Z prof. UAM Przemysławem Nosalem z Wydziału Socjologii, badaczem sportu, o zaangażowaniu politycznym kibiców piłkarskich i fenomenie freak fights na łamach Życia Uniwersyteckiego rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.
Dlaczego sport?
- Zawsze był mi bliski. Kibicowałem, ale też sam grałem w piłkę nożną i biegałem. W pewnym momencie zacząłem łączyć te zainteresowania z socjologią. Napisałem doktorat na temat technologii w życiu społecznym na przykładzie sportu. Zaintrygowało mnie pytanie o to, co jest ludzkie, a co nie w sporcie, o relacje człowiek - sprzęt. Myślę, iż sport stanowi laboratorium procesów społecznych. Czasem występują tam one w formie intensywniejszej niż w codziennym życiu, a czasem zanim rozprzestrzenią się w społeczeństwie, najpierw pojawiają się w sporcie. W tym kontekście sport jest fascynujący.
Jedna z pana książek dotyczy zaangażowania politycznego kibiców piłki nożnej. Czy kibicom zawsze było blisko do polityki?
- To zależy od tego, co rozumiemy przez politykę. Jednym z głównych celów książki jest rozprawienie się z wiedzą potoczną, nie zawsze prawdziwą. Gdy oglądaliśmy w ostatnich latach relacje z Marszu Niepodległości czy innych patriotycznych uroczystości, łatwo było przykleić kibicom łatkę zwolenników konkretnej partii. To jednak tak nie działa. Na przestrzeni ostatnich 20 lat sytuacje, w których grupy kibicowskie jednoznacznie przypisywały swoją sympatię konkretnym partiom politycznym, w zasadzie nie występowały. Po pierwsze kibice są bardzo zróżnicowanym środowiskiem. Wystarczy pójść na mecz Lecha Poznań - zobaczymy tam przekrój znacznej części społeczeństwa. Kibicują zarówno dzieci, młodzi, jak i osoby w średnim i starszym wieku. Jedynie płciowo środowisko jest dość homogeniczne; szacuje się, iż od 5 do 15 proc. stanowią kobiety. To bastion męskości.
Na stadionie wciąż mają szansę wypowiedzieć się grupy wypychane poza margines głównego nurtu debaty publicznej. Komentują więc wszystko, co dzieje się w świecie kibicowskim, ale też bieżące sprawy społeczno-polityczne. Trybuny działają trochę jak tablica ogłoszeniowa, a to, co na niej widzimy, składa się raczej na konserwatywny światopogląd, bo kibice nie są specjalnie za równym traktowaniem osób nieheteronormatywnych, przyjmowaniem uchodźców, zróżnicowaniem rasowym, religijnym. Cenią tradycyjne podejście do życia społecznego i podziału ról płciowych. Stąd o krok do uznania, iż kibice są przybudówką PiS-u lub Konfederacji. Tyle iż to nieprawda. Owszem, głosują chętniej na partie prawicowe, ale nie dzieje się tak w przygniatającej większości, to nie jest prosta zależność.
W badaniach mocno wybrzmiewa tożsamość zbiorowości kibicowskich. Kibic jest mocno osadzony lokalnie, wspiera swój klub, czuje przynależność do narodu, patriotyzm jest dla niego ważny. Łatwo połączyć to z narracją o nacjonalizmie, a ją z przemocą. Tyle tylko iż na stadionach przemocy w tej chwili w zasadzie nie ma. jeżeli już, to dzieje się ona w lasach, na autostradach albo w zorganizowanych walkach kibicowskich na ringach.
Czytaj dalej na Uniwersyteckie.pl: Prof. UAM Przemysław Nosal. Drużyna bez lewoskrzydłowego
fot. Władysław Gardasz