Po prostu gram

glosswidnika.pl 5 godzin temu

To drugi świdniczanin i student Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie, po znanym naszym Czytelnikom Mateuszu Kulczyńskim, który odnosi sukcesy na światowej arenie muzycznej. 10 maja Mikołaj Kaliniak zdobył 2 nagrodę w 48. Międzynarodowym Konkursie Akordeonowym w chorwackiej Puli.

– Gratuluję sukcesu i na gorąco pytam o wrażenia.

– Konkurs w Chorwacji polecił mi mój profesor z uczelni, dr. hab. Grzegorz Palus. W mojej kategorii, No Limit, rywalizacja była jednoetapowa, miałem około 20 konkurentów. Mogłem zdecydować się na dwuetapową, ale stwierdziłem, iż pozostało za wcześnie, iż wolę się bardziej przygotować, ograć i dopiero na późniejszym etapie edukacji wybrać się na ten dwuetapowy. Repertuar był dowolny, jednak z pewnymi ograniczeniami. Musiał być utwór sprzed 1800 roku oraz oryginalna kompozycja na akordeon. Zagrałem: Preludium i fugę Cis-dur, tom I Jana Sebastiana Bacha; Trzy miniatury Mikołaja Majkusiaka; Flashing Arne`a Nordheima; Sonatę nr 2, cz. III Władysława Zołotariowa. Ćwiczyłem je od października. Byłem trochę zestresowany, oceniało nas przecież międzynarodowe jury, ale nie zaważyło to na moim stylu gry. Nie odczuwałem tego, iż gram na dużej scenie, iż to konkurs, tylko po prostu grałem. Miałem też przeczucie, iż coś uda się zdobyć. Zawsze liczę na jak najwięcej i do tej pory się udawało. Oczywiście czuję ogromną satysfakcję z 2 nagrody. W przyszłym roku również wybieram się na ten konkurs.

– Do konkursów więc jeszcze wrócimy, najpierw powiedz jaka jest Twoja historia związana z akordeonem?

– Jako bardzo małe dziecko chciałem grać na jakimś instrumencie, chodzić do szkoły muzycznej. Wybrałem się z rodzicami do Państwowej Szkoły Muzycznej I st. im. Rodziny Wiłkomirskich. Wtedy jeszcze nie było tego nowego budynku. Chciałem grać na klarnecie, ale okazało się, iż brak mi predyspozycji. Pan Jarosław Gadaj, który uczył gry na akordeonie, a u którego skończyłem I i II stopień, przekonał mnie do akordeonu. Poszedłem na jego zajęcia i zostałem. Teraz jestem studentem I roku Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie, Katedra Akordeonu.

– Skąd marzenia o klarnecie?

– Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie usłyszałem gdzieś ten instrument i spodobał mi się. Tata uczył się w świdnickiej szkole muzycznej, ale grał na skrzypcach.

– Jak wyglądają zajęcia na uniwersytecie? Dużo ćwiczysz?

– Przedmiotów jest mało. Wiele zajęć odbywa się w formule online, co jest bardzo wygodne, ponieważ nie muszę podróżować na uczelnię kilka razy dziennie. Tak naprawdę, oprócz instrumentu głównego dwa razy w tygodniu, po godzinie, mam zespół kameralny – akurat w tym roku jest to kwintet akordeonowy, parę przedmiotów teoretycznych – na przykład historia muzyki. W przyszłym roku na pewno wybiorę jeszcze kompozycję muzyki filmowej, ponieważ chodziłem na te zajęcia przez jeden semestr i bardzo mi się podobały. Zresztą, chciałbym komponować, ale nie na akordeon, tylko na orkiestrę i elektronikę, bardziej współcześnie i typowo filmowo. Pierwsze próby mam już za sobą. Kupiłem program na komputer oraz klawiaturę MIDI i właśnie w programie wszystko komponuję. Na razie nie są to zaawansowane melodie, bo dopiero wchodzę w ten świat, wierzę jednak, iż będzie coraz lepiej. jeżeli chodzi o akordeon, to oczywiście ćwiczę jeszcze w akademiku i w domu, trzy, cztery godziny dziennie, pięć, sześć razy w tygodniu. Żeby cos osiągnąć, trzeba systematyczności.

– Czy słuszna jest opinia, iż akordeon to trudny instrument? Jak Ty to oceniasz?

– Przyznam, iż na początku nie miałem żadnych trudności z jego opanowaniem, ale myślę, iż to po prostu kwestia dobrego przygotowania i prowadzenia ze strony mojego nauczyciela. Bardzo dobrze mi szło. Potem wiadomo, repertuar robił się trudniejszy, coraz więcej trzeba było ćwiczyć. Akordeon waży od 14 do 17 kg, dla małych dzieci są oczywiście lżejsze, ale siłę fizyczną trzeba mieć. Oprócz niej dobrą koordynację prawej ręki z lewą. Trzeba też kształtować dźwięk miechem. Jest to trochę skomplikowane, ale wszystko da się wyćwiczyć.

