Poświęciliśmy wszystko dla córek, a teraz czuję się samotna i niepotrzebna: dlaczego spotykam się z obojętnością własnych dzieci?

twojacena.pl 2 dni temu

„Z mężem odmawialiśmy sobie wszystkiego dla córek, a teraz jestem sama i nikomu niepotrzebna” – za co takie traktowanie od własnych dzieci?

Gdy nasze córki dorosły, ja i mój mąż odetchnęliśmy z ulgą. Wydawało się, iż najtrudniejsze czasy minęły, bo dźwigaliśmy ten ciężar sami. Oboje pracowaliśmy w fabryce, żyliśmy bardzo skromnie. Pensje – łzy. Ale nie pozwoliliśmy, by nasze dziewczynki czuły się gorsze od innych. Zawsze miały w co się ubrać, co zabrać do szkoły, za co kupić przybory czy bilet do kina.

Prawie nigdy nie pozwalaliśmy sobie na luksusy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupiłam sobie nowe palto – wszystko szło dla dzieci. Córki jedna po drugiej dostały się na uniwersytet. I znów wydatki. Stypendium ledwo starczało na bilet, więc musieliśmy pomagać. Kupowaliśmy ubrania, płaciliśmy za mieszkanie, dokładaliśmy się do jedzenia. Na nowo uczyłam się liczyć każdy grosz. Ale choćby wtedy nie żałowałam – byle im niczego nie brakowało.

Po studiach obie wyszły za mąż. Ja i mąż cieszyliśmy się – dzieci ułożyły sobie życie. A potem prawie od razu urodziły się wnuki – dwóch chłopców, jeden od starszej, drugi od młodszej. I wszystko zaczęło się od nowa. Po urlopach macierzyńskich córki oznajmiły, iż jeszcze za wcześnie na przedszkole, i poprosiły mnie o pomoc. Byłam już na emeryturze, ale dorabiałam jako sprzątaczka, by jakoś wiązać koniec z końcem. Naradziliśmy się z mężem i postanowiliśmy – ja zajmę się wnukami, on będzie pracował.

Tak żyliśmy – dwie emerytury i jego pensja. Zięciowie założyli wspólny interes i z czasem biznes ruszył z kopyta. Cieszyliśmy się, byliśmy dumni. choćby gdy prosili o pieniądze, nie odmawialiśmy – jak moglibyśmy, to przecież nasze dzieci.

Aż pewnego dnia wszystko się zawaliło. Mąż poszedł do pracy i… nie wrócił. Serce. Nie zdążyli go uratować. Wydawało mi się, iż ziemia usuwa mi się spod nóg. Byliśmy razem czterdzieści dwa lata, nie umiałam sobie wyobrazić życia bez niego. Zostałam sama. Córki przez jakiś czas odwiedzały, zabierały wnuki, zapisały je do przedszkola. A potem… jakby wymazały mnie z pamięci.

Wtedy zrozumiałam, iż moja emerytura to grosze. Wcześniej jakoś starczało, bo miałam wsparcie męża. A teraz? Rachunki, jedzenie, leki… czasem stałam w aptece i wybierałam: tabletki czy chleb. Gdy córki w końcu do mnie zajrzały, zebrałam się na odwagę i przemówiłam.

Cicho powiedziałam: „Dziewczynki, gdybyście mogły choć trochę pomóc z opłatami, miałabym na leki…” Starsza choćby nie dała mi dokończyć – stwierdziła, iż same ledwo wiążą koniec z końcem, iż teraz wszystko drogie. A młodsza… po prostu milczała, jakby nie usłyszała. Potem – cisza. Żadnych telefonów, żadnych wizyt.

Zostałam sama w swoim mieszkaniu, otoczona zdjęciami, dziecięcymi robótkami, malutkimi bucikami, które sama dziergałam dla wnuków. Nikt już nie przychodził. Nikt nie pytał, jak się czuję. Nikt nie sprawdził, czy w ogóle jeszcze żyję. A przecież kiedyś byłam dla nich wszystkim. Gotowałam kaszę, prasowałam ubrania, kołysałam wózki nocami. Uczyłam je mówić, czytać, wstawałam na każde zawołanie.

Teraz siedzę przy oknie i patrzę, jak po ulicy idą obce babcie z wnukami. Śmieją się, trzymają za ręce. A ja mam tylko ciszę. I gorycz. Bo nie rozumiem – za co mnie to spotkało. W którym momencie przestałam być potrzebna? Czy dzieci naprawdę tak gwałtownie zapominają wszystko, co się dla nich zrobiło?

Nie proszę o wiele. Nie chcę ich pieniędzy ani prezentów. Chcę tylko odrobinę ciepła, kilka słów, telefon raz na tydzień. Żeby zapytały: „Mamo, jak się masz?” Żeby wnuki wpadły, chociaż posiedziały chwilę. Ale widocznie to luksus, na który mnie nie stać.

Z każdym dniem trudniej mi wierzyć, iż o mnie przypomną. Ale wciąż czekam. Bo serce matki nie umie przestać czekać. choćby gdy boli. choćby gdy jest przykro. choćby gdy czujesz się jak zdradzona.

Idź do oryginalnego materiału