Oto sen.
Wanda przeszła przez mieszkanie, sprawdzając, czy wszystko wyłączyła, czy zostawia porządek. Uwielbiała wracać do czystego mieszkania. Dlaczego więc wyjeżdża ze swojego znanego raju? Po co? Żyje przecież jak w sanatorium – co chce, to robi. Ale jeżeli nie pojedzie, córka się obrazi. Wyjazd nad morze to prezent od niej na urodziny.
Westchnęła, wywlekła walizkę na klatkę i zamknęła drzwi na dwa zamki. Szarpnęła klamkę, by upewnić się, iż dobrze, i zadzwoniła do sąsiadki.
— Już wyjeżdżasz? — zapytała Grażyna.
— Tak, klucze przynoszę. — Wanda niechętnie podała jej wiązkę kluczy.
— Nie martw się, podleję kwiaty, wszystko ogarnę. Odpoczywaj i nie przejmuj się — zapewniła Grażyna. — Masz szczęście do córki, kupiła ci tę wycieczkę, ciesz się, mamo. A mój Włodek tylko o flaszce myśli. Miał rodzinę, mieszkanie, wszystko przepił…
Wanda współczuła sąsiadce, ale dopiero teraz dotarło do niej, iż to ryzyko — zostawić jej klucze. A co, jeżeli jej syn wpadnie do środka? Nic cennego nie ma, ale każdy drobiazg ma wartość. I nieprzyjemnie, gdy ktoś grzebie w jej rzeczach. Żałowała, iż nie umówiła się z kimś innym na doglądanie mieszkania. Za późno. Nie chciała też urazić Grażyny. Ile razy jej pomagała?
Sąsiadka złapała jej wahanie.
— Nie martw się, schowam klucze, Włodkowi nic nie powiem. Jedź. Wszystko będzie dobrze.
Wanda skinęła głową i ruszyła z walizką w stronę schodów.
— Szczęść Boże! — krzyknęła za nią Grażyna i zatrzasnęła drzwi.
Na dworzec poszła pieszo — nie brać taksówki dla dwóch przystanków. W autobusie z walizą tylko ludzi będzie męczyć. Minęła przejście podziemne i wyszła na perony. Stał tam pociąg. Ruszyła wzdłuż składu, wypatrując dziewiątego wagonu. Znalazła. Będzie czekać tutaj, aby nie biegać potem po peronie.
„A jeżeli numery wagonów idą od drugiego końca?” — zakłębiło się w niej. — „Nic, konduktor zwykle ogłasza. Zdamy się na los.”
Tydzień temu córka niespodziewanie wpadła i oznajmiła, iż postanowiła dać prezent urodzinowy wcześniej, by Wanda zdążyła się przygotować.
— Jesteś w ciąży? — spytała wtedy.
Drugie dziecko to dobrze, ale pierwsze ledwo skończyło rok. Od pieluch jeszcze nie odeszli, za wcześnie.
— Nie, nie w ciąży. Kupiłam ci na urodziny wyjazd nad morze. Pociąg jedenasty wieczorem, przedział. Masz. — Podsunęła kopertę. — Tydzień starczy na przygotowania.
— Jakto? Sama? Bez was? Co ty wymyśliłaś? W sam dzień urodzin! A goście, a stół? Nie, nigdzie nie jadę! Oddaj bilet! — stanowczo oświadczyła Wanda.
— Mamo, specjalnie tak zrobiłam, żebyś nie stała przy kuchni jak przy taśmie. Chciałam, żebyś miała święto — spotkanie z morzem. Kiedy ostatnio byłaś nad Bałtykiem? No właśnie, nie pamiętasz. To prezent ode mnie i od Jacka. Rób, co chcesz — powiedziała córka urażona. — jeżeli nie chcesz jechać, siedź w domu. Ale biletu nie zwracam. Jak zajdę w ciążę, to na lata zapomnisz o morzu. Wybrałam dobry pensjonat, tuż przy plaży.
No i co było robić? Pomarudziła, iż bez jej zgody wszystko załatwili, ale zaczęła się pakować.
I tak oto Wanda znalazła się na dworcu. Z takich wyjazdów, zwłaszcza samotnych, więcej stresu niż radości. Same zmartwienia: czy zdąży na pociąg, kto będzie w przedziale, jak się tam odnajdzie… A w jej wieku nerwy to ryzyko.
Gdy konduktor ogłosił przyjazd składu, a numery wagonów zaczynały się od ogona, Wanda odetchnęła. Dobrze obliczyła. niedługo rozległ się gwizd nadjeżdżającego pociągu. Zebrała się, ścisnęła mocniej uchwyt walizki, w drugiej ręce trzymała dokumenty. Na uboczu stali inni pasażerowie z bagażami.
Pociąg przeleciał obok, ukazał się ogon. Wanda prawie poderwała się, by biec za wagonami. Wydawało jej się, iż pociąg przejedzie dalej, a ona nie zdąży w dwie minuty dobiec do swojego wagonu. Ale wreszcie stanął, drgnął i zastygł. Konduktorka dziewiątego wagonu otworzyła drzwi dokładnie przed Wandą, przetarła poręcz szmatką i przygotowała się do sprawdzania biletów.
Wanda jako pierwsza podała dokumenty, weszła do wagonu, zajęła swoje miejsce w przedziale, usiadła na leżance i westchnęła. No to pół drogi za nią — jest w pociągu.
Pociąg znów drgnął i ruszył, nabierając prędkości. Drzwi z hukiem odjechały na bok, do przedziału wpadły trzy dziewczyny. Od razu zrobiło się ciasno i głośno. Wanda wyszła do korytarza, dając im czas na rozpakowanie się.
Za oknami migały lasy i pola, mieniły się taflPrzez następne dni morze i słońce splatały się z nadzieją, a gdy nad brzegiem fale szeptały o przeszłości, Wanda po raz pierwszy od lat poczuła, iż zaczyna żyć naprawdę.