Samotna starsza pani, zwana po prostu Panią Anną Kowalską, mieszkała na skraju małej, zapomnianej wioski w Beskidzie. Jej chatka była stara kamienny dach z łuszczącą się blachą, ogródek pełen dzikich pokrzyw i cisza tak gęsta, iż można było usłyszeć własne myśli. Po śmierci męża i wyjeździe dzieci do Warszawy, jej dni płynęły w rytmie: herbata, robienie na drutach, pielęgnowanie kwiatów i wieczorne audycje w Radio Zet.
Pewnej pochmurnej, jesiennej po południu, kiedy liście spadały jak wypalone listy, zza płotu zobaczyła cień. To był pies chudy, brudny, z wystającymi żebrami i oczami, w których widać było ludzką rozpacz. Nie szczekał, nie warczał po prostu przyglądał się.
Pani Anna podzieliła się z nim kawałkiem zimnego chleba i plasterkiem kiełbasy. Pies podszedł nieśmiało, pożarł wszystko i odszedł. Następnego dnia powrócił. A potem znów i znów.
Nazwijmy go Bartek, choć bardziej przypominał włóczęgę niż szlachetnego pana. Z każdym dniem pies coraz bardziej jej zaufał merdał ogonem, ocierał się o jej rękę i towarzyszył jej choćby przy studni.
Pewnej nocy rozległ się głośny szczek. Bartek wpadł na podwórko i biegł szaleńczo wokół szopy. Gdy podeszła bliżej, usłyszała szelest. Ktoś był w środku. Chwyciła lampkę, otworzyła drzwi i prawie omal zemdlała. W środku stał mały chłopiec. Brudny, chudy, w podartych spodniach i przerażających oczach.
Proszę, nie bijcie mnie wyszeptał.
Okazało się, iż uciekł z domu dziecka, uciekł przed okrutnym opiekunem. Bartek znalazł go w lesie, nakarmił tym, co znalazł, ogrzał swoim ciałem i odprowadził do pani Anny, której serce zawsze otwarte było na potrzebujących.
Pani Anna nie zastanawiała się długo ukryła chłopca. Kiedy przybyła policja (sąsiedzi wezwali ich po hałaśliwym szczekaniu i migających światłach), nie oddała go od razu. Po rozmowie z jedynym miejscowym policjantem dowiedziała się, iż chłopca szukano od dawna, a jego opiekun już nie pracuje w przytułku. Dziecko trafiło do nowej rodziny adopcyjnej, ale zanim odleciało, szepnął:
Teraz jesteś moją babcią Czy mogę do Ciebie pisać?
Bartek został. Już nie był bezdomny stał się prawdziwym władcą podwórka.
Od tamtej pory Pani Anna Kowalska znów miała rodzinę wiernego psa, listy od wnuczka co tydzień i przeczucie, iż życie, jak ogon psa, potrafi nagle się zawrócić i przynieść euforia w najmniej spodziewanym momencie.
