Powiedział, iż nie nadaję się na „ojca” — ale to ja wychowywałem te dzieci od samego początku.

polregion.pl 9 godzin temu

Powiedziała, iż nie nadaję się na ojca ale to ja wychowywałem te dzieci od samego początku.

Kiedy moja siostra Kasia zaczęła rodzić, byłem daleko na zjeździe motocyklowym. Błagała, żebym nie odwoływał wyjazdu, mówiła, iż wszystko będzie dobrze, iż jeszcze jest czas.

Czasu, którego zabrakło.

Przyszły na świat trzy piękne maluchy a jej już z nami nie było.

Pamiętam, jak trzymałem w rękach te maleńkie zawiniątka w inkubatorach. Pachniałem jeszcze benzyną i skórą. Nie miałem żadnego planu, ani pojęcia, co robić. Ale spojrzałem na nich Ola, Zosia i Kacper i zrozumiałem: nie odejdę.

Noce spędzane na rajdach zamieniłem na nocne karmienia. Chłopaki z warsztatu zastępowali mnie w pracy, żebym mógł odebrać dzieci z przedszkola. Nauczyłem się wiązać warkocze Zosi, uspokajać Olę, gdy wpadała w furię, i przekonywać Kacpra, żeby zjadł coś innego niż makaron z masłem. Przestałem jeździć na długie trasy. Sprzedałem dwa motocykle. Zbudowałem piętrowe łóżka własnymi rękami.

Pięć lat. Pięć urodzin. Pięć zim przeziębień i gryp żołądkowych. Nie byłem idealny, ale byłem. Każdego dnia.

A potem on się pojawił.

Ojciec biologiczny. Nie figurował w aktach urodzenia. Ani razu nie odwiedził Kasi w ciąży. Według niej, powiedział, iż trojaczki nie pasują do jego stylu życia.

Ale teraz? Chciał je zabrać.

I nie przyszedł sam. Przyprowadził ze sobą pracownicę socjalną, Magdę. Spojrzała na moje poplamione smarem kombinezony i stwierdziła, iż nie jestem odpowiednim środowiskiem wychowawczym dla tych dzieci.

Nie wierzyłem własnym uszom.

Magda obeszła nasz mały, ale schludny dom. Widziała rysunki dzieci na lodówce. Rowery w ogrodzie. Małe kalosze przy wejściu. Uśmiechała się uprzejmie. Notowała. Zauważyłem, jak jej wzrok zatrzymał się na chwilę dłużej na moim tatuażu na szyi.

Najgorsze było to, iż dzieci nic nie rozumiały. Ola schowała się za mną. Kacper zaczął płakać. Zosia zapytała: Ten pan będzie naszym nowym tatą?

Odpowiedziałem: Nikt was nie zabierze. Tylko przez moje martwe ciało.

I teraz rozprawa za tydzień. Mam adwokata. Dobrego. Cholernie drogiego, ale warto. Mój warsztat ledwo zipie, bo sam ogarniam wszystko, ale sprzedałbym choćby ostatni klucz, żeby zatrzymać moje dzieci.

Nie wiedziałem, co zdecyduje sędzia.

W przeddzień rozprawy nie mogłem spać. Siedziałem przy kuchennym stole, trzymając w rękach rysunek Oli ja trzymający ich za ręce przed naszym domem, a w rogu słońce i kilka chmur. Proste bazgroły dziecka, ale, szczerze mówiąc, wyglądałem na tym rysunku szczęśliwszy, niż kiedykolwiek byłem w życiu.

Rano włożyłem koszulę z guzikami, której nie nosiłem od pogrzebu Kasi. Zosia wyszła z pokoju i powiedziała: Wujku Marku, wyglądasz jak ksiądz.

Mam nadzieję, iż sędziemu spodobają się księża, próbowałem żartować.

Sąd wyglądał jak inny świat. Wszystko beżowe i błyszczące. Tomek siedział naprzeciwko mnie w drogim garniturze, udając troskliwego ojca. Przyniósł choćby zdjęcie trojaczków w kupionej ramce jakby to coś znaczyło.

Magda odczytała swoją opinię. Nie kłamała, ale też nie próbowała złagodzić słów. Wspomniała o ograniczonych zasobach edukacyjnych, obawach o rozwój emocjonalny i, oczywiście braku tradycyjnej struktury rodzinnej.

Zaci

Idź do oryginalnego materiału