Choroby zakaźne w przedszkolu
Moje dzieci są w wieku przedszkolnym i obecnie, jak co roku od kilku lat, jesienią przeżywamy prawdziwy pogrom związany z mniejszymi i większymi infekcjami. Zarówno 3-, jak i 5-latek, przez cały czas budują swoją odporność, więc odkąd nastała jesień, wspieramy się szotami z imbiru, leczymy katarki i pokasływanie, a bywa też, iż zwalczamy gorączkę i anginę dzięki antybiotyku.
Kiedy każde z moich dzieci zaczynało przedszkole, w pierwszym lub drugim roku uczęszczania "zaliczyło" również wszystkie choroby zakaźne. Najpierw starszy syn zarażał się w przedszkolu, potem młodszy chorował po nim. Kiedy młodszy zaczął być przedszkolakiem, zakaził się jeszcze niektórymi chorobami, które ominęły nas u starszego dziecka. Tym sposobem w książeczce zdrowia dzieci mają już wpisy chyba ze wszystkich zakaźnych chorób.
Ospa, którą przemilczano
Chciałabym opowiedzieć wam o pewnej sytuacji, która miała miejsce jakiś czas temu i dotyczyła jednej z tych chorób. Młodszy syn jeszcze wtedy nie chodził do placówki. Jesienią pewnego dnia starszak wrócił z przedszkola bardzo marudny, choć zwykle popołudniami miał jeszcze sporo energii do zabawy. Był ospały, poszedł wcześniej niż zwykle spać wieczorem, a ja w nocy kilkakrotnie sprawdzałam, czy nie ma gorączki, bo byłam przekonana, iż to początek jakiejś infekcji.
Niewiele się pomyliłam – rano po obudzeniu odkryłam na jego ciele pierwsze charakterystyczne krostki. Ospa wietrzna. Bez trudu odgadłam, bo sama przechodziłam ospę jako nastolatka i pamiętałam, jak wygląda wysypka w tej chorobie. Gdy u lekarza uzyskałam pewność, iż to ospa, postanowiłam powiadomić przedszkole. Najpierw napisałam jednak na grupie dla rodziców w mediach społecznościowych, bo to najszybsza droga kontaktu.
Napisałam, iż dziś synowi wyszły krosty i lekarz potwierdził ospę wietrzną, więc informuję o obecności choroby zakaźnej i proszę innych rodziców o czujność. Wydawało mi się to w porządku wobec rodziców i wychowawczyń, które również mają dostęp do grupy na Messengerze.
Sama chciałabym na miejscu innych rodziców wiedzieć, iż w grupie były dzieci z ospą, bo dzięki temu byłabym również czujna w stosunku do moich dzieci. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na wiadomość o chorobie zakaźnej tylko kilkoro rodziców podziękowało za informację, a zdecydowana większość odpisała, iż zdają sobie sprawę z choroby w grupie.
Pomyślcie o innych
Zmroziło mnie. Kilkanaścioro dzieci z grupy syna właśnie choruje na ospę wietrzną, kilka maluchów jest już po chorobie i choćby zdążyło wrócić do placówki. W międzyczasie nikt choćby nie zająknął się i nie wspomniał, iż w grupie jest choroba zakaźna. Nikt nie powiedział rodzicom, placówce, wychowawczyniom. Każdy uznał, iż to jego prywatna sprawa. Ale nikt też nie pomyślał o tym, iż przedszkolak, który przyniesie z placówki taką ospę, może w domu stanowić zagrożenie?
Już choćby nie chodzi mi o to, iż ja nie byłam gotowa na to. Chodzi mi o mamy, które są w ciąży i niektóre choroby zakaźne są groźne dla nich i ich potomstwa w brzuchu. Albo, iż niektórzy mają w domu członków rodziny chorych na nowotwory, w trakcie chemioterapii, o obniżonej odporności. Dla wszystkich tych osób ospa wietrzna może być groźną dla zdrowia i życia chorobą. Byłam naprawdę wściekła na innych rodziców. Zero empatii, szerszego spojrzenia i tylko patrzenie na czubek własnego nosa...