Synowa, Zuzanna, zadzwoniła rano i poprosiła, żebym odebrała Antosia z przedszkola nr7 w Krakowie, bo utknęła w biurze przy ulicy Floriańskiej. Dla mnie to była czysta przyjemność uwielbiam, gdy mały wskakuje w moje ramiona, pachnie kredkami i ciepłym mlekiem, a ja czuję się potrzebna. Jednak kiedy weszłam do sali, pani Marta, wychowawczyni, patrzyła na mnie nie z typowym uprzejmym uśmiechem, ale z wyraźną niepewnością w oczach.
Czy mogłaby pani chwilę poczekać? zapytała, kiedy Antoś wybiegł po kurtkę. Muszę pani coś ważnego powiedzieć.
Serce podskoczyło mi jak sprężyna. Myślałam o tym, czy chłopiec przypadkiem komuś uderzył rękę, albo przeskrobał w murze. Słowa, które usłyszałam, ugięły mnie po kolanach.
Pani Marta mówiła powoli, wprost w moje oczy:
Antoś w ostatnich dniach kilka razy powtórzył, iż boi się swojego pokoju, bo tata krzyczy bardzo głośno, a mama płacze. Dodała, iż czasami chciałby zamieszkać u pani.
Wstrzymałam oddech, a w żołądku poczułam rosnący ciężar. W drodze do domu Antoś był jak zwykle gadatliwy: opowiadał o rysunku, nowej zabawie w sali i o naklejce, którą dostał w nagrodę. Ja jednak słuchałam jego głosu, a każde jego zdanie odbijało się echem pani Marty w mojej głowie.
Z jednej strony zastanawiałam się, czy niektórzy mali nie przesadzają, koloryzują rzeczywistość. Z drugiej, gdyby mówił prawdę, co się naprawdę dzieje za zamkniętymi drzwiami?
Wieczorem, siedząc w fotelu i patrząc na filiżankę kawy kosztującą 12zł, próbowałam poukładać plan. Mogłam od razu zadzwonić do mojego syna i zapytać wprost, ale bałam się, iż taki telefon podkręci atmosferę. Mogłam spróbować porozmawiać z Zuzanną, ale czy otworzyłaby się, nie czując się osądzona? Myśl, iż mój wnuk może się bać we własnym domu, była nie do zniesienia.
Następnego dnia zaproponowałam, iż przyjmę Antosia na noc. Zuzanna zgodziła się, tłumacząc, iż ma mnóstwo spotkań w pracy. Wieczorem, układając puzzle w salonie, zapytałam go łagodnie:
Wiesz, kochanie, pani w przedszkolu mówiła, iż czasem się boisz w swoim pokoju. Dlaczego?
Antoś spojrzał na mnie poważnie, jakby rozmawiał z dorosłym.
Bo tata krzyczy na mamę. Bardzo. A potem trzaska drzwiami i wychodzi. Mama płacze i mówi, iż jest jej smutno.
To nie była dziecięca fantazja, a rzeczywistość, której mały chłopiec nie potrafił pojąć. W kolejnych dniach zaczęłam dostrzegać, iż Zuzanna staje się bardziej zamknięta, a mój syn coraz bardziej drażliwy. Rozmowy były krótkie i chłodne. Zyskałam przekonanie, iż problem dotyczy nie tylko Antosia.
Pewnego popołudnia zaprosiłam Zuzannę na kawę w moim domu na Kazimierzu. Rozmowa zaczęła się od drobiazgów, a potem powiedziałam:
Martwię się. Nie o siebie, ale o was i o Antosia.
To trudny czas wyszeptała. Dużo się kłócimy. Z Antosiem wiem, iż to źle, ale nie umiem już inaczej.
W ciszy, przerywanej jedynie stukotem łyżeczki o filiżankę, zobaczyłam, jak jej dłonie lekko drżą, a oczy zaszkliły się łzami.
Wiesz zaczęła po chwili, prawie szeptem czasem myślę, iż gdyby nie Antoś, już dawno bym odeszła. A potem patrzę na niego, jak zasypia, i boję się, iż złamię mu życie. I wtedy zostaję.
Czułam, jak coś ściska mi gardło. Chciałam powiedzieć, iż ciągłe napięcie może też złamać dziecko, ale widziałam, iż ona już to czuje brakuje jej tylko siły, by spojrzeć prawdzie w oczy.
Wyciągnęłam rękę i położyłam swoją dłoń na jej dłoni.
Słuchaj, nie wiem, co postanowicie, ale wiedz, iż masz we mnie sojusznika. Antoś zawsze może przyjść do mnie, choćby w środku nocy.
Jej oczy wypełniły się łzami, ale tym razem to nie był tylko ból w nich pojawiła się ulga, jakby po raz pierwszy ktoś powiedział jej, iż nie jest sama.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem, ale i z poczuciem, iż zrobiłam coś ważnego. Nie naprawię ich małżeństwa, nie uciszę wszystkich krzyków, ale mogę być dla Antosia bezpieczną przystanią. Mogę mieć miejsce, do którego wraca, gdzie nie słychać krzyków, gdzie pachnie świeżo upieczonym ciastem, a wieczorem czyta się bajki na dobranoc.
Może właśnie to jest teraz moja rola nie ratować dorosłych za wszelką cenę, ale chronić w tym małym chłopcu to, co najcenniejsze: poczucie, iż gdzieś jest dom, w którym zawsze czeka ktoś, kto kocha bezwarunkowo.