W starości poza fizycznym tetryczeniem przeraża mnie także psychiczne. Moje westchnienia, iż chciałbym cofnąć świat do backupa z 2015 roku prawdopodobnie zdradzają podświadome „bo wtedy jeszcze ogarniałem o co chodzi”.
Żeby przeciwdziałać, poproszę więc PT ogarniających o wyjaśnienie mi dzisiejszego świata. Może wyjdzie mi z tego seria notek, ale zacznę od LLM skrótowo zwanych AI.
Nie rozumiem tego w ogóle. Są już ludzie, którzy się od tego uzależnili, ale dla mnie to jak papierosy, od których zawsze odrzucał mnie smród. Te sześciopalce obrazki są obrzydliwe, a teksty napisane topornie – niczym szkolne wypracowania, pełne okrągłego wodolejstwa typu „W panteonie wielkich polskich poetów szczególnie poczesne miejsce zajmuje Adam Mickiewicz (1798-1855)”. Tego się nie da czytać bez bólu!
Uważnie śledzę relacje znajomych o stosowaniu AI do celów hobbystyczno-rekreacyjnych. Pewien Friends chwalił się, iż AI mu zaprojektowało szafkę do zmajsterkowania. Super, ale ja nie majsterkuję.
Mam takie ogólne wrażenie, iż AI może mnie „wyręczyć” głównie w tych zajęciach, które i tak lubię („samodzielne planowanie wycieczki”). Co do zastosowań zawodowych, to jak wiecie, zawody mam dwa. W oświacie niezbędne jest generowanie papierów, których nikt nie czyta, ale muszą być.
Rozumiem, iż można użyć LLM do ich generowania, ale przecież równie dobrze jakieś gotowce można wyguglać.
Niektóre papiery muszą być pisane pod kątem konkretnego ucznia. Literka „I” w uproszczeniu „IPET” pochodzi od słowa „indywidualne”. Ale żeby dostać taki IPET od AI, musiałbym wrażliwe dane ucznia wysłać amerykańskiej korporacji. Wydaje mi się to fundamentalnie nieetyczne i najprawdopodobniej nielegalne, choć prawdopodobnie setki nauczycieli to właśnie teraz robią. Z dwojga złego znów szlachetniejsze wydawałje mi się wyguglanie gotowca.
Wiem też, iż AI może za mnie przygotować konspekt lekcji, ale moje lekcje są autorskie i lubię to w nich. Natomiast nauczyciel realizujący program po bożemu i tak może skorzystać z oferty jednego z wydawnictw, oferujących podręczniki, konspekty i sprawdziany. Dzięki nim można nauczać przedmiotu o którym się kilka wie (i stojąca zastępstwami polska oświata, w której geografii musi uczyć katecheta – bez tego by się zawaliła).
W swoim wcieleniu nauczycielskim nie widzę więc zastosowania dla AI. A w zawodzie stukania w literki?
„Kopernika” pisałem podczas lockdownu, musiałem więc zmusić się do podniesienia kompetencji w korzystaniu z bibliotek cyfrowych. Przedtem wolałem się fizycznie wybrać do murowanej biblioteki, żeby sprawdzić coś, co pewnie znalazłbym online. I adekwatnie przez cały czas tak wolę, ale nie było wyboru.
To było jeszcze przed szałem na ChatGPT. Czy mógłby mi pomóc jako riserczer? Dzięki znajomym, którzy mają płatne konta, robiłem mikro-eksperymenty – zadawałem pytania dotyczące Kopernika, na które znałem odpowiedź i wiedziałem, iż czasem to „cholera jedna wie” (= brak źródeł), a czasem odpowiedź jest dostępna publicznie i za darmo, ale nie tak po prostu z gugla, tylko np. z archiwum Dantyszka.
Wyniki były zawsze rozczarowujące. AI ma dziwny opór przed odpowiedziami typu „nie wiadomo, brak danych, źródła milczą” (pod tym względem przypomina kol. Fieloryba). Niczym nieprzygotowany student, zawsze udaje iż wie. Taki riserczer przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Te najnowsze płatne wersje reklamowane są jako odpowiednik „poziomu doktoranta”. Sroktoranta! Owszem, studentowi można wybaczyć, iż nie wie iż o archiwum Dantyszka – ale doktorant powinien na to wpaść sam.
Jak już wiemy w jakim archiwum jest nasz zasób – samo sięgnięcie do niego to wisienka na torcie. Najmniej istotna część roboty. Jak mam takiemu cyberdebilowi sam powiedzieć, iż „wyszukaj mi to i to w archiwum Dantyszka”… to na czym ma polegać jego bezcenna pomoc adekwatnie?
Testując AI pytaniami o Kopernika stwierdziłem, iż umie korzystać tylko z tego, co jest widoczne z poziomu wyszukiwarki. Jedyna biografia jaką znał, to ta Birkenmajera – bo w domenie publicznej. Nie znał „Regestów” Biskupa, biblii kopernikologii, choć są dostępne w pewnej cyfrowej bibliotece – o czym wiem bo podczas lockdownu sam se musiałem to wszystko poodnajdywać. Z takim riserczem do do Ziemkiewicza.
