Opolski Festiwal Fotografii 2023 już w całym mieście
Opolski Festiwal Fotografii 2023 rozpoczął się piątkowym otwarciem w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Później już było tylko lepiej. Sobota była nie tylko dniem, który rozpoczął się warsztatami dla amatorów fotografii. Od godz. 13.00 w Muzeum Śląska Opolskiego było można wziąć udział w sześciu spotkaniach autorskich. Ich gośćmi byli fotografowie, którzy otworzyli tego dnia swoje ekspozycje w kilku instytucjach kultury Opola.
Dość powiedzieć, iż Opolski Festiwal Fotografii zaprasza miłośników tej dziedziny na 15 wystaw. Do 15 grudnia odbędzie się też łącznie 12 spotkań autorskich.
W sobotę otwarto również wystawy w Galerii ZPAP „Pierwsze Piętro”, „Aneksie” Galerii Sztuki Współczesnej – i najwięcej – bo aż sześć ekspozycji w Muzeum Śląska Opolskiego.
Ceniona wystawa o „Odrze” po raz pierwszy… w Polsce
Jedna z nich przedstawia „Odrę” w rozmaitych ujęciach. Ekspozycja debiutowała w prestiżowej, nowojorskiej galerii VII w 2013 r.
Jej autor, Mikołaj Nowacki, były fotoreporter m.in. Gazety Wyborczej i Gazety Wrocławskiej, podkreśla, iż po raz pierwszy w Polsce można ją oglądać właśnie w Opolu, czyli mieście nad Odrą.
Wystawa dotąd była pokazywana na całym świecie. Na przykład w Nowym Jorku, na Litwie, w Niemczech, a choćby w Kambodży.
Jak mówi twórca, po zmęczeniu „newsem” miał potrzebę opowiadania czegoś ponadczasowego. Przedstawiania historii fotografią.
– Najpierw więc opowiedziałem o Stoczni Gdańskiej. Pomysł na kolejny szerszy projekt wziął się z fascynacji Odrą z dzieciństwa. Zdałem sobie sprawę, iż ja tę rzekę mam we krwi, ona jest w moim DNA – mówił Mikołaj Nowacki.
– Tak naprawdę ta rzeka była i jest obecna w mojej codzienności, ponieważ pochodzę z Wrocławia. Najpierw z mamą, jeszcze w wózku, chodziłem do zoo nad Odrą. Zarówno kiedyś, jak i dziś mieszkam blisko rzeki. Później były liczne spacery, ucieczki ze szkoły, randki na studiach, rower… A to wszystko działo się zwykle nad Odrą…
Otworzył polską rzekę na świat
Na Opolskim Festiwalu Fotografii twórca zaprezentował 26 ujęć Odry w różnych aspektach i latach.
– Podczas tego projektu nie fotografowałem samej rzeki. Zacząłem towarzyszyć ludziom nad tą rzeką. Odkryłem, iż dla osób zamieszkałych w sąsiedztwie Odry, to ona jest jakby w krwiobiegu. Związki ludzi z moją rzeką są nierozerwalne. Dlatego też zacząłem pływać statkami, zestawami transportowymi… Obserwować wszystko co się dzieje w rzece, na niej i wokół niej.
Zdjęcia Odry robi od 2008 roku. W związku z tym Mikołaj Nowacki zauważa, że sytuacja Odry przez lata dramatycznie się zmienia. Niestety na minus.
– Myślałem, iż najgorszy czas dla tej rzeki był do 1989 roku, czyli w okresie komunizmu. Natomiast tak nie jest – mówił.
– Okazało się, iż najgorszy czas jest teraz. To znaczy za PiS-u, kiedy spółki skarbu państwa bezkarnie zrzucają słoną wodę z kopalń do rzeki. Katastrofa na Odrze z zeszłego roku została przez obecną władzę totalnie zamieciona pod dywan.
– Jakiś czas temu dostałem zlecenie od cenionego niemieckiego magazynu Stern. Polegało ono na sfotografowaniu ekipy naukowców Greenpeace, którzy dociekali co tak naprawdę na Odrze się stało. Chcieli dość do źródeł tej katastrofy. Dlatego badając próbki jechali w górę rzeki. Wyniki ich raportu są miażdżące – uciął.
