**Dzisiaj, 15 czerwca**
– Słyszysz, podsłuchałam w autobusie rozmowę. Jakaś dziewczyna mówiła do kogoś: „Mój ojciec to człowiek sukcesu, a mama niczego nie osiągnęła, zwykła kura domowa”. I pomyślałam – to przecież o mnie.
Ania siedziała u Izy w kuchni, nie próbując choćby powstrzymać łez. Tydzień temu odszedł od niej mąż i musiała komuś wylać swoje żale.
Nie były najlepszymi przyjaciółkami, znały się tylko z sąsiedztwa. Kiedyś, po przeprowadzce do nowej dzielnicy, spotkały się na spacerze z wózkami – ich dzieci były w podobnym wieku, a mieszkania w sąsiednich blokach.
Iza, w przeciwieństwie do Ani, wróciła do pracy, gdy jej synek skończył pół roku. Teraz, osiemnaście lat później, obie przypomniały sobie tamtą decydującą rozmowę w parku.
– Naprawdę wracasz do pracy? A kto będzie z dzieckiem? – w głosie Ani słychać było niepokój i ciekawość.
– Na pół dnia będzie przychodzić niania – odpowiedziała Iza. – Prawo ciągle się zmienia, jeżeli wypadnę z obiegu, szef znajdzie innego księgowego. Poza tym nie chcę stracić tego stanowiska, potem trudno znaleźć przyzwoitego pracodawcę.
– Mój Marek mówi, iż powinnam być z Michałem. Że kariera może poczekać…
– Kariera na nikogo nie czeka, Aniu. Mój mąż też chciał, żebym siedziała w domu. Ale znam swój fach: jeżeli przepuścisz trzy lata, trudno będzie nadgonić, a po pięciu – możesz się pożegnać z zawodem na zawsze.
– Ale one są jeszcze takie małe – westchnęła Ania. – Szkoda zostawiać synka u obcej kobiety, do trzeciego roku życia dziecko potrzebuje matki jak powietrza, teraz wszędzie o tym piszą.
– Myślę, iż to nie jest tak istotne. Znacznie ważniejsze, żeby matka miała w życiu pasję. A dziecko, kiedy widzi, iż mama daje sobie radę, też czuje się lepiej. Reszta to szczegóły.
– No nie wiem, postanowiłam przynajmniej do przedszkola zostać z Michałem, mój Marek i tak dobrze zarabia…
– To wspaniale, Aniu, tylko mężczyźni gwałtownie przyzwyczajają się do pełnej obsługi, potem trudno się uwolnić. Moja mama tak przeżyła życie i zawsze mówiła, iż nie wolno całkowicie zatracić się w rodzinie.
– No ale ja nie zamierzam wiecznie siedzieć na karku Marka, Michał podrośnie, pójdę do pracy.
Jednak urlop macierzyński się przeciągnął. Po czterech latach Ania urodziła córkę, obowiązków przybyło. Mąż nie pomagał, bo święcie wierzył, iż wychowanie to kobiece zadanie, a jego rolą – zarabiać pieniądze.
A gdy tylko usłyszał od żony „pójdę na pół etatu”, machnął ręką:
– Oszalałaś? Masz dom, dzieci. Po co mi wiecznie zmęczona i zabiegana żona? Czy źle cię utrzymuję?
Gdy młodsze dziecko poszło do szkoły, Ania w końcu spróbowała wrócić do zawodu. Okazało się jednak, iż w architekturze teraz pracuje się w programach 3D, których nie znała. Byli koledzy zrobili karierę, wielu awansowało, a jej doświadczenie było przestarzałe. Co więcej, na rozmowach słyszała wprost: „Przecież pani dziesięć lat nie pracowała…”
Nikogo nie obchodziło, iż Ania skończyła z wyróżnieniem studia architektoniczne, iż do 28. roku życia pracowała w prestiżowej firmie, brała udział w dużych projektach. To wszystko było w przeszłości. A teraz widziała, iż dzieci traktują jej troskę jak coś oczywistego, nie doceniają jej pracy. Mąż wyraźnie miał romans i wiedział, iż może bezkarnie kłamać – dokąd pójdzie żona, która nie ma własnych pieniędzy?
Pewnego dnia próbowała go zawstydzić, ale Marek tylko wzruszył ramionami:
– Sama tak wybrałaś.
***
Tymczasem Iza łączyła karierę z wychowaniem dziecka. Było ciężko, czasem czuła się winna: „Jestem złą matką”. Mąż na każdą prośbę o pomoc odpowiadał: „Moja mama wszystko ogarniała, a ty stawiasz pracę ponad rodzinę”.
Po piętnastu latach małżeństwa w końcu odszedł:
– choćby obiadu nie masz czasu ugotować! A Kasia przynajmniej…
– Kasia to ta z kadr? – przerwała Iza. – Dawno chciałam zapytać.
Zmieszał się i zamilkł. A Iza spokojnie dodała:
– Powodzenia. Tylko alimenty płac regularnie.
– To twoja kariera zniszczyła naszą rodzinę – rzucił Łukasz, rzucając klucze na stół.
Iza powoli podniosła głowę:
– Nie. Ty ją zniszczyłeś, bo uważałeś, iż nie mogę być sobą.
Miała 45 lat, kiedy to się stało. Gdy usłyszała o rozwodzie, nie spanikowała. Wręcz odetchnęła. Zmęczyło ją jego narzekanie. Znalazł sobie „łatwiejszą” kobietę? No to świetnie. Iza była pewna siebie. Nie zrobiła może oszałamiającej kariery, ale była cenioną specjalistką i zarabiała na tyle, by rodzinie niczego nie brakowało. Córka, choć miała do niej żal, gdy opuszczała przedszkolne występy, dorosła i wiedziała jedno: mama jest zapracowana, ale zawsze wspiera i da dobrą radę.
Przez jakiś czas Ania myślała, iż uratowała małżeństwo, poświęcając wszystko dla męża i dzieci. Ale gdy tylko dzieci wyjechały na studia, Marek odszedł do asystentki. Przynajmniej zostawił jej mieszkanie i trochę pieniędzy na początek. Wtedy zadzwoniła do Izy i poprosiła o spotkanie. A tu jak na zawołanie ta dziewczyna w autobusie – „moja mama niczego nie osiągnęła”. Miała ochotę odwrócić się i zapytać: „Jak to nic? A ty? Kto się tobą zajmował, żebyś wyrosła na taką mądrą? Czy połowa sukcesu twojego ojca to nie zasługa matki?” Ale co by to zmieniło? Dzieci, jak teraz wiedziała, to nie osiągnięcie. Wyrosły i odeszły. A teraz i mąż ją opuścił…
Iza długo słuchała Ani. Rozumiała – w takiej chwili trzeba się wygadać, wypłakać, wyrzucić z siebie wszystkie rozczarowania. Dopiero potem można iść dalej.
Gdy Ania powiedziała:
– Miałaś rację we wszystkim! Powinnam była wrócić do pracy, nie być służącą w domu.
– No, no, nie przesadzaj. Mój mąż odszedł jeszcze wcześniej i właśnie dlatego, iż nie dostał służącej. choćby się niedawno żalił, iż nowa żona chce już trzecią torebkę w tym roku. Mnie nigdy nic nie kupił…
– A dzieci, Izu… D– Tak czy siak, życie nas nauczyło, iż nie warto rezygnować z siebie dla innych, bo w końcu zostajemy sami z pustymi rękami.