"Rodziny urlop stawia przed rodzicami chol!@#$ trudne zadanie, bo z jednej strony cały rok pracujemy nad jakimiś rytuałami, zasadami, regułami, z drugiej: latem także potrzebujemy luzu. Tyle iż jeżeli zbytnio odpuścimy, to najpewniej szlag trafi naszą całą ciężką pracę.
Wakacje od zasad
Godząc się na wspólne spanie w jednym łóżku, późniejsze chodzenie spać, frytki na obiad każdego dnia czy słodycze bez limitu, trzeba się liczyć z tym, iż po powrocie trzeba się będzie mierzyć z konsekwencjami. Przekonałam się o tym nie raz i to bardzo boleśnie. Po superwyluzowanych wakacjach, gdy nagle trzeba było wrócić do przedszkola i pracy, dział się dramat.
Zrozumiałam, iż ten wakacyjny luz, który chcę niby dać dziecku, to tak naprawdę świetna wymówka. Tak naprawdę to ja odpuszczam moje rodzicielskie obowiązki, bo chcę od nich odpocząć. I myślę, iż nie ma nic w tym złego, o ile potem nie mamy pretensji do naszych dzieci, iż się 'rozregulowały'.
Nowe zasady
W tym roku, by uniknąć, przykrych konsekwencji, zastanowiłam się bardzo mocno przed urlopem, czego nie powinnam odpuszczać, by po powrocie nie zderzyć się ze ścianą.
Ustaliłam sama ze sobą, iż jedynie delikatnie przedłużę wieczorne siedzenie, ale córka śpi we własnym łóżku. Córka dość naturalnie to przyjęła. Pojawił się jednak problem ze słodyczami.
Jako rezolutna 5-latka świetnie pamiętała, iż wyjazd to czas objadania się słodkościami. Jednak po powrocie zawsze miałam potworny problem z jej apetytem. Oczekiwała także, iż po każdym posiłku dostanie coś słodkiego. Dlatego w tym roku jeszcze przed wakacjami poinformowałam ją, iż tym razem będzie inaczej. Będzie mogła zjeść jedynie jedną słodką rzecz dziennie (czyli tak jak jest normalnie każdego dnia). Przyjęła i zaakceptowała tę zasadę. Jak się później okazało, nie do końca świadomie.
Ale ja chcę!
Problem pojawił się już pierwszego dnia. Choć zwykle nie je aż tyle łakoci, to od razu po śniadaniu zapytała, czy może żelki. Przypomniałam, iż może jedną słodkość i czy jest pewna, bo do końca dnia nic więcej nie dostanie. Przytaknęła. A potem się zaczęło...
Niestety rozpaczała przy każdym stoisku z lodami, automacie, wacie cukrowej. Oczywiście nie muszę dodawać, jak często mijaliśmy je każdego dnia. Serce mi się krajało, bo świetnie rozumiałam jej żal. Ciągle przechodziły obok nas dzieci, które zajadały się słodyczami. Przecież także sama nie tak dawno pozwalałam jej na więcej.
U córki pojawił się nie tylko żal i smutek, ale także złość i frustracja. Nie brakowało trudnych momentów, łez, obrażania się, krzyku i tupania nogą, ale także i mojego zwątpienia. 'Mamo, ty mnie w ogóle nie kochasz' – powiedziała któregoś dnia ze łzami w oczach, rozgoryczona 'tymi okropnymi' zasadami. W takim momencie naprawdę trudno być konsekwentnym.
Po powrocie córka jednak łatwo 'wskoczyła' w nasz normalny tryb. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, iż zrobiłam dobrze. Emocjonalnie to nie były łatwe dwa tygodnie, ale nie żałuję. Mam świadomość, iż gdybym odpuściła i wyluzowała, to potem miałabym emocjonalny rollercoaster przez kolejny miesiąc.
Czy trzymanie sztywnych reguł w tym momencie ma sens? O tak!".