Powiedziałam synowi: przyjeżdżaj i mieszkaj, bez problemu! Ale niech synowa jedzie do swojej matki. Synowej pomagać nie będę. Niedawno zaprosiłam ich do siebie w gości, naszykowałam różnych potraw, kupiłam prezenty dla dziecka, a potem cały wieczór płakałam.

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

– Gdy wszystko było dobrze, to matka, znaczy się, nie była potrzebna! – wzdycha 60-letnia Marta. – Synowa chodziła z zadartym nosem, przez cały ten czas nie powiedziała mi choćby dziesięciu słów. A przecież nigdy jej nie obraziłam! Kiedy dzwoniłam do syna:

– Co chciałaś, mów szybko, nie mam czasu.

No i teraz, gdy zaczęły się problemy, przypomnieli sobie o mnie!

– Poprosili o coś?

– Tak. Syn wczoraj przyjechał niby w sprawie, mówi, iż tata miał wiertarkę udarową, czy można ją wziąć na trochę? Oczywiście, tylko tego im teraz brakuje na wynajętym mieszkaniu! Przyszedł, kręcił się z tą wiertarką, więc sama mu powiedziałam – mów wprost!

– Mamo, możemy się u ciebie zatrzymać na kilka miesięcy, dopóki nie znajdę pracy i nie wynajmiemy mieszkania?

Okazało się, iż właściciel mieszkania poprosił ich o zwolnienie lokalu. Nie mają pracy, pieniędzy, a Irena, synowa, jest z trzyletnim dzieckiem. Oto jak…

– Rozumiem. Wesoło się u was szykuje? Kiedy się przeprowadzają?

– Przeprowadzają się do mnie? Hm. A niby dlaczego? Powiedziałam synowi wprost: ty oczywiście przyjeżdżaj i mieszkaj, ile potrzeba, mój dom – twój dom, przecież to wiesz. Wnuka też zawsze chętnie przyjmę. Ale twoja Irena niech jedzie do swoich rodziców!

Marta mieszka w trzypokojowym mieszkaniu, które kupili kiedyś razem z mężem, ojcem jej syna Wiktora. Mieszkanie oczywiście nie jest luksusowe – zwykły blok z wielkiej płyty, bez specjalnego remontu. Ale duże.

Męża straciła piętnaście lat temu. Syn ma teraz trzydzieści dwa lata i od dawna mieszka osobno. Już na ostatnim roku studiów wynajął pokój z kolegą, potem został tam sam, a sześć lat temu w jego życiu pojawiła się Irena i prawie od razu zaczęli razem mieszkać.

Potem młodzi zalegalizowali związek i urodziło się dziecko, przez cały czas mieszkając na wynajmowanym mieszkaniu.

– Po ślubie rozmawiali o kredycie na mieszkanie! – opowiada Marta. – Mieli zamiar zbierać na pierwszy wkład, jak tylko się pobrali. Ale widocznie im się nie udało – to tylko w słowach łatwo jest oszczędzać pieniądze! W sumie, nie wiem, co tam u nich i jak. Pytałam, co zamierzają zrobić z mieszkaniem, ale to przecież „nie moja sprawa”, wiesz jak jest! Tylko prychały na mnie i machały ręką.

Relacje z synową Marta, szczerze mówiąc, ma żadne. Nikt się z nikim nie kłócił ani nie dzielił. Synowa po prostu ignoruje teściową.

– Może Irena jest na mnie za coś obrażona? – pytała na początku Marta syna. – Może jej się nie podobam?

– Och, mamo, nie przejmuj się, po prostu jest z natury nietowarzyską osobą! – odpowiedział Wiktor. – Trudno jej nawiązywać kontakty, lubi być sama.

– A mimo to jakoś wyszła za mąż! – wzrusza ramionami Marta. – Znalazła w sobie siłę, by się poznać, porozmawiać z chłopakiem, zainteresować go sobą. A tu nagle ciężko jej powiedzieć „dzień dobry”!

Irena prawie nigdy nie odbiera telefonów od teściowej – oddzwania później Wiktor, nie przychodzi w gości, podając wymyślone powody, a przed wizytą teściowej po prostu wychodzi z domu.

Nawet narodziny dziecka nie zmieniły sytuacji. Marta z niecierpliwością czekała na wnuki, planując być babcią z bajkami, ciastami i swetrami z reniferami. Ale od dziecka ją stopniowo odsuwano.

