Porzucił dzieci dla pierwszej miłości — i nie obejrzał się za siebie.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Gdy po raz pierwszy spojrzałam w oczy Igorowi, miałam dwadzieścia lat, on ledwie osiemnaście. Nie planowaliśmy tak wcześnie zakładać rodziny, ale dwie kreski na teście wszystko zmieniły. Po dziewięciu miesiącach urodziłam bliźniaczki, dwie śliczne dziewczynki — Zosię i Hanię. Było nas troje, a przed nami całe życie. Młodzi, naiwni, ale pełni nadziei.

Żyliśmy skromnie, pieniędzy wiecznie brakowało. Igor harował, jak tylko mógł — w dzień w fabryce, nocą na magazynie, dorabiał jako meblarz i tragarz, gdzie popadło. Ja, choć miałam pod opieką niemowlęta, starałam się pomagać: szyłam, robiłam na drutach, pisałam teksty na zamówienie. Czasem opadały mi ręce, ale trzymaliśmy się razem. Gdy dziewczynki poszły do przedszkola, znalazłam lepszą pracę, a po roku dostałam awans. Spłaciliśmy długi, wyjechaliśmy na wakacje, wreszcie odetchnęliśmy.

Piętnaście lat. Piętnaście lat byliśmy razem. Wspólnie wychowywaliśmy córki, dzieliliśmy codzienne troski i radości. Aż coś się popsuło. Zauważyłam, iż Igor się zmienia. Oddala. Kiedyś biegł do domu, teraz coraz częściej zostawał „w pracy”, choć od miesięcy miał stałe godziny. Mówił, iż to dyżur, nagły projekt, pomoc koledze. Ja wierzyłam. Bo byłam pewna — jesteśmy zespołem.

Aż pewnego dnia moja intuicja zawyła jak syrena strażacka. Sprawdziłam jego telefon. Połączenia, wiadomości, lokalizacja. Wszystko stało się jasne: mój mąż zdradzał mnie. Od dawna. Systematycznie. Bez skrupułów.

Usiadłam naprzeciw niego i rzuciłam mu to w twarz. Liczyłam, iż zaprzeczy, iż to pomyłka. Ale on spojrzał mi w oczy i… przyznał się. Powiedział, iż spotkał swoją pierwszą miłość — Kingę, tę samą ze szkolnych lat. Że nigdy o niej nie zapomniał. Że teraz wreszcie wie, kogo kocha.

Wyrzuciłam go. Bez wahania. Przeniósł się do matki, potem próbował się tłumaczyć, ale ja nie słuchałam. Wniosłam o rozwód. Paliła mnie wściekłość i żal. Zdradził nie tylko mnie — zdradził naszą rodzinę. Nasze dzieci.

Dopiero z czasem zaczął się pojawiać. Mówił, iż tęskni, iż chce być blisko. Byłam ostrożna, ale dziewczynki ciągnęły do niego. Nie rozumiały, co się stało, starałam się nie obciążać ich naszymi sprawami. Zaczęliśmy się znów spotykać. Chodziliśmy do parku, kina, urządziliśmy choćby wyjazd nad jezioro. Jakby wszystko wróciło do normy. W końcu zamieszkał z nami, choć oficjalnie jeszcze nie było zgody. Znowu byliśmy rodziną.

A potem… nowy zwrot. Dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. Dwa miesiące. Serce mi zamarło. Czy znów ucieknie? Igor zapewniał, iż zostanie, ale coraz częściej nocował u matki. A Kinga, ta jego „prawdziwa miłość”, nie schodziła z telefonu. Spotkałam się z nią raz, próbowałam rozmawiać — tłumaczyłam, iż mamy dzieci, iż czekam kolejnego. Ona tylko wzruszyła ramionami: „Nie moja sprawa. Niech sam decyduje.”

Zdecydował. Wybrał ją. Zostawił mnie, brzemienną, samą. Syna nie uznał. Spojrzał na niego raz. Jeden. I zniknął.

Minęły prawie dwa lata. Wychowuję Jasia sama, pomagają mi rodzice. Zosia i Hania już rozumieją, choć udają, iż nie. A Igor? Wykreślił nas ze swojego życia. Nie dzwoni, nie pisze. Nauczyłam się bez niego żyć. Ale w sercu zostawił dziurę. Bo ból po zdradzie męża to jedno. A ból po tym, jak ojciec porzucił własne dzieci dla wspomnień — to zupełnie inna historia. Historii, której nikomu nie życzę.

Idź do oryginalnego materiału