Po porodzie teściowa otoczyła mnie taką troską, iż nie mogłam powstrzymać łez: moja mama choćby nie zadzwoniła

newsempire24.com 2 dni temu

Po porodach teściowa otoczyła mnie taką troską, iż nie powstrzymałam łez — a moja własna mama choćby nie zadzwoniła.

Jest takie powiedzenie: „Co z oczu, to z serca”. Coraz częściej o nim myślę po rozmowach z matką. Mam wrażenie, iż zapomniała, iż ma nie tylko syna, ale i córkę. Jak inaczej wytłumaczyć jej obojętność?

Po szkole wyjechałam z rodzinnej wsi, bo nie widziałam tam dla siebie przyszłości. Marzyłam o wielkim mieście, studiach, własnym życiu. W Warszawie poznałam męża, wzięliśmy ślub, a niedługo potem urodziło się nasze dziecko. Gdyby nie teściowie, byłoby nam bardzo ciężko.

Pomogli z wkładem własnym na kredyt hipoteczny. Mieszkaliśmy u nich dwa lata, żeby zebrać na mieszkanie. Nie było łatwo, ale daliśmy radę. Teściowa stała mi się bliska, wiele mnie nauczyła, zawsze mogłam na nią liczyć. Mimo to marzyliśmy o własnym kącie — nie dlatego, iż ich nie lubiliśmy, ale chcieliśmy własnej przestrzeni.

A moja mama? Praktycznie nie istniała w moim życiu. Rzadkie telefony, głównie po to, by poskarżyć się na swój los lub opowiedzieć nowy rozdział z życia brata. Nigdy nie pytała, jak się czuję. Za to wiedziałam, jakie oceny dostał na wuefie, które markowe spodnie nosi i iż urósł pięć centymetrów w wakacje. Tak było od czasów studiów. Jej nigdy nie interesowały moje kolokwia, ale zachwycała się każdą jego „piątką” z WF-u.

Przywykłam. Ale gdy w końcu kupiliśmy mieszkanie i wzięliśmy kredyt, zadzwoniłam do niej, by podzielić się radością. I co? Ledwie słuchała. Bo ważniejsza była wiadomość — brat się żeni!

— Wyobraź sobie, taka śliczna dziewczyna! Córka cioci Grażyny, pamiętasz? Za miesiąc wesele! Tyle przygotowań!

Rozpromieniona opowiadała o sali, sukni, liście gości… A ja przypomniałam sobie, jak przed moim ślubem mówiła, iż to strata pieniędzy. W końcu choćby nie przyjechała, tłumacząc się przeziębieniem. Do dziś myślę, iż po prostu nie chciała.

Brat miał wtedy dziewiętnaście lat, narzeczona osiemnaście. Skąd mieli pieniądze na wesele? Pewnie mama z teściami dołożyli. A nam na ślub powiedzieli tylko: „No to wpadnijcie, jeżeli się uda”. Nie pojechaliśmy. Pracy było masa, a szczerze — nie chciało nam się. Z bratem nigdy nie byliśmy blisko, a na mamę wtedy się obraziłam.

Minęło pół roku. Mama znów zadzwoniła. Nie spytać, co u nas, tylko oznajmić, iż kupili bratu z żoną mieszkanie obok siebie.

— Po co kredyt? Sprzedaliśmy mieszkanie babci, teściowie dołożyli — i gotowe!

Mieszkanie babci… Zawsze mówiła, iż je zatrzyma — będzie wynajmować na emeryturze. Gdy ja tłukłam się z dzieckiem i mężem po wynajmowanych klitkach, choćby nie wpadło jej do głowy, żeby nam je odstąpić. Ani złotówki nie zobaczyliśmy. A tu — prezenty, troska, pomoc.

Najbardziej bolało jednak, gdy zaszłam w ciążę. Bałam się strasznie. Chciałam, żeby mama choć na chwilę była przy mnie. Oferowałam nawet, iż opłacę jej bilet — byleby przyjechała. Ale nie mogła. Powiedziała, iż córeczka brata ma katar i musi z nią zostać. Pewnie synowa też ma matkę, ale to nieistotne.

Moja teściowa od razu zrozumiała sytuację. Przyjechała do szpitala, przytuliła mnie, pomogła spakować rzeczy, przygotowała dom. Po porodzie była przy mnie non-stop. Gotowała, sprzątała, spacerowała z dzieckiem, a ja leżałam i płakałam — z wdzięczności. A mama? Gdy wysłałam SMS-a o narodzinach wnuczki, odpisała tylko: „Gratulacje”. I tyle. Żadnego telefonu. Żadnego pytania, jak ja, jak dziecko, jak poród.

Minęły dwa tygodnie ciszy. W końcu zadzwoniła — ale tylko po to, by pochwalić się, iż „Malutka już prawie chodzi”. Chodziło o córkę brata. Słuchałam w milczeniu, po czym po prostu odłożyłam słuchawkę. Od tamtej pory nie dzwonię. Ona też.

Może i lepiej. Zmęczyło mnie bycie nikim. Mama najwyraźniej uważa, iż ma jedno dziecko i jedną wnuczkę. Niech tak będzie. Tylko iż serce i tak boli tak samo…

Idź do oryginalnego materiału