MBA to przede wszystkim studia podyplomowe. I pewnie wiele osób o nich słyszało, jednak w ostatnich miesiącach stały się głównym hasłem związanym z Collegium Humanum.
Wokół warszawskiej uczelni rozpętała się afera, ponieważ, zdaniem śledczych, oprócz prawdziwych wydawano też fałszywe dyplomy MBA. Według prokuratury taki dokument można było tam sobie po prostu kupić.
Ale wiele osób chciało tam po prostu normalnie studiować – chodzić na zajęcia, zdawać egzaminy, zdobyć wykształcenie. Dziś mówi się głównie o tych znanych absolwentach CH, jednak poszkodowanych może się czuć również wiele "zwykłych" osób.
Zamieszanie z Collegium Humanum mogło też rozmyć wiedzę o tym, czym naprawdę są studia MBA i jak wygląda takie kształcenie.
Jak naprawdę wyglądają studia MBA?
– W Polsce jest tylko parę programów, które są rekomendowane, czyli mają pełny plan cyklu MBA, który trwa dwa lata. Chodziło mi o to, żeby byli też wykładowcy z innego kraju, którzy mają doświadczenie ogólnoświatowe. Zależało mi, żeby zrobić sobie challenge i studiować w stu procentach w języku angielskim. W tamtym okresie kilka takich topowych programów m.in. w Gdańsku, Warszawie, Krakowie i Poznaniu – tłumaczy w rozmowie z naTemat Piotr Bubrowski, absolwent studiów Executive MBA Poznań-Atlanta University of Economics and Business.
Naszemu rozmówcy najoptymalniejszą ścieżką wydawał się Poznań. – Takie studia kosztują od 50 tysięcy złotych do choćby 100 tys. zł. A teraz może już choćby więcej, plus jeszcze koszty, które trzeba pokryć "dookoła". Kluczowym aspektem na wstępie była weryfikacja dorobku, wieku, doświadczenia, rozmowy kwalifikacyjne po polsku i po angielsku – wylicza.
W ten sposób odbył pełny cykl, ma podwójny dyplom amerykańskiej rekomendowanej uczelni oraz polskiej.
Z cenami za takie studia sprawa jest prosta: im bardziej elitarny program, tym będzie drożej. – Czyli studia w Warszawie, zawężona grupa, może być na przykład do 15 słuchaczy. Wtedy cena może podskoczyć choćby do 150 tys. zł a może i więcej. Te koszty różnią się oczywiście w zależności od uczelni – zauważa Bubrowski.
MBA i "luka prawna"
W rozmowie z nami wskazuje na coś istotnego. – Kiedy ja zaczynałem te studia, każdy program musiał być rekomendowany. Okazało się jednak, iż jest "luka prawna" i każde studia podyplomowe, każda uczelnia w dowolnym mieście, może otworzyć studia podyplomowe, coś z nazwą MBA. I na przykład dać je za 1500 zł. Tyle iż z MBA będzie miało to prawdopodobnie mało wspólnego – stwierdza.
Piotr Bubrowski w Poznaniu miał zajęcia ze specjalistami ze Stanów Zjednoczonych i z Polski. – Każdy był ekspertem i był doświadczony w swoim obszarze. Ja zawsze lubię uczyć się od osób, które są po prostu lepsze, i które mają większy poziom wiedzy i doświadczenia. Każdy, kto przyjeżdżał, potrafił nas zainteresować danym tematem, a jednocześnie uczył nas wykorzystać to w życiu – zapewnia.
Dalej opisuje: – Oni pokazywali nam to w amerykańskim stylu, czyli wiedza jest dla wszystkich. Stereotyp, iż "polski profesor" prowadzący musi być wyniosły i zwykle trudno z nim znaleźć nić porozumienia, również okazał się być mitem. Polsko-amerykański program daje szansę, aby rozmawiać, a choćby czasami challengować prowadzącego. Konstruktywne powiedzenie "nie", jest też bardzo mile widziane wśród prowadzących, jako element komunikacji.
"To nie jest problem tylko z Collegium Humanum"
Pełny cykl Executive MBA nie może trwać na przykład rok, tylko dwa lata. Nasz rozmówca miał zajęcia w pełni stacjonarne, chociaż w czasie pandemii COVID-19 choćby dobre programy MBA przeszły na zdalne nauczanie, co było przecież nieuniknione.
Kiedy pytam o prestiż, jaki może dawać tytuł MBA, słyszę raczej gorzkie podsumowanie. – Master of Business Administration zostało niestety zniszczone, m.in. przez pojawiające się studia roczne bez akredytacji. Takie programy nie gwarantują odpowiedniej wiedzy. Potem takie osoby bez przygotowania szły do HR-ów na jakieś spotkanie i pokazywały, iż nie znają się, nie mają minimalnego poziomu, który jest wymagany w danym obszarze. Prawda jest taka, iż czasami te dyplomy po prostu mogą zapewnić awans niektórym osobom. Musisz mieć dyplom MBA, to wtedy awansujesz – nie ukrywa.
Bubrowski zauważa, iż ta dyskusja o jakości MBA "to nie jest problem tylko z Collegium Humanum". – W kraju powstało wiele uczelni, które sobie wpisywały MBA do oferty i niestety poziom się obniżył, dlatego warto jest śledzić rankingi uczelni. A człowiek wydawał ciężkie pieniądze w nadziei, iż to zapewni lepszą przyszłość – podkreśla.
I podaje jeszcze wymowny przykład z rynku pracy. – Co gorsze, niektóre kadry rekrutacyjne nie potrafią rozróżniać dyplomów MBA. Dzisiaj jest głośno o Collegium Humanum, więc to łatwo skojarzyć. Ale ktoś może przyjść z innej uczelni, która ma mniejszą kadrę, brak odpowiedniej akredytacji. Te najlepsze uczelnie mają odnawiane akredytacje. Tam przyjeżdża komisja, weryfikuje studentów, weryfikuje plany, jak się uczą. Te uczelnie naprawdę są trzymane w ryzach. I potem przychodzisz na rozmowę, mówisz, iż jesteś z MBA i słyszysz: "A u mnie to wszyscy są po tym MBA!" – dodaje na koniec.