Intymny i trudny temat albinosów
Fotograficzna interpretacja albinizmu składa się z kolei na prace Michała Szalasta. Wcześniej zdjęcia wykonywał m.in. dla „Dziennika Zachodniego”, „Super Expressu”, a także agencji prasowych East News, Forum Fotografów i Polskiej Agencji Prasowej. Na co dzień to również kurator, publicysta, dokumentalista i wykładowca w Instytucie Twórczej Fotografii Uniwersytetu Śląskiego w Opawie.
Fotograficzny projekt na temat albinizmu to, jak mówił autor, dzieło zupełnie nieplanowane. Samo zjawisko dopiero szerzej poznał podczas ok. 40-dniowej podróży na tanzańską wyspę Ukerewe na Jeziorze Wiktorii.
– Mimo to nie wierzę w przypadki – zastrzegł w rozmowie z „O!Polską” Michał Szalast. – Wyjazd do Tanzanii był nagłą decyzją związaną z przeżyciami prywatnymi. To właśnie one doprowadziły mnie do miejsca, w którym musiałem dokonać zmiany. Podróż okazała się dobrą zmianą, a kierunek był bardzo przypadkowy. Na tyle, iż szczepiłem się zaledwie dwa tygodnie przed wyjazdem. Byłem otwarty na to, co rzeczywistość ma mi do zaoferowania. Zabrałem prosty aparat. Nie miałem żadnych aspiracji z techniczną stroną ewentualnie wykonanych zdjęć.
Na miejscu spotkał albinosów, o których w tamtym czasie wiedział tyle, co przeciętny człowiek. Czyli tyle, iż gdzieś tam żyją takie osoby.
– Chciałem okrążyć Jezioro Wiktorii, ale okazało się, iż w Ugandzie są wybory, więc musiałem zrezygnować z tego planu. Dlatego pojechałem na największą wyspę na tym jeziorze – Ukerewe. Okazało się, iż żyje tam bardzo dużo osób z albinizmem. Pomyślałem, iż spotkanie z nimi może być czymś ciekawym. Każda moja wizyta u rodzin albinosów zaczynała się od długiej rozmowy. Starałem się odwiedzić ok. dwie rodziny dziennie. A dotrzeć do tych ludzi pomogli mi miejscowi.
Jak mówił, wcześniej nie miał pojęcia o trudnych warunkach w jakich ludzie z albinizmem żyją na co dzień.
– Szukałem choćby jakiegoś potwierdzenia tego, iż stają się ofiarami jakiś przesądów, szamanów… Ja takich sytuacji co prawda nie spotkałem, ale jestem przekonany, iż jest inna strona tego tematu – opowiadał Michał Szalast.
– Fakt, iż ktoś interesuje się ich losem przyjmowali na ogół bardzo pozytywnie. Ci ludzie nie żalili się na swoją codzienność. Choć dla mnie – osoby, która ma inną perspektywę – te warunki ich życia były bardzo wymagające. Ale dla nich były zupełnie naturalne. Dlatego, iż innych po prostu nie znają.
Albinosi mają problem z dostępem do edukacji, ale też inne, zupełnie trywialne dla nas problemy.
– To choćby krem z wysokim filtrem przeciwsłonecznym, minimum 60. Dlatego, iż ich skóra jest niezwykle wrażliwa, a słońce w Afryce jest bardzo intensywne – wyjaśniał Michał Szalast.
Kolejną rzeczą pierwszej potrzeby dla albinosów są… szyby.
– Zwykłe szkło powstrzymuje promieniowanie podczerwone, które nas parzy. Szyba to ratunek. Można więc żyć w świetle, które nas nie parzy. W Afryce jednak szyby na ogół nie są potrzebne…
Co przed nami
Opolski Festiwal Fotografii potrwa do 15 grudnia. Już w tym tygodniu, w czwartek 5 października o godz. 17.00 w Kinie Meduza zobaczymy dokument „Adam Śmietański zawód fotograf” w reżyserii Jakuba Przebindowskiego i i Hektora Weriosa. Natomiast 19 października w tym samym miejscu premiera filmu „Wycieczka do lasu” Sławomira Mielnika o godz. 18.00.