Pamiętacie „Zaczarowany ołówek”? To łódzki serial animowany, który z dużym prawdopodobieństwem znają doskonale nie tylko współcześni rodzice, ale też dziadkowie. Był tam Piotrek i był Pimpek, jego piesek, a także tytułowy zaczarowany ołówek, którym można było dosłownie wyczarować wszystko. Wystarczyło tylko coś narysować, a po chwili rysunek się materializował. A co „Zaczarowany ołówek” ma wspólnego z opowieścią Sabine Lemire i Rasmusa Bregnhoia? O, bardzo dużo! Jest zaledwie kilka różnic. Nie ma Piotrka, tylko jest Leszek. Nie ma Pimpka – jest Adrian. No i zaczarowanego ołówka nie ma, ale to nic, skoro pingwin pod ręką ma karton, puszkę, nakrętki, farby, pędzle, nożyk i pistolet na klej na gorąco. Tylko tyle wystarczy, by każda wymyślona rzecz mogła się zmaterializować! Choć wcale nie musi to być rzecz. Może to być też pies.
Opowieść z przymrużeniem oka
Jakie są współczesne książki dla dzieci? Wiele z nich pomaga rozpoznawać i nazywać emocje – i dobrze, bo to wymagająca sztuka, której uczą się nie tylko dzieci, ale też rodzice. Dużą popularnością cieszą się również opowieści wspierające rozwój mowy dziecka, wzmacniające poczucie wartości, zachęcające do korzystania ze wsparcia bliskich i do chronienia własnych granic. To potężna wartość, którą, mamy wrażenie, doceniają szczególnie rodzice wychowani na krwawych, pełnych przemocy baśniach.
A czego w dziale dziecięcym praktycznie nie znajdziecie? Dziecięcych doświadczeń i spostrzeżeń ukazanych w krzywym zwierciadle, groteski, puszczenia oka do czytelnika. Nie wynika to jednak z niechęci samych autorów, a raczej z niepewności dorosłych czytelników – bo czy na stronach książek dla dzieci na pewno mogą znaleźć się groteskowe opisy, które z jednej strony śmieszą, a z drugiej zbyt nachalnie skłaniają nas do refleksji? Jesteśmy przekonani, iż tak. A książka „Pingwin Leszek buduje psa o imieniu Adrian” jest na to najlepszym przykładem.
Miejsce, w którym dziecięca kreatywność łączy się z dorosłością pełną lęków
Mama Helena jeszcze śpi. To bardzo dobrze, bo ona zawsze się we wszystko wtrąca.
– Uważaj, żebyś się nie oparzył – mówi za każdym razem, kiedy widzi Leszka z pistoletem do kleju.
A już najgorzej jest, gdy Leszek wyjmuje swój nożyk. Wtedy mama Helena zaczyna opowiadać długą historię o tym, jak jeden pingwin stracił pół skrzydła, kiedy chciał coś wyciąć z kartonu.
Mama Helena nie przestaje opowiadać, choćby kiedy Leszek jej przypomina, iż już tę historię słyszał i iż od fragmentu z kałużą krwi robi mu się słabo [1].
Sabine Lemire i Rasmus Bregnhoi przychodzą do nas z książką pełną przeciwieństw. Znajdziecie w niej Leszka, który z dziecięcą ciekawością chce odkrywać, tworzyć, budować, niszczyć, a później budować od początku. Znajdziecie też rodziców, którzy kilka z wszystkiego, co tworzy ich syn, rozumieją. Często ograniczają się do oszczędnych, mało wspierających komentarzy, a gdy już zaczynają opowiadać, to raczej serwują Leszkowi historie podszyte lękiem. Leszek jest jednak prawdziwym majsterkowiczem i historie o znajomym, który odciął sobie szczypcami ucho, a choćby palącej się prababci, nie robią na nim żadnego wrażenia. A choćby gdy robią, zaczyna nucić, by gwałtownie wyrzucić je ze swojej głowy.
„Pingwin Leszek buduje psa o imieniu Adrian” to książka o tym, iż nie ma rzeczy niemożliwych
Leszek adekwatnie jest zmęczony po tym, jak cały ranek ciężko pracował, ale Adrian patrzy na niego tymi wielkimi psimi oczami, więc ostatecznie Leszek postanawia z nim wyjść.
Odwija z motka kawałek wełny i robi z niego smycz.
To niełatwe z plastrem na skrzydle.
Smycz bez przerwy o coś haczy. Jest bardzo długa.
Leszek ciągnie Adriana do parku.
To powolny pies. Leszek musi za niego wykonać całą pracę. Adrian tylko wlecze się za smyczą. Leszek wzdycha [2].
Stworzony przez Leszka pies praktycznie nie przypomina swoich psich kolegów, których można spotkać na spacerze. W większości jest przecież wykonany z tektury i farby! Mimo to Leszek zabiera go na spacer do parku, rozmawia z nim, a choćby przedstawia go rodzicom – ci zresztą, jak już pewnie wiecie – kompletnie nie wiedzą, po co tworzyć dziwacznego psa z kartonowego pudełka. To jest właśnie to krzywe zwierciadło, w którym mogą przejrzeć się zarówno spanikowani dorośli, jak i kreatywne, odważne, uzbrojone w potężne pokłady marzeń dzieci. Dzieci takie jak Leszek.
[1] Lemire S., Bregnhoi R., „Pingwin Leszek buduje psa o imieniu Adrian”, Szczecin 2023.
[2] Tamże.