– Przyjście do wnuka to cała sprawa, trzeba się umawiać z tygodniowym wyprzedzeniem, a i tak nie ma pewności, iż w dzień X cię do niego wpuszczą! – opowiada Marta. – Albo biegunka, albo skrofuloza. Dziecko zdążyło mnie zapomnieć od spotkania do spotkania, reagował jak na obcą ciotkę. Ogólnie rzecz biorąc, on jest dziki, boi się ludzi! Matka nigdzie go nie zabiera, u niej też nikt nie bywa. Nic dziwnego, iż taki dziki.

Rodzice Ireny mieszkają dość daleko i nie uczestniczą w wychowaniu wnuka. Marta teraz też już nie nalega na regularne spotkania.

– Siłą niczego nie wskórasz! – wzdycha. – Może to choćby lepiej, iż nie przywiązuję się do dziecka. Niech żyją, jak chcą!

Ostatnio w życiu syna nastał jakiś trudny okres. Okazało się, iż Irena po urlopie macierzyńskim nie ma dokąd wrócić – jej firma zakończyła działalność w ciągu tych trzech lat. Coś podobnego wydarzyło się cztery miesiące temu z firmą, w której pracował Wiktor. Został bez pracy. Znalezienie innej pracy gwałtownie się nie udaje. Przez cały ten czas żyją ledwie wiążąc koniec z końcem, utrzymując się z przypadkowych prac dorywczych. Do tej pory jakoś dawali sobie radę.

Ale ostatnio zdarzyła się ostatnia kropla – właściciel wynajmowanego mieszkania oświadczył, iż zamierza je sprzedać. Już jest kupiec i mieszkanie trzeba opróżnić w ciągu kilku tygodni.

Wynajęcie teraz innego mieszkania, zapłacenie prowizji agentowi, kaucji nowemu właścicielowi oraz zorganizowanie przeprowadzki jest finansowo niemożliwe.

Jedynym, co przyszło Wiktorowi do głowy, było poproszenie o tymczasowe schronienie u matki. Na dwa-trzy miesiące. Oczywiście, będą się starać stanąć na nogi jak najszybciej i gdy tylko Wiktor znajdzie pracę, od razu wynajmą choćby pokój i się wyprowadzą.

Ale Marta nie chce.

– To wcześniej traktowali mnie z góry, rozmawiali z zaciśniętymi zębami, nie odbierali telefonu, bo trudno jej się dogadywać z ludźmi! A teraz, kiedy potrzebna, nagle nie ma żadnych problemów? Niech Irena jedzie do swojej mamy, i tyle.

– Ale tak też nie można! – próbuje przekonać Martę przyjaciółka. – To przecież twój syn, jego rodzina. Trzeba chyba pomóc w trudnym momencie?

– Synowi powiedziałam: przyjeżdżaj i mieszkaj, ile trzeba, bez problemu! – wzrusza ramionami Marta. – Ale dzielić przestrzeń z jego żoną nie muszę. Będzie mi się przewijać obok, nie podnosząc wzroku, ani „dzień dobry”, ani „do widzenia”! Po co mi to w moim domu? Będę siedzieć i myśleć, dlaczego jest taka, czym ją uraziłam. Niech syn wyśle ją do jej mamy! A sam niech tutaj stawia się na nogi.

– Ale rozumiesz, to wszystko może się przeciągnąć. Przez cztery miesiące nic nie znalazł, a tu zaraz grudzień, Nowy Rok za pasem. On będzie tu, a rodzina tam. To nie jest w porządku!

– To nie moje problemy! – rozkłada ręce Marta.

„Syn może mieszkać, ile potrzeba, a synowa niech idzie, gdzie chce” – czy to jest zasadniczo błędne podejście? Teściowa powinna być mądrzejsza, bo życie nie kończy się jutro. I całkiem możliwe, iż odrzucona dziś synowa za kilka lat może powiedzieć teściowej te same słowa – iż jej nic do niej nie obchodzi, niech idzie, gdzie chce.

Chociaż nie ma żadnej gwarancji, iż synowa w przyszłości zachowa się szlachetnie, choćby jeżeli teraz teściowa zrobi dla niej wszystko. Oto taka trudna sytuacja życiowa. I co tu poradzić.

Idź do oryginalnego materiału