Ona płacze w łazience. Tak wygląda koniec roku w szkole
Koniec roku szkolnego to dziwny czas – coś się rozmywa, coś wisi w powietrzu. Oceny wystawione, podręczniki oddane, w klasach robi się lżej – dosłownie i emocjonalnie.
Jest więcej śmiechu, zabaw, filmów przyrodniczych, gier, rozmów...
Dzieci myślami są już na plaży, w lesie, na rowerze. I bardzo dobrze – na to przecież czekały. Ale dla niektórych dorosłych to nie jest czas świętowania.
Dla jednej nauczycielki – tej, której mail trafił w moje serce – to czas łez. Prawdziwych. Cichych. Takich, które nie pojawiają się z byle powodu.
Dzieci, które dają siłę
Pani Iza pisze o uczniach z niezwykłą czułością. Nie idealizuje – mówi wprost: "nie są aniołami, potrafią podnieść ciśnienie".
"Mają charakter, potrafią tupnąć, nie zawsze są mili. Ale są prawdziwi. Są odważni. I – co
najważniejsze – są obecni".
W jej życiu, w jej samotności, w jej dniach bez rodziny, bez rodzeństwa, bez dzieci.
Szkoła to dla niej dom. A uczniowie – dzieci, które sama przyjęła do serca.
"Tacy adopcyjni, bez papierów, ale z całą masą emocji. I właśnie dlatego to mnie tak boli. Bo kiedy oni się żegnają, wychodzą, odliczają dni do upragnionej wolności – ja zostaję.
Sama. W ciszy" – pisze pani Iza.
Nie wszyscy czekają na wakacje
To trudne, czasem niezrozumiałe: jak można nie czekać na wakacje? Przecież to przerwa, luz, spanie do 10:00, zero klasówek. Ale jeżeli szkoła jest całym światem – to wakacje są
pustką.
"Nie zadzwoni nikt z pytaniem o referat. Nie przyjdzie uczeń z głupią wymówką i błyskiem w oku. Nikt nie powie 'dziękuję', 'do widzenia', 'czy mogę iść do toalety'. Dla wielu osób – to nic nieznaczące rytuały. Dla mnie – rytm życia" – czytamy w mailu od pani Izy.
Bo w każdej szkole są tacy nauczyciele – których praca nie kończy się na dzwonku. Którzy pytają o złamane serca, o bolące brzuchy, o dziwne milczenie. Którzy znają imiona zwierzaków domowych, ulubione zespoły i lęki uczniów przed odpowiedzią przy tablicy. I którzy – mimo wszystkich trudnych zmian – wciąż traktują to jak misję.
Łzy, których nikt nie widzi
Ona nie ociera tych łez. Pisze, iż płyną jej po policzkach, iż same lecą, bez pozwolenia. I iż nie zamierza ich powstrzymywać. Bo one też coś znaczą. One są znakiem, iż człowiek nie zamienił się jeszcze w system, tabelkę, kartę ocen. Że wciąż ma serce – zmęczone, rozbite, ale bijące.
I iż szkoła – ta z betonowym boiskiem i poplamionymi krzesłami – może być najprawdziwszym domem, jeżeli nie ma się już innego.
Nie wiem, kim jesteś, nauczycielko, która napisałaś ten list. Ale wiem jedno – jesteś kimś niezwykle ważnym. Dla tych dzieciaków, które nie zawsze to pokazują. Dla rodziców, którzy nie zawsze zauważają. Dla mnie – bo twoje słowa zostaną mi w głowie na długo.
(Imiona bohaterów zostały zmienione).