To jakaś paranoja
"Kiedy syn wrócił do domu, jak zwykle zapytałam: 'Jak było?'. Odpowiedział krótko: 'Fajnie'. Zmęczony, ale zadowolony, gwałtownie rzucił się do swojego pokoju. A ja zajrzałam do plecaka, bo chciałam wyjąć ubrania do prania, odłożyć resztki prowiantu, może znaleźć jakiś drobiazg z pamiątek.
To, co zobaczyłam, zaskoczyło mnie bardziej, niż się spodziewałam. Myślałam, iż to głupi żart. Ubrania były dosłownie przesiąknięte potem i brudem. Skarpetki sztywne, koszulka z zaschniętymi plamami, a spodnie tak zabrudzone błotem, iż nie byłam pewna, czy uda się je uratować. Na dnie plecaka leżały natomiast… zupełnie czyste rzeczy. Te, które starannie spakowałam na zmianę: koszulki, spodnie, bluza. Nietknięte.
Zapytałam syna, dlaczego się nie przebierał. Odpowiedział krótko: 'Nie myślałem o tym. Nikt nie przypominał'. I tu pojawiła się moja refleksja. Wiem, iż dzieci bywają roztargnione, iż potrzebują przypomnień, czasem zachęty, by zadbać o siebie. To zupełnie naturalne. I wiem też, iż nauczyciele mają podczas takich wyjazdów pełne ręce roboty: plan wycieczki, bezpieczeństwo, punktualność, logistyka.
Ale gdzieś w tym wszystkim zabrakło mi zwykłej, codziennej troski. Takiej, jaką dzieci mają w domu. Może pytania: 'Zmieniłeś skarpetki?', 'Pamiętasz, żeby się umyć?'. Nie oczekuję, iż szkoła zastąpi rodzica, ale wierzę, iż opiekunowie mają moc przypomnienia dzieciom o tych drobiazgach, które mają wpływ nie tylko na ich komfort, ale i samopoczucie.
Nie chcę, by ten list był odebrany jako zarzut. Doceniam trud organizacji takich wyjazdów, zaangażowanie nauczycieli i cały ogrom pracy, jaki w to wkładają. Ale być może warto porozmawiać o tym, jak zadbać o dzieci nie tylko jako uczestników atrakcji, ale też jako małych ludzi, którzy czasem po prostu zapomną się przebrać albo nie będą chcieli się przyznać, iż czegoś nie wiedzą".