Przystojny, czarujący, dowcipny i absolutnie nieodpowiedzialny. Po ślubie okazało się, iż ma dwie pasje: alkohol i hazard. Mieszkanie, które dostałem od rodziców w prezencie ślubnym, spieniężył w pół roku.
Nie martw się, kotku mówił, całując mnie w czoło. Wszystko odzyskam, zobaczysz. Tylko trochę pecha.
Gdy dowiedziałem się o ciąży, Krzysztof zniknął na trzy tygodnie. Wrócił poturbowany, nieogolony, z rozciętą wargą.
Spłacałem dług burknął na moje łzy. Słuchaj, może może nie trzymajmy tego dziecka? Nie teraz.
To był ostatni gwóźdź do trumny naszego małżeństwa. Rozwiodłem się, będąc w siódmym miesiącu. Rodzice mnie wsparli, ale pod warunkiem zero kontaktu z Krzysztofem.
Poród był ciężki. Chłopiec urodził się słaby, lekarze walczyli o jego życie przez pierwsze dni. A potem, gdy kryzys minął, do sali wtargnął pijany Krzysztof.
Ochrona go wyrzuciła, ale wrócił następnego dnia trzeźwy, z kwiatami i zabawkami.
Tomek, wybacz mi mówił, klęcząc na szpitalnym korytarzu. Zmienię się, przysięgam. Daj mi szansę.
Matka, która zawsze była przeciwna temu związkowi, urządziła awanturę.
Albo zrzekasz się dziecka i jedziesz z nami do Łodzi, albo wymazujemy cię z życia! krzyczała. Wybieraj my, czy to pijackie bękarcie!
Miałem dwadzieścia dwa lata. Właśnie przeszedłem trudny poród, rozwód, zdradę. Nie miałem pracy, mieszkania, ani siły, by walczyć. I popełniłem największy błąd w życiu.
Przypomniałem sobie, jak matka Krzysztofa, Halina, zabierała malucha. Czułem, jak ściska mnie w gardle. Patrzyła na mnie z taką pogardą, iż chciałem się zapaść pod ziemię.
Podpisz tu powiedziała sucho, podsuwając papiery. I możesz być wolny.
Następne lata starałem się zapomnieć. Wyjechałem z rodzicami do Łodzi, skończyłem kurs księgowości, znalazłem pracę. Potem rodzice zginęli w wypadku, zostawiając mi małe mieszkanie i stos długów. Wychodziłem na prostą, jak mogłem.
Życie osobiste nie układało się. Dwa razy próbowałem zbudować związek, ale gdy dochodziło do tematu dzieci, uciekałem. Jak wytłumaczyć mężczyźnie, iż masz syna, którego porzuciłeś?
A pół roku temu usłyszałem diagnozę. Operacja się udała, ale lekarz powiedział wprost:
Nie będzie pan już miał dzieci, panie Tomaszu. Przykro mi.
Wtedy zrozumiałem muszę spróbować. Chociaż go zobaczyć, upewnić się, iż wszystko w porządku.
Drzwi klatki otworzyły się, wyszedł nastolatek w bluzie sportowej. Zamarłem. To był on te same brązowe oczy, ten sam uparty podbródek. Tylko nie niemowlę, a dwunastoletni chłopak.
Kogoś pan czeka? zapytał, przytrzymując drzwi.
Ja tak to znaczy nie wybełkotałem.
Wzruszył ramionami i poszedł dalej. A ja stałem i patrzyłem za nim, niezdolny się poruszyć.
Hej, Kuba! krzyknął ktoś z podwórka. Śpiesz się, zaczynamy bez ciebie!
Kuba. Ma na imię Kuba. Nie znałem choćby jego imienia.
Odwróciłem się i ruszyłem w przeciwną stronę, ale po kilku krokach stanąłem. Nie, tak nie można. Muszę spróbować.
Wróciłem i nacisnąłem domofon. W słuchawce odezwał się znajomy głos:
Kto tam?
Halina? To Tomasz. Mogę wejść?
Długa cisza. Wreszcie trzask zamka.
Mieszkanie prawie się nie zmieniło. Te same tapety, ten sam zapach mieszanka waleriany i świeżego ciasta. Halina postarzała się, ale trzymała się prosto.
Po co przyszedłeś? spytała bez wstępów.
Chciałem chciałem wiedzieć, jak on. Jak Kuba.
Skąd znasz jego imię?
Właśnie usłyszałem na dole. Koledzy go wołali.
Halina uśmiechnęła się ironicznie:
No to chodź do kuchni. Skoro już jesteś, pogadamy.
Przy herbacie dowiedziałem się wiele. Krzysztof nigdy się nie zmienił. Pił, grał, wpadał w długi. Dwa lata temu znaleziono go martwego w bramie może serce, może ktoś pomógł.
Wychowywałam go sama mówiła Halina. Emerytura mała, ale jakoś dajemy radę. Kuba to złoty chłopak dobrze się uczy, chodzi na basen. Trener mówi, iż ma talent.
A on wie coś o mnie?
Wie, iż tata zmarł po jego narodzinach. I nie waż się mu nic mówić! jej głos stał się twardy. Wybór zrobiłeś dwanaście lat temu.
Wiem. Nie chcę nic burzyć. Po prostu chciałem się upewnić, iż ma dobrze.
A co byś zrobił, gdyby było źle? Halina patrzyła mi prosto w oczy. Wróciłbyś jako zbawca?
Milczałem. Co mogłem odpowiedzieć?
Miałem raka powiedziałem nagle. Wszystko wycięli. Dzieci już nie będzie. Pomyślałem
Że możesz wrócić do porzuconego syna? dokończyła za mnie Halina. Nie, kochanie. Tak to nie działa.
Mogę jakoś pomóc? Pieniędzmi?
Pieniądze zawsze się przydadzą, ale nie od ciebie. Damy radę. Zawsze dawaliśmy.
W przedpokoju rozległ się hałas wrócił Kuba.
Babciu, jestem głodny! krzyknął od progu.
Idź umyj ręce, zaraz podam odpar