**Przebudzenie**
– Łukasz. – Wiola weszła do pokoju, trzymając dłonie za plecami. Jej usta układały się w tajemniczy uśmiech, a oczy błyszczały jak gwiazdy.
Łukasz też się uśmiechnął, spodziewając się miłej wiadomości albo prezentu.
– Co tam masz? – Przesunął się na kanapie bliżej, jakby chciał wyciągnąć z niej odpowiedź. – Nie męcz, pokaż.
– Masz. – Wiola wyciągnęła dłoń, na której leżał mały przedmiot. Łukasz jeszcze nie rozpoznał, co to jest, ale jego uśmiech już gasł, tracąc radość.
– Co to jest? – Odchylił się, jakby chciał uciec przed tym „niespodzianką”.
– Zobacz! – Wiola podeszła bliżej, ciągle trzymając przedmiot na dłoni. – Jestem w ciąży! – wybuchnęła, nie mogąc się powstrzymać. Jej głos drżał od ledwie powstrzymywanej radości.
*W ciąży.* Słowa odbiły się echem w głowie Łukasza. Uśmiech znikł. Patrzył na Wiolę z przerażeniem, jakby to już nie była ona, tylko ktoś inny.
Uśmiech Wioli też powoli zgasł, jak światła w teatrze przed rozpoczęciem spektaklu. Ścisnęła test w dłoni i opuściła rękę.
– Nie cieszysz się? – Tym razem głos drżał od łez.
– Wiola, przecież mówiliśmy, iż poczekamy z dzieckiem – warknął Łukasz, odzyskując równowagę. – Przestałaś brać tabletki? Teraz jego głos był twardy, pełen gniewu.
– Zapomniałam raz, a potem… – Wiola usiadła obok niego. On odsunął się natychmiast, jakby bał się zarazić.
– O czym ty myślałaś? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Naprawdę chcesz być niewolnicą pieluch i nie spać po nocach? Sama jesteś jeszcze dzieckiem. – Łukasz wstał, nerwowo chodząc po pokoju.
– Wiola, porozmawiajmy, nie róbmy nic pochopnie…
– Nie zrobię aborcji. On już jest. Wiem, iż to chłopiec. Będzie podobny do ciebie – powiedziała Wiola. Łzy błyszczały w jej oczach.
Słowa przygwoździły Łukasza do podłogi. Wiola patrzyła na niego z desperacką determinacją. Łzy spływały po jej policzkach.
– Wiola, posłuchaj. – Łukasz przysiadł obok niej, objął ją za ramiona, przyciągnął.
*Krzykiem nic nie zdziałam. Muszę działać delikatnie, przekonać ją pieszczotami…*
Wiola strząsnęła jego dłoń i zerwała się z kanapy, jakby usłyszała myśli.
– Nie. Zrobię. Aborcji. – Wymówiła każde słowo z mocą.
– Wiola, nie powiedziałem nic takiego. Zaskoczyłem się. Przepraszam. Chodź do mnie. – Złapał jej dłoń, posadził ją na swoich kolanach.
– Głuptasek mój. Jak ja cię kocham – szeptał, głaszcząc ją po plecach. – Nie płacz, proszę. To szkodzi dziecku.
– Naprawdę się cieszysz? – spytała, ocierając łzy.
– No jasne – odparł lekko Łukasz, myśląc, iż przed nimi jeszcze dziewięć miesięcy, prawie rok, a życie potrafi zaskoczyć…
Wkrótce wszystko wróciło do normy. Łukasz nie widział zmian u Wioli. Zaczynał myśleć, iż to pomyłka. Przecież testy też mogą się mylić? Ale po miesiącu pojawiły się mdłości. Wiola bladła, traciła siły, prawie nic nie jadła.
Kiedyś prawie codziennie gdzieś wychodzili: do kina, na spotkania ze znajomymi, na kolacje. Teraz Wioli nie dało się wyciągnąć z domu. Leżała, narzekając na złe samopoczucie. O mięsie zapomnieli – jego zapach wywoływał u niej mdłości. Łukasz się nudził. Nie przywykł spędzać całych wieczorów w domu.
– Wiola, w sobotę u Krzysztofa urodziny – powiedział nieśmiało.
– Idź sam. I tak nie wytrzymałabym pięciu minut przy stole – burknęła, odwrócona do ściany.
Łukasz ucieszył się. Liczył, iż odmówi, ale nie spodziewał się, iż tak łatwo.
Na imprezie odreagowywał wolnością, żartował, pił za dużo. Wrócił późno. Wiola leżała w tej samej pozycji.
Potem zaczął rosnąć brzuch. Nie mogła znaleźć wygodnej pozycji do spania, wierciła się, wzdychała, płakała, odmawiała bliskości. Łukasz się wściekał, jego frustracja rosła wraz z jej brzuchem.
– Kiedy w końcu się ożenicie? – spytała pewnego dnia matka, gdy Łukasz ją odwiedził. – Już czas. Czekasz na co? Nie jestem zachwycona twoją Wiolą, ale trudno. Jakie imię wybraliście?
– Antek. Po jej ojcu. Mamo, jaka ślubna suknia z brzuchem?
– Możecie przecież tylko podpisać. Mówiłam ci…
– Nie zaczynaj! Wszędzie tylko pretensje.
Wracając, wstąpił do baru, napił się. Ledwie zasnął, gdy Wiola zaczęła go budzić.
– Łukasz. Łukasz! Obudź się!
– Co? – zamruczał, nie otwierając oczu.
– Źle mi. Boli brzuch i krzyż – jęknęła. Łukasz w końcu rozkleił powieki i zobaczył jej przerażoną twarz.
– „Karetkę?” – Siadł na łóżku, sięgnął po spodnie, szukając telefonu.
– Już dzwoniłam. Zajęte cały czas – powiedziała, gryząc wargi.
– Dobra, rozumiem. – Łukasz złapał swój telefon, ale był rozładowany. Chwycił komórkę Wioli. – Zamówię taksówkę, ty się ubieraj.
Gdy wyszedł do przedpokoju, Wiola siedziała na pufie, narzucony na piżamę płaszcz, a u jej stóp stała ogromna torba.
– Wzięłaś dokumenty? Chodźmy.
Schodzili powoli, co chwilę przystając. Taksówka już czekała przy bramie.
– Jedź szybciej, szefie, do szpitala – warknął Łukasz, wsiadając za Wiolą.
Oddychała ciężko, trzymając brzuch. W ciasnym aucie wydawał się ogromny.
– Wytrzymaj, już blisko – mówił Łukasz, starając się ukryć strach.
W końcu podjechali pod izbę przyjęć.
Łukasz niemal niósł Wiolę, jak sanitariusz rannego na polu bitwy.
– Jest tam kto?! Pomocy! – walił pięścią w szklane drzwi.
– Czego wrzeszczesz? – Zza szyby wyłoniła się senna twarz położnej. Drzwi się otwarły. – WejdŁukasz spojrzał na Wiolę, a potem na Antka, i w jego sercu rozbłysło coś, co dawno zagubił – czysta, nieokiełznana euforia bycia razem.