Opiekunka kolonijna: "Nastolatki po 21:00 pokazują prawdziwą twarz. To pokolenie krętaczy"

mamadu.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Wieczorami nastolatkom puszczają hamulce? Fot. Marek BAZAK/East News


Nawet aniołkowi na wieczór wyrastają różki, twierdzi Ania, wychowawczyni kolonijna. W liście do redakcji Ania apeluje do rodziców, by poświęcali dzieciom więcej uwagi. Dzięki temu mogliby lepiej je poznać i przestaliby obarczać nauczycieli i wychowawców odpowiedzialnością za ich wychowanie.


"Dzień dobry, chciałabym napisać, bo wiem, iż rodzice często mają pretensje do wychowawców kolonijnych, tak jak mają do nauczycieli w trakcie roku szkolnego. Jakby zawsze musieli sobie znaleźć kozła ofiarnego, bo przecież sami swoich niedociągnięć rodzicielskich nie widzą. I tego, jakie ich dzieci są naprawdę, też nie widzą. W sumie się nie dziwię, bo jeżeli rodzice cały czas pracują, a dzieci są puszczone samopas, to rodzice nie wiedzą, kogo mają pod swoim dachem.

Ja zauważyłam pewną zależność. choćby w to z pozoru najgrzeczniejsze dziecko pod wieczór wstępuje czort. A już szczególnie wtedy, kiedy obóz dobiega końca, jest takie ogólnie rozluźnienie, wszyscy czują, iż niedługo trzeba się będzie żegnać...

Akurat skończyły mi się już dwa turnusy i to teraz mam takie przemyślenia. Bo to jest tak: zawsze zdarzają się dzieciaki, które trochę rozwalają nam czas, które broją, którym coś się nie podoba, są chamskie, dokuczają albo po prostu wcale nie chcą być na koloniach i w ogóle się nie angażują. To jest normalne, naprawdę. Ale często jest tak, iż wieczorami choćby aniołkom rosną różki.

Gdy myślą, iż nie widzę, pokazują rogi


To są przykłady z ostatnich tygodni, imiona zmieniam. Kasia, lat 13, grzeczna dziewczynka, może choćby za grzeczna. Trochę taka przezroczysta, wtapia się w tłum. Wieczór, jest dyskoteka. Kasia puszcza na cały regulator piosenkę takiej popularnej dziewczyny, polskiej raperki, idolki swojej, i śpiewa na cały głos o tym, co chciałaby robić z jakimś chłopakiem. No takie słowa tam padały, iż mnie wstyd było, iż inni wczasowicze to będą słyszeć. Co drugie słowo to ku... albo chu... itd. Kasia w ogóle nie przypomina siebie.

Maciek, 14-latek, rodzice byli chyba prawnikami czy lekarzami albo coś takiego. Niby dobrze wychowany, kulturka, markowe ciuchy, drogie buty, walizka itd. Wieczorem uciekł z domku z innymi chłopakami, przez okno wchodził do pokoju dziewczyn. Przypadkiem to zauważyłam. Co gorsze, mimo iż interweniowałam, Maciek chował się pod łóżkiem, a dziewczyny rżnęły głupa, iż go tam nie było.

Bartek miał 9 lat, to były jego pierwsze kolonie. Aniołek taki, loczki blond, oczy niebieskie, no po prostu jak z obrazka. Już po kilku dniach coś mi zaczęło nie pasować, bo rano się dziwnie zachowywał. Niby był, ale jakby go nie było. Co się okazało. Bartek był uzależniony od gier. Wieczorem, kiedy wszyscy szli spać, on się kładł z telefonem pod kołdrą i grał. Rano był nieprzytomny, a żeby to ukryć, podpijał energetyki, które kupili mu starsi koledzy. Oni to też po prostu ptasie móżdżki, ale Bartka to mi było żal.

Mnie jest trochę przykro, jak o tym myślę, bo rodzice mają nam za złe niektóre rzeczy i na nas spoczywa duża odpowiedzialność, a oni sami nie wiedzą, do czego zdolne są ich dzieci i jak wygląda ich życie. Powinni się bardziej zaangażować, zainteresować, poświęcać dzieciom czas, poznać je lepiej po prostu. Wtedy może przestaliby mieć do nas o wszystko pretensje".

Idź do oryginalnego materiału