Poważny błąd

newskey24.com 3 dni temu

Straszny błąd
Danuta obudziła się z bólu. Śniło jej się coś ważne, ale zanim zdążyła to zapamiętać, ból w dole brzucha przeszkodził. Nigdy nie bolało ją aż tak mocno – choćby w krzyżu czuła przeszywanie.

Leżała nieruchomo, nasłuchując własnego ciała. Ból zdawał się nieco słabnąć. Ostrożnie usiadła na łóżku, ale gdy próbowała wstać, znów poczuła kłucie. Krzyknęła i osunęła się na podłogę. Na kolanach doczołczyła się do szafki, gdzie zostawiła telefon na ładowaniu.

„Pogotowie” wygadała klęcząc, opierając się wolną ręką o parkiet. „Musisz się uspokoić, zaraz przyjadą – mówiła sobie. – Ale drzwi! Kto im otworzy?” Danuta pełzła korytarzem. Ból pulsował, brzuch palił się jak ogień.

Próbowała wyprostować się, by odsunąć zasuwkę, ale ból znów ją przygniótł. Łzy napłynęły do oczu. W samotności najgorsze nie jest to, iż nikt nie poda szklanki wódki, tylko to, iż nikt nie otworzy drzwi ratowników. Zagryzła wargę, spróbowała raz jeszcze. W końcu odzwoniła i… zemdlała.

Przez mgółę dopływały do niej urywki rozmów, pytania. Wydawało jej się, iż odpowiada.

Ocknęła się na szpitalnym łóżku. Przez okno świeciło niskie jesienne słońce. Odwróciła głowę, mrużąc oczy, i natychmiast skrzywiła się – pod mostkiem wciąż coś krwawiło. Brzuch wydawał się nabrzmiały, ale ból prawie zniknął.

Jeszcze wczoraj, gdy znów próbowała zerwać z Andrzejem, myślała, iż lepiej umrzeć, niż tak żyć. Bez męża, dzieci, celu. A tej nocy złapała się życia kurczowo. Zrozumiała, jak przerażająca jest nagła śmierć w samotności.

— Ocknęłaś się? Zawołam pielęgnię.

Danuta odwróciła głowę. Na sąsiednim łóżku leżała pulna kobieta w flanelowym szaliku w żółte kwiatki.

Wkrótce weszła młoda pielęgniarka w różowej czepeczce.
— Jak się pani czuje?
— Lepiej. Co ze mną?
— Lekarz zaraz przyjdzie i wszystko wyjaśni — odparła i wyszła.

Danuta zauważyła jej gruby, sięgający pasa warkiś. Kto jeszcze nosi warkocze?

— Jesteś na ginekologii. Przywieźli cię dwie godziny temu. Spałaś jak susel — powiedziała sąsiadka.

„Susel”. Ostatnio w sklepie mówili do niej „proszę pani” albo „obywatelko”. Czuję się jak staruszka, a ma dopiero czterdzieści dwa. Może dlatego, gdy próbowali ją swatać, machała ręką: „Za późno, nikogo nie potrzebuję”. Dlatego ciągle odpychała Andrzeja, a on wracał.

— Jak się pani czuje? — Wszedł lekarz, pięćdziesiątkowiec.

— Co się stało? Dostawałem narkozę? Operacja? Czuję się jak balon.

— Nowaśka, na opatrunki! — rzucił do sąsiadki.

Kobieta wyszła, a Danuta spojrzała w zmęczone oczy doktora.

— Miałamś laparotomię. Ciąża pozamaciczna, pęknięta jajowód.

— Jak?! — Danuta omal nie podskoczyła. Ból przytrzymał ją na miejscu.

— Co tak dziwi?
— Miałam diagnozę — bezpłodność.

— To nie wyklucza ciągi pozamacicznej. Życie potrafi zaskoczyć. Leż pani kilka dni.

— Mogę wstawać?

— Trzeba, ale z umiejętnością.

Danuta trawiła nowinę. Mówili przecieś, iż nie może mieć dzieci. Mąż przez to odszedł (choć to była wymówka dla jego zdrad). „Czy to znaczy, iż jednak mogłam…? Ale co ja gadam — czterdzieści dwa to nie wiek na dzieci!”.

Wstała, naciągnęła szlafrok. W kieszeni klucze i dowód — drzwi zamknięte. Przed lustrem przygładziła włosy i wyszła na korytarz.

Pod posterunkiem pielęgniarek usłyszała:

— Wyobrażasz sobie? Serwera podczas operacji znalazł u niej guza. Ogromnego.

— No i?
— Zszyli i tyle. Mówił, iż ostatnie stadium. Jutro Nowaka do onkologii. A kobieta jeszcze nie stara.

Danuta zamarła. „Nowak — to ja! Rak?! Dlatego lekarz nic nie mówił?”

Wróciła do sali, potem wyszła na dwór. Tyle samo czasu, co matce na chemii? Nie. W domu wzięła długi prysznici, zaparzyła mocną herbatę.

Przez trzy dni leżywała, płakała, rozmyślala. Potem wstała. Wyjrzała w lustro — żadne oznaki. Zawsze była chuda: rozwód, śmierć matki, relacja z Andrzejem.

Zadzwoniła do notariusza. Spadek dla ciotki. Złoto? Tylko obrzędowa obrączka i kolczyki.

W nocy śniła się matka, surowa jak za życia.

Nazajutrz pojechała na cmentarz, ale wysiadła pod szpitalem.

— Nowaśka! Uciekłaś? — Doktor Serwera kręcił głową. — Jak dziecko!

— Nie pojadę do onkologii! Słyszałam…
— Co?

— Pielęgniarki mówiły, że…

Lekarz pokazał dwie karty: Nowak Danuta i Nowak Domicela.

— To nie pani.

Danuta rzuciła mu się na szyję.

— Może to znak — rzekł. — Żeby coś zmienić.

Szła ulicą, uśmiechana się do deszczu. W domu prała naczynia, aż Andrzej stanął w drzwiach z walizką.

— Nie odbierałaś.

— Wyszłaś od żony?

— Nie mogę bez ciebie.

— Ja też.

Rozśmiali się, mówiąc jednocześnie: „Wiesz…”.

Idź do oryginalnego materiału