Oskarżona o chorobę dziecka: „Nie jesteś matką, a karą

polregion.pl 1 tydzień temu

**”Wyrzucił mnie, obwiniając o chorobę dziecka: 'Nie jesteś matką, tylko przekleństwem'”**

— Co ty narobiłaś?! Przez ciebie dziecko zachorowało! Wynoś się! Natychmiast! Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! — wrzeszczał, a w jego głosie nie było choćby śladu wątpliwości. Tylko wściekłość i oskarżenia.

Tak Krzysiu postawił kropkę. Nie w dyskusji — w naszej rodzinie.

Był pewien: wszystko, co spotkało naszego synka, to moja wina. Gorączka, kaszel, łzy dziecka — podobno wszystko przeze mnie. Że jestem złą matką, iż nie dopilnowałam, iż „zawsze robię wszystko źle”. I nie było szans go przekonać. Nie słuchał, nie chciał słuchać.

Przywarłam do ściany w przedpokoju, gdy biegał po mieszkaniu, trzaskając drzwiami, w furii przekładając dziecięce ubranka. W drugim pokoju leżał nasz synek — rozgrzany, senny, słaby. Spędziłam z nim całą noc, poiłam, zbijałam gorączkę, nie odchodziłam na krok. A teraz — „wynoś się”.

Gdy Krzysiu ułożył malca do snu, podszedł do mnie. Na twarzy miał chłód. W oczach — lodowatą determinację.

— Czemu tu jeszcze jesteś? Przecież powiedziałem: spadaj. Możesz zapomnieć o dziecku. Nie potrzebuje takiej matki. I żebym cię więcej nie widział.

Nie krzyczałam. Nie kłóciłam się. Szeptałam tylko, iż kocham synka, iż mogę się zmienić, być lepsza. Błagałam, żeby przestał. Ale nie słuchał.

— Tylko przeszkadzasz. Tylko mu szkodzisz, Kinga — rzucił, jakby strzelił. — Już wszystko wiem.

Spakował mój plecak. W milczeniu otworzył drzwi. I wskazał wyjście.

Nie pamiętam, jak znalazłam się na ulicy. Wszystko wirowało przed oczami. Było zimno, dłonie drżały, w głowie huczała tylko jedna myśl: „Zostawiłam synka… Wyrzucono mnie z życia mojego dziecka”.

Krzysiu nie odebrał telefonu następnego dnia. Nie odezwał się przez tydzień. Zablokował mnie wszędzie.

Pisałam wiadomości, dzwoniłam do jego matki, prosiłam, żeby choć na chwilę pozwolili mi zobaczyć synka. Nikt nie odpowiedział. Jakbym przestała istnieć.

Jestem matką. Nosiłam tego chłopczyka pod sercem przez dziewięć miesięcy. Urodziłam go, śpiewałam mu kołysanki, byłam przy nim w bezsenne noce, trzymałam go na rękach, gdy bolały go ząbki.

A teraz — jestem „nikim”.

Krzysiu uznał, iż ma prawo odebrać mi dziecko. Nie sąd, nie opieka społeczna. Po prostu facet wkurzony, iż dziecko się przeziębiło.

A przecież naprawdę nie byłam winna. To zwykłe przeziębienie. Jesień, przeciągi, przedszkole, gdzie wszystkie dzieci pociągają nosem. Ale dla Krzyśka to stało się pretekstem. Pretekstem, by dobić. By oskarżyć.

Nie wiem, jak to się skończy. Ale nie poddam się. Znajdę sposób. Choćby przez sąd, choćby przez lata — ale odzyskam synka.

Bo jestem mamą. A bycie mamą to nie tymczasowe stanowisko. To na całe życie. choćby jeżeli twoje życie nagle znalazło się za zamkniętymi drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału