Myślałam, iż nic już mnie nie zaskoczy...
"W tej pracy człowiek naprawdę gwałtownie uczy się, żeby nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań. I nie chodzi mi tylko o uczniów. Chodzi też o współpracę z niektórymi rodzicami. Ale choćby mając za sobą lata doświadczenia, czasem zostaję po prostu z otwartą buzią i pytaniem w głowie: czy to się dzieje naprawdę?
Przykład? Dziecko nie umiało. Nie przygotowało się. Zadanie z matematyki? Kompletna klapa, a na lekcji wszystko wyjaśniłam, jak należy i uczniowie przytaknęli, iż rozumieją materiał. Filip też. Ocena? Jedynka. Zwyczajna konsekwencja. Później wydarzyło się coś, co przeszło moje najśmielsze wyobrażenia.
Do szkoły wpada jego ojciec. Nabuzowany, czerwony na twarzy, ton oskarżycielski jak na komisji śledczej. I zaczyna się:
'Proszę usunąć tę jedynkę z dziennika' – mówi z taką pewnością, jakby właśnie reklamował buty z oderwaną podeszwą.
On naprawdę sądził, iż to się wydarzy? Że ja po prostu wejdę w system, kliknę 'usuń ocenę', uśmiechnę się i powiem: 'Oczywiście, dziękuję za wizytę, zapraszamy
ponownie!'?
Szkoła to nie sklep, a nauczyciel to nie sprzedawca ocen
Słuchałam tego człowieka i nie wierzyłam własnym uszom. Jego dziecko nie umiało i dlatego dostało jedynkę. Ze strony jego ojca nie było jednak żadnego: 'Spróbujmy jeszcze raz', 'Może da się to jeszcze poprawić?', 'Co możemy z tym zrobić?'. Była tylko jedna narracja: 'Moje dziecko nie może mieć tej jedynki, bo to JE stresuje'.
Helo?! To nie jest wymiana towaru. To nie jest 'usługa na żądanie'. To jest szkoła. Miejsce, gdzie dzieci mają się czegoś nauczyć, nie tylko z przedmiotów, ale i z życia. A życie, jak wiadomo, nie przyjmuje reklamacji na błędy, które popełniasz, bo ci się nie chciało.
To była ta chwila, w której naprawdę poczułam frustrację. Nie dlatego, iż ktoś podważa moją ocenę, tylko dlatego, iż w tym układzie, gdzie nauczycielka musi tłumaczyć dorosłemu człowiekowi, iż jedynka to nie kara, tylko informacja – nie ma już miejsca na rozwój. Ani dla ucznia, ani dla relacji nauczyciel-rodzic.
I wiecie co? Czasem mam wrażenie, iż niektórym rodzicom bardziej zależy, żeby dziecko
nie poczuło dyskomfortu niż żeby się czegokolwiek nauczyło. Ale szkoła to nie dom towarowy. A ja nie jestem panią z infolinii, tylko nauczycielką".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).