"Najpierw człowiek, potem nauczyciel"
Czy dzieci mogą uczyć się skutecznie, siedząc na poduszkach zamiast w równych rzędach ławek? Czy pozwolenie im na jedzenie zdrowych przekąsek w trakcie zajęć nie przeszkadza w skupieniu? A może choćby pomaga? Justyna Filipiak, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej, pokazuje, iż można inaczej. I iż "inaczej" wcale nie znaczy "gorzej". Jej film na TikToku z 2024 roku o klasowych zasadach obejrzano już ponad 1 milion razy, a polubień ma już ponad 130 tysięcy.
Filipiak w mediach społecznościowych dzieli się tym, jak wygląda jej codzienna praca z uczniami. Nie są to jednak zwyczajne relacje z życia nauczycielki. To materiał do przemyśleń dla wszystkich, kto zadaje sobie pytanie: jak powinna wyglądać nowoczesna szkoła?
Jak sama zauważa, jej zasady mogą być dla tradycyjnych nauczycieli kontrowersyjne. Pojawiły się komentarze o młodzieńczym entuzjazmie, który z czasem ma ponoć minąć. Pojawiły się komentarze zachwyconych odbiorców, iż chcieliby mieć takich nauczycieli i iż wtedy z chęcią wróciliby do szkoły choćby po latach. Ale też i takie, iż "nauczyciel nie jest misjonarzem". Może jednak czasem powinien być człowiekiem z misją?
Bo choć wiemy, iż praca nauczyciela to ogromna odpowiedzialność i nieustanne zmaganie się z oczekiwaniami rodziców, dzieci, dyrekcji i systemu, to jednak warto się zatrzymać i spojrzeć na klasę z innej perspektywy i nauczycielka z TikToka próbuje to pokazać. Filipiak przekonuje, iż szkoła może być miejscem przyjaznym, bezpiecznym, a jednocześnie efektywnym – o ile stworzy się atmosferę zrozumienia i współpracy.
10 zasad, które zmieniają lekcję
W jej klasie rządzą zasady, które mogą zaskoczyć niejednego rodzica – i z pewnością wielu nauczycieli, o czym na nagraniu choćby sama Filipiak wspomina. Podkreśla jednak, iż wszystkie zasady zostały omówione i zaakceptowane wspólnie z rodzicami. Co wolno uczniom na lekcjach u młodej nauczycielki z TikToka?
Czy kontrowersyjne dla nauczycieli metody działają?
Jak każda innowacja, także i pomysły Filipiak budzą emocje w odbiorcach. Ktoś może mieć mizofonię (o czym możemy przeczytać w komentarzach) i dźwięk chrupiącej marchewki wyprowadzi go z równowagi. Ten komentujący zauważa, iż na takiej lekcji (kiedy kolega z ławki coś by jadł) niczego by się nie nauczył. Inni zauważają, iż część uczniów lepiej przyswaja materiał indywidualnie, a nie na grupowych zajęciach. Są też głosy, iż skarpetki na szkolnej podłodze to po prostu przesada.
Filipiak nie ukrywa, iż jej pomysły mogą nie wszystkim się spodobać. Ale podkreśla – to zasady ustalone razem z rodzicami, w atmosferze zaufania i dialogu. Jej celem jest stworzenie takiej przestrzeni, w której dzieci czują się swobodnie, ale też uczą się odpowiedzialności, współpracy i szacunku.
Niektórzy nauczyciele piszą w komentarzach, iż chcieliby uczyć w podobny sposób, ale nie mają wsparcia ze strony dyrekcji. Jeden z uczniów wspomniał, iż jego nauczycielka też próbowała takich metod, ale po wizycie kuratorium musiała z nich zrezygnować.
Nie chodzi o to, by każdy nauczyciel od jutra pozwalał zdejmować dzieciom buty i serwował marchewki. Ale może warto spojrzeć na szkołę inaczej – nie jak na miejsce, gdzie dzieci mają "przetrwać", ale takie, w którym mogą rozwijać się swobodnie w swoim tempie. Justyna Filipiak pokazuje, iż inna szkoła jest możliwa. Może to właśnie dobry moment, by zapytać: a co, jeżeli młoda nauczycielka ma rację?