Pożegnanie z mediami

ekskursje.pl 3 lat temu

Z okazji drugiego wydania mojej książki o Lemie (dodruków hardcovera już nie będzie, więc kto chce mieć twardą okładkę, musię się pośpieszyć – drugie wydanie to paperback), na stronie Czarnego pojawił się mój uaktualniony biogram. Zwracam uwagę na zdanie „W latach 1997-2021 dziennikarz Gazety Wyborczej”.

Zastanawiałem się wielokrotnie, jak będzie wyglądała pożegnalna blogonotka. W życiu bym nie pomyślał, iż będzie się zaczynać od „z okazji drugiego wydania mojej książki”!

Formalnie jeszcze tu pracuję, bo haerowe młyny mielą w swoim tempie. Zaczynam właśnie urlop, z którego już nie wrócę. Stosowne papiery są już w dziale Zasobów Ludzkich, a co podpisane, tego nie da się odpodpisać.

Na moją decyzję jakiś wpływ oczywiście miała tamta nieudana próba zwolnienia mnie, ale to był tylko katalizator. Ten, jak wiadomo, przyśpiesza reakcję chemiczną, ale nie może wywołać takiej, która nie zaszłaby i bez niego (jako chemiczny Pimko będę teraz nadużywać takich metafor).

Życie korpoludka ma wiele zalet, ale też tę zasadniczą wadę, iż prawie nic od ciebie nie zależy. Decyzje kierownictwa zapadają zwykle bez konsultacji z podwładnymi – są po prostu Obwieszczane, a ty masz się dostosować, albo odejść.

Tak przynajmniej jest w Agorze, jedynym korpo, jakie znam – ale z pogaduszek z braćmi i siostrami w niedoli czelendżowania kejpiajów wnoszę, iż to w Polsce typowa sytuacja. Co za tym idzie, decyzja o odejściu dla typowego korpoludka jest pierwszą samodzielną decyzją od lat.

Jako związkowiec wiele razy widziałem euforia i ulgę na twarzach podejmujących ją ludzi. Teraz rozumiem, co wtedy czuli.

Związek będzie w tym roku obchodził dziesięciolecie. Przez większość tego czasu byłem przewodniczącym – to za długo. Władze czasem trzeba zmieniać.

O tych latach mógłbym zanucić piosenkę Sinatry: „I could write a book”. Pewnie napiszę podsumowującą blogonotkę, na razie mam pilniejsze sprawy.

Co do mojego obecnego felietonu w „Dużym Formacie”: stan na dziś jest taki, iż ja go dalej chcę pisać, a redakcja dalej go chce publikować. Wszystko się może jednak zmienić choćby jutro, do czego podchodzę wyluzowany jak Marek Aureliusz na ketaminie.

Przez ostatnie 5 lat tyle razy już mi coś kasowano, iż straciłem rachubę. Najdalej za trzecim razem człowiek się przyzwyczaja (zwłaszcza jeżeli jest w takiej sytuacji, jak ja: iż i tak się permanentnie nie wyrabia z robotą).

To nie jest zwykła zmiana pracy – nie odchodzę do innej redakcji. Zmieniam branżę.

Przez ostatnie 10 lat byłem etatowym dziennikarzem, angażującym się w różne projekty edukacyjne. Teraz będę etatowym nauczycielem, okazjonalnie pisującym do mediów.

Inspiracją był dla mnie Jerzy Sosnowski, wyrzucony z „Trójki” za działalność związkową. Wygrał w sądzie – związkowiec nie może przegrać takiego procesu, chyba iż przegapi termin – ale nie wrócił na antenę. Został nauczycielem.

Zazdrościłem mu, iż też bym tak chciał, ale przecież nie mogę, bo za długa przerwa, bo to, bo tamto. A potem się okazało (przepraszam, pojadę coachingowym banałem), iż te ograniczenia były tylko w mojej głowie.

Stosowne uprawnienia mam od 30 lat. Gdy zacząłem sobie układać pierwsze konspekty lekcji odkryłem z ulgą, iż nie wszystko zapomniałem. Jeden z nich przerobiłem zresztą na artykuł.

Przyszłość mediów w Polsce widzę źle. Pisowskie będą rozkwitać, wspomagane publicznymi pieniędzmi. No ale do nich nie pójdę za żadną kasę.

Gdybym miał pomysł, jak uratować media niezależne – może i bym został i ratował. Nie mam. Mogę tylko zaapelować, żebyście byli dla nich wyrozumiali.

Pracują w nich ludzie coraz bardziej przepracowani, mający coraz więcej obowiązków za coraz mniejsze pieniądze. Wpadki, afery, nieprzemyślane decyzje są oczywistą konsekwencją – i będzie ich tylko coraz więcej.

Wybaczajcie. Prenumerujcie, wpłacajcie, wspierajcie. Nie chcecie świata, w którym wszystko rozdzielą między siebie Sakiewicze i Karnowscy – na wasz koszt w dodatku.

Swojego niszowego blogaska oczywiście zamierzam dalej prowadzić. Nie wykluczam powrotu do podkastu, teraz już nie widzę żadnych przeszkód dla crowdfundingu – w ogóle możliwości będę miał teraz raczej więcej niż mniej.

Na razie nie mam jednak konkretnych planów. Trafiłem w sam środek covidowego zamieszania w edukacji. Nie wiem, jak będzie wyglądał mój plan lekcji za miesiąc. A teraz do tego wszystko muszę dostosowywać…

Idź do oryginalnego materiału