– Zachęciłbyś młodych ludzi do sięgnięcia po ten instrument?

– Nie wiem, czy mogę zachęcić, bo każdy musi mieć w sobie coś, co popchnie go w tym kierunku. Mogę natomiast powiedzieć, iż trzeba spróbować. Uprzedzam, iż na pewno cały czas nie będzie przyjemnie i fajnie, jak na początku się wydaje, ale warto robić swoje. Zawsze po tym trudniejszym okresie, po ciężkiej pracy i wysiłku, osiągniemy dobry rezultat.

– Są więc jednak pot, krew i łzy?

– Czasami tak (śmiech). Ale jak widać efekty, wszystko to idzie w zapomnienie.

– Masz akordeonowego mistrza?

– Nigdy na nikim się nie wzorowałem. Staram się odnaleźć siebie zarówno w grze, jak i interpretacji.

– Wróćmy więc jeszcze do sukcesów i projektów, w których uczestniczyłeś.

– Ostatnio miałem przyjemność brać udział w premierze utworu na nonet akordeonowy, mojego kolegi kompozytora z uczelni, Kacpra Jastrzębskiego. Było to bardzo fajne przeżycie, interesujące doświadczenie, taka styczność z innym rodzajem muzyki, niż gram na co dzień. W kwietniu wystąpiłem na „Koncercie Katedry Kompozycji”, wcześniej na koncercie studentów i doktorantów klas akordeonu UMFC „Solowa i kameralna muzyka akordeonowa”. W ubiegłym roku brałem udział w IV Ogólnopolskim Konkursie Akordeonowym „Fermata” w Płocku, gdzie w kategorii IV zająłem 2 miejsce. Nie pamiętam dokładnie innych, bo to było przed pandemią. Później przez jakiś czas nie startowałem. We wtorek uczestniczyłem w II Międzynarodowym Konkursie Akordeonowym im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej. Nie udało się uzyskać żadnego tytułu, ale na pewno było to kolejne, dobre doświadczenie. Natomiast na przełomie maja i czerwca wybieram się na Ogólnopolski Festiwal Muzyki Akordeonowej „Harmonia Zdrowia i Muzyki”, który obędzie się w Solcu Zdroju. I na ten sezon wystarczy. Podczas studiów planuję jednak uczestniczyć w jak największej ilości konkursów.

– Udzielasz się też charytatywnie.

– Z kolegami ze szkoły muzycznej II st., Antonim Sową i Lechem Leszczyńskim Jr., wystąpiliśmy jako Trio Jazzowe na koncercie zorganizowanym przez zaprzyjaźnione Fundację Ogrody Kultury bez Barier i Miejski Ośrodek Kultury, podczas którego zbierano środki na rehabilitację Daniela Siegiedy. Dostaliśmy propozycję i chociaż nie mieliśmy nic przygotowanego, a na próby było zaledwie półtora miesiąca, stwierdziliśmy, iż to może być fajna przygoda, więc się zebraliśmy, zrobiliśmy aranżacje dwóch utworów, wyszliśmy, zagraliśmy. No i oczywiście dołożyliśmy swoją cegiełkę, aby pomóc innym, co jest w tym wszystkim najważniejsze. W tym roku zagrałem solo na świdnickim finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

– Grywasz na spotkaniach ze znajomymi czy uroczystościach rodzinnych?

– Czasami wypytują mnie czy mam ze sobą akordeon (śmiech). Tak naprawdę uważam, iż muzyka, którą gram, a w tym momencie jest to przede wszystkim muzyka poważna, nie nadaje się na spotkania w rodzinnym gronie czy imprezy koleżeńskie. kilka osób by się przy niej bawiło. Ewentualnie mogliby jej przez chwilę posłuchać.

– Czyli nie masz w repertuarze ludowych melodii i przyśpiewek, w stylu „Szła dzieweczka do laseczka”?

– Nie mam(śmiech). Ze słuchu na pewno bym to zagrał, ale, prawdę mówiąc, nie kręci mnie to.

– Znajdujesz czas na coś innego niż muzyka?

– Lubię sport, chodzę na siłownię. Interesuje mnie także inwestowanie, rynek nieruchomości.

– Z jaką branżą wiążesz swoją przyszłość?

– Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Nie marzę o takim koncertowaniu jak robi to Marcin Wyrostek. Nad udziałem w jakimś talent show też nie myślałam, ale kto wie, może kiedyś się do tego przekonam (śmiech). Jak wspominałem, chciałbym komponować muzykę filmową.

Agnieszka Wójcik-Skiba, fot. archiwum GŚ, M. Kaliniaka

Idź do oryginalnego materiału