Katarzyna leżała skulona na kanapie, przyciskając dłonie do podbrzusza. Każdy mięsień w jej ciele pulsował bólem, który nie pozostawiał wątpliwości. To samo co zawsze: ostry skurcz, krwawienie, karetka, szpital i pustka. Poronienie. Trzecie w ciągu dwóch lat, po ciąży obumarłej i po tamtej aborcji. Tamta decyzja wciąż odbierała jej szansę na macierzyństwo.
Drżącymi palcami sięgnęła po telefon, wybierając numer pogotowia. W pół godziny później wkładano ją do karetki, a ona między jednym skurczem a drugim wydzwaniała do Dominika, by powiedzieć, iż nie doczeka go na kolację.
Znowu? spytał, ale Katarzyna nie odpowiedziała. Po jej policzkach spływały łzy gorzkie, pełne rozpaczy i pogardy dla samej siebie. Ile jeszcze? Dlaczego wciąż to samo? A może znała odpowiedź. Gdyby tylko nie poszła wtedy do tego podejrzanego lekarza Mogliby mieć teraz pięcioletnie dziecko. Ale dziecka nie było i najwyraźniej już nigdy nie będzie.
Tak strasznie boli wyszeptała, a lekarz tylko przykręcił kroplówkę i obojętnie na nią spojrzał.
Dwa dni w szpitalu wlokły się w nieskończoność. Potem wypis, Dominik z bukietem róż, wszystko jak w znanym już scenariuszu.
Jesteś taka blada powiedział, a ona ledwie się uśmiechnęła. Nie miała powodu do radości. Nie mogła dać mu dziecka. To było oczywiste.
W drodze do domu, trzymając w dłoniach kwiaty, odwróciła się nagle do męża:
Nie chcę już próbować. Nigdy nie urodzę ci dziecka.
Nie mów tak, jeszcze się uda próbował ją pocieszyć, ale Katarzyna tylko gorzko się uśmiechnęła.
Sam w to wierzysz? Pięć lat na marne. Mam prawie trzydzieści, ty trzydzieści pięć. Dość już tej gry w przyszłą mamę. Lekarze mówią, iż nie ma szans. Może czas ich posłuchać?
Kasia, będziemy mieć dzieci upierał się Dominik. Pamiętasz, co mówił profesor Kowalski? Mówił, iż są szanse, jeżeli będziemy trzymać się zaleceń.
A gdzie ten twój profesor? spytała drżącym głosem. Nie żyje od lat! Gdzie te zalecenia? Poszły z nim do grobu! Dość, Dominik. Nie chcę już tego. Nie chcę męczyć ani ciebie, ani siebie.
Co chcesz przez to powiedzieć? zmarszczył brwi, nie odrywając wzroku od drogi.
Katarzyna wzięła głęboki oddech i odwróciła twarz w stronę okna.
Rozstańmy się. Spotkasz kobietę, która da ci dziecko. Będziesz szczęśliwy. Ja nie zasługuję na twoją cierpliwość, na twoją troskę. Jestem pusta. Nie potrafię utrzymać w sobie życia. Jestem do niczego.
Głos załamał jej się w gardle. Dominik wziął jej dłoń i przycisnął do ust:
Przestań pleść głupoty. Damy radę. Ludzie żyją bez dzieci, my też potrafimy. Nie w dzieciach szczęście.
Ale w ich ilości szepnęła przez łzy. Dość, Dominik. Nie odbieraj sobie szansy na ojcostwo.
Nie odbieraj mi szansy na szczęście z tobą przerwał jej stanowczo.
To było w nim całe: zakochany w swojej żonie, znoszący jej humory i gotowy znosić dalej, byle tylko była przy nim. Długo o nią walczył, odsuwał rywali, a gdy w końcu została jego żoną, uznał, iż nic więcej mu nie potrzeba. No może tylko ten mały promyk szczęścia ale los wciąż odmawiał im tej radości.
Dominik znał historię Katarzyny. Wiedział, iż przed nim była mężatką wydał ją za mąż ojciec-tyran, wiedział o nieudanej aborcji. To wszystko doprowadziło do dzisiejszej sytuacji, ale nie dało się już tego zmienić. Katarzyna od lat była z Dominikiem, zerwała kontakt z ojcem, choćby o młodszej siostrze, Ani, wiedziała niewiele.
Nie zdziwię się, jeżeli ojciec i ją zmusi do małżeństwa z jakimś draniem, tylko po to, by mieć z tego korzyść.
Ania miała dwadzieścia dwa lata piękna, inteligentna, taka jak starsza siostra, tylko bardziej uległa wobec ojca. Wychowywał je sam, byłe żony nie miały prawa ingerować. Rządził córkami jak firmą pociągał za sznurki, podejmował decyzje, zmuszał do posłuszeństwa.
Katarzyna uciekła od niego w wieku dwudziestu czterech lat, spotkała Dominika i odcięła się od rodzica. Od tamtej pory nie pozwolił jej kontaktować się z Anią. Dlatego gdy pewnego dnia w drzwiach stanęła młodsza siostra, Katarzyna oniemiała.
Co się stało? spytała od razu, dopiero po chwili zauważając zaokrąglony brzuch Ani.
Uciekłam od ojca szlochała Ania, rzucając się siostrze w ramiona. Od powrotu ze szpitala minął tydzień, Katarzyna zaczynała wracać do równowagi, a tu taki cios.
Czego chciał? spytała ostro.
Chciał żebym usunęła ciążę.
Boże, jesteś w ciąży! Katarzyna wpatrywała się w siostrę z niedowierzaniem. Od kogo?
To nieistotne. Kochałam go. Jest żonaty, nie chce dziecka. Ojciec powiedział, iż albo sama to załatwię, albo on mnie zawiezie.
Płakały razem. Ania była tak krucha, tak bezbronna. Pięć lat rozłąki zmieniło ją z brzydkiego kaczątka w piękną kobietę. Tylko ta zależność od ojca wciąż ją niszczyła. Katarzyna była pewna, iż za kilka dni siostra zechce wrócić. Nie mogła do tego dopuścić.
Dominik spokojnie przyjął nową lokatorkę. Nigdy nie sprzeciwiał się decyzjom żony. Kochał ją zbyt mocno, by się z nią kłócić, a ona nigdy nie nadużywała tej uległości.
Minął tydzień i Ania oznajmiła, iż musi wrócić do ojca.
Nie puszczę cię! krzyknęła Katarzyna, chwytając ją za ręce. Chcesz, żeby zrobił ci krzywdę? Nie myślisz o sobie, to pomyśl o dziecku!
Za późno na aborcję, nie zmusi mnie odparła Ania. Żaden lekarz nie dotknie mnie w dwudziestym pierwszym tygodniu.
Ale może wywołać poród! warknęła Katarzyna. choćby się nie zorientujesz. Wsypie ci coś do herbaty, a ty zaczniesz rodzić. Wiesz, jakie to uczucie? Nie wiesz! A ja wiem!
Wybuchnęła płaczem i w końcu przekonała siostrę. Ania została, ale wciąż czuła
