Ona była o rok starsza, a on miał zaledwie 16 lat, gdy przyprowadził do domu ciężarną dziewczynę.

polregion.pl 3 dni temu

Miał zaledwie szesnaście lat, gdy przyprowadził ją do domu… Dziewczynę, od dawna i bez wątpienia w ciąży, starszą od niego o rok.

Ewa uczyła się w tym samym technikum co on, tylko na innym kierunku. Przez kilka dni Wiktor przyglądał się, jak obca dziewczyna, wtulona w kąt, cicho płacze. Nie umknęły jego uwadze zaokrąglający się brzuch, te same ubrania noszone od dwóch tygodni i pusty, pozbawiony nadziei wzrok.

Jak się okazało, jej historię znał prawie każdy… Wnuk znanego w ich mieście przedsiębiorca spotykał się z nią, ale w końcu zniknął, wyjechał „w interesach” do innego województwa. Jego rodzice nie chcieli mieć z Ewą nic wspólnego. Powiedzieli to wprost.

A jej własna rodzina, jakby żyła w średniowieczu, bojąc się „hańby”, wyrzuciła ją z domu i wyjechała na działkę. Jedni współczuli Ewie, inni śmiali się za jej plecami.

— Sama jest sobie winna. Trzeba było myśleć głową!

Wiktor nie mógł już tego obserwować. Po namyśle podszedł do niej.

— Łatwo nie będzie, ale dość już płakania. Proponuję, żebyś zamieszkała u mnie, ożenimy się. Ale ostrzegam od razu – nie umiem kłamać ani prowadzić słodkich pogaduszek. Po prostu będę przy tobie i obiecuję, iż jakoś to będzie.

Ewa otarła łzy i spojrzała na niego. No cóż… Zwykły chłopak, bez błyskotek. A ona marzyła o zupełnie innym mężu! Tyle iż w jej sytuacji nie miała wyboru. Poszła za nim.

Rodzice byli w szoku, matka błagała Wiktora, żeby się opamiętał, ale on był stanowczy.

— Mamo, nie dramatyzuj, damy radę. Mam dwie stypendia, zwykłe i socjalne. Będę dorabiał, jakoś się wyżywiemy.

— Ale przecież chciałeś dalej się uczyć!

— No i co? Wy też żyjecie bez magisterki. Tata całe życie w fabryce, ty w sklepie. To nie koniec świata!

Ewa zamieszkała w jego pokoju. Oddał jej swoje łóżko, a sam spał na rozkładanej kanapie. Przez pięć dni była cicha jak mysz. Chodziła z nim do technikum i z powrotem, trzymając go za rękę, aż w końcu wybuchnęła.

— Mam dość! Dlaczego twoi rodzice patrzą na mnie krzywo? Nie podobam im się! I dlaczego nie spędzasz ze mną czasu? Tylko siedzisz nad książkami albo gdzieś uciekasz!

Wiktor był zaskoczony.

— A nie myślisz, iż to normalne? Tak, rodzice cię nie akceptują, ale dają ci dach nad głową. Wkurza cię, iż patrzą krzywo? Twoi choćby nie chcieli cię widzieć. A rodzice ojca twojego dziecka? Gdzie oni są? Siedzę nad książkami, bo nie chcę wylecieć po pierwszym semestrze. I stypendium też mi się przyda. Uciekam? Bo pracuję i nie mam ochoty oglądać z tobą telenowel.

Ewa rozpłakała się.

— Po co tak mówisz?

— Jak? Przecież ostrzegałem, iż nie umiem owijać w bawełnę. A tak w ogóle, kiedy idziemy do USC?

— Nie mogę tak iść! Kup mi ładną sukienkę, z wysoką talią, żeby brzucha nie było widać.

— Oszalałaś? Przecież przyłożymy zaświadczenie o ciąży. Jakie sukienki? Muszę oszczędzać na wózek i łóżeczko…

Matka łykała walerianę, ale z czasem się pogodziła z sytuacją. Coraz częściej zerkała na dziecięce ubranka w sklepach. W sumie… nic takiego się nie dzieje. Niech żyją, niech się pobiorą, a oni z ojcem jakoś im pomogą. Tylko ta dziewczyna jakaś niewdzięczna, ciągle niezadowolona – z Wiktora, z nich, z ciasnego mieszkania. Może jak urodzi, to się zmieni.

Ale Ewa nie zamierzała się zmieniać. Gdy Wiktor wrócił z myjni samochodowej, brudny i zmęczony, z obdartą kotką w rękach, zarumieniła się ze złości i wrzasnęła:

— Co ty, idioto, wyprawiasz?! Po co nam ta parszywa kocura? Wynoś ją stąd!

Wiktor odparł spokojnie:

— Nie, ona jest w ciąży. Zostaje. Nie drzyj się, lepiej podgrzej mi obiad.

— Ach, tak?! — Ewa niemal zaskowyczała. — Wybieraj! Albo ona, albo ja! Ta przeklęta bestia też na mnie krzywo patrzy!

— Po co? — Zmarszczył brwi. — To mój dom i nie będę niczego wybierał. jeżeli ci to nie pasuje, możesz wyjść. choćby mama nie stawiała mnie przed takim wyborem. Może ty przestań na wszystkich patrzeć spode łba?

Ewa szlochała, dąsała się, zazdrościła wychudzonej, obdartej kocie. Gdzie on w niej widział ciążę? Ale brzuch się powiększał – kotka faktyczne spodziewała się młodych.

Wiktor był zmęczony, ale gdy tylko w głowie zaczynały się pojawiać wątpliwości, natychmiast je odpędzał. Jakoś to będzie. Ewa urodzi, uspokoi się, a wcześniej jeszcze kotka ich rozpieści widokiem kociąt. Miękkie, puszyste kulki powinny poprawić wszystkim humor.

Ale wyszło zupełnie inaczej… Dziadek, ów znany przedsiębiorca, wrócił z długiej podróży służbowej i dowiedział się o wszystkim. Sfukał wnuka, zagroził odcięciem od „koryta”, jeżeli jego prawnuk będzie wychowywał się w obcej rodzinie. A stracić taki przywilej „chłopczyk” nie chciał za żadne skarby.

Ewa opuściła z nim technikum tego samego dnia, choćby nie żegnając się z Wiktorem. Na szczęście miała przy sobie dokumenty – akurat miała iść do przychodni. Na swoje rzeczy machnęła ręką – teraz kupią jej nowe! I do tego nędznego technikum już nigdy nie wróci!

Wiktor był załamany… Jak to możliwe? choćby słowa pożegnania. Wyrzucił wszystkie jej rzeczy i siedział sam w ciemności, tuląc swoją kotkę.

Ona rozumiała. Cisnąc się do niego, mruczała cicho, jakby chciała powiedzieć: „Jestem tu”.

Wiktor sam przyjmował poród, nie dopuszczając do niej zdenerwowanej matki i zdezorientowanego ojca. Siedział przy kotce, uspokajał ją, obserwował, czy wszystko idzie dobrze, trzymając pod ręką telefon do weterynarza.

Wszystko poszło gładko – na świat przyszły cztery kocięta. Wiktor wymienił ściółkę, postawił wodę i karmę, po raz kolejny upewniając się, iż wszystko w porządku. Zmęczony, położył się spać. W tym całym zamieszaniu choćby zapomniał, iż tego dnia skończył siedemnaście lat.

Idź do oryginalnego materiału