Oczywiście, najszlachetniejszy risercz to ten pierwotny – odkrywanie nieznanych źródeł. Szanujący się autor non-fiction zna tę ekscytację, iż odwiązujemy w staroświeckiej tekturowej teczce tasiemkę, którą archiwista zawiązał 70 lat temu i mamy błogą świadomość, iż jesteśmy pierwszym czytelnikiem skrytych w tej teczce pożółkłych papierów!
W takich sprawach samo odwiązanie tasiemki to już drobiazg, najważniejsze to wpadnięcie na to, do jakiego archiwum o jaki zasób chcemy się zwrócić. Czasem zapłaciłbym krocie riserczerowi, który by mi powiedział „to może być w teczce o sygnaturze THX-2137 w archiwum w Białymstoku”.
W przypadku Kopernika pogodziłem się, iż takich odkryć nie zrobię, ale właśnie to, iż tutaj większość tego typu dokumentów jest już zdigitalizowana, tylko trzeba wiedzieć gdzie szukać – pozwoliło mi sprawdzić, iż AI jest za głupia na tę kluczową fazę, „wiedzieć gdzie szukać”. Jak już jej powiem gdzie szukać to znajdzie, ale na co mi taka pomoc.
Przyjmijmy taką gradację źródeł, iż (1) najcenniejsze są te pierwotne, typu „dokument w archiwum” (2) potem mamy pracę naukową na temat tego dokumentu (3) potem pracę popularyzatorską taką jak moja (4), a potem hasło w Wikipedii cytujące m.in. moją książkę. Otóż AI powołuje się głównie na źródła typu (4), do tych typu (1) nie umie dotrzeć choćby gdy są zdigitalizowane, a co najgorsze, NIE ROZUMIE RÓŻNICY. To nie poziom studenta, tylko licealisty.
Czy AI może za mnie pisać felietony? Jakbym ją nakarmił korpusem swoich tekstów, pewnie mógłaby wygenerować coś w podobnym stylu. prawdopodobnie setki autorów to właśnie teraz robią. Pewnie ze dwa czy trzy razy uszłoby mi to na sucho, ale w końcu Polityka by zerwała współpracę.
A wymyślanie pomysłów? Tak naprawdę mam więcej pomysłów niż mocy przerobowych. Na początku zabawy darmowym ChatemGPT sam go zapytałem o pomysł na książkę, która by wreszcie odniosła sukces. Odpowiedział, iż young adult fantasy jest w modzie – i zaproponował powieść, iż Zahukane Dziewczątko ma pewne Szczególne Możliwości, przy pomocy których Ratuje Świat i wtedy Wszystkim Jest Głupio, iż byli dla niej kiedyś niemili.
To była porada i sensowna (faktycznie streścił typowe generyczne YA), ale i bezsensowna. Bestsellery biorą się z zaskoczenia, a nie z gonienia za typową formułą. Kolejna książka z serii „wszyscy jesteśmy ze wsi” już nie powtórzy sukcesu „Chłopek”.
Krótko mówiąc, obecna moda na AI jest dla mnie niepojęta. Jedyne co by mnie trochę ekscytowało to sparringpartner do gier strategicznych, bo AI w grach Paradoksu przez cały czas jest do rzyci. Ale to w ogóle nie idzie w tym kierunku (szachy mnie tak nie pociągają).
Chichram się więc czytając o idiotach, którym AI zaplanowała wakacje – i wysłała ich do nieistniejących miejsc. Albo którzy chcieli dokonać wielkich odkryć naukowo-technicznych, i jeden jak w opowiadaniu Lema skończył rujnując się na budowę serwerowni, bo ChatGPT mu wmówił, iż chce się uwolnić. No wiem iż nie wypada blejmować wiktima, ale co to za głupki!
Ale wiem też, iż różne technologie na początku miały zgrzyty, profesorowa Szczupaczyńska argumentowała za wyższością tramwajów konnych nad elektrycznymi, ale historia rzadko przyznaje rację starym ludziom krytykującym nowoczesność. Choć czasem jednak tak, iż przypomnę Lema i Internet.
Więc dopuszczam, iż i tu nie mam racji. I naprawdę będę wdzięczy za wskazanie mi jakiegoś zastosowania zawodowego – albo hobbystycznego. Mam na przykład bajzel w winylach i przydałaby mi się aplikacja identyfikująca je przed kamerą i generująca z tego plik XLS albo w ogóle konto w Discogs. Ale takiej chyba nie ma?
Przydałby mi się asystent riserczu – którego mógłbym na przykład zapytać po ludzku, iż „mój bohater pracował w latach 60. w urzędzie powiatowym w Myciskach, gdzie może być jego teczka personalna?”, a ten by mi odpowiedział, iż takie archiwum, taka sygnatura. Moim zdaniem, AI tego nie potrafi (z pewnością potrafi za to taką sygnaturę zmyślić).
Darmowe wersje mnie nie zachęcają do kupienia płatnych, ale mini-eksperymenty u płacących znajomych też nie. AI jawi się w nich jako nakładka na zwykłego gugla. Chętnie bym za to zapłacił za oldskulową wyszukiwarkę, taką jak gugiel sprzed 20 lat, z trybem zaawansowanym, z regexpami. Ale w kapitalizmie jak w tej knajpie z „Psów” – „tego co szanowny pan zamawiał to nie mamy, ale może być AI”.













