Zuzanna urodziła się w zamożnej rodzinie. Ojciec, Jan, był szefem dużego zakładu, a matka, Maria, zajmowała się domem, prasowała męskie garnitury i gotowała tradycyjne zakwasy. Mieszkali w niewielkim miasteczku Mszczonów. Po ukończeniu szkoły średniej Zuzanna wyjechała do Warszawy, aby studiować. Tam poznała Aleksandra, wzięli ślub i, zdawało się, wszystko układało się idealnie mają własny dom, dobrą pracę i kochające się serca.
Jedynym cieniem ich szczęścia była bezdzietność. Weszli do kolejnych specjalistów, choćby wyjechali za granicę, ale lekarze zawsze powtarzali: Nie ma problemu zdrowotnego. Gdy kolejny test ciążowy znów wykluczył ciążę, Zuzanna pękła w łzach. Ile jeszcze mam czekać? Dlaczego Bóg nie daje nam dzieci, kiedy tak bardzo ich pragnę?.
W sobotni poranek, by oderwać myśli, Zuzanna wybrała się na spacer do parku Łazienki. Słońce świeciło, ptaki śpiewały, a w powietrzu czuło się wiosenny zapach, ale w jej wnętrzu panował pusty krzyk. Na jednej z ławk siedziała staruszka, karmiąc gołębie ziarnkami. Ptaki otoczyły ją, gdacząc radośnie. Zuzanna podeszła, usiadła obok i dostąpiła od staruszki małego woreczka z ziarnem, które rozrzuciła po niebie.
Cicha rozmowa z kobietą otworzyła przed Zuzanną drzwi do własnych wspomnień. Powiedziała staruszce o swej rozpaczy z powodu braku potomstwa. Staruszka słuchała, nie przerywając. Powiedz mi, Zuzanno, czy zdarzyło ci się kiedyś zranić kogoś tak, iż zapomniałaś o tym? zapytała.
Nie przypominam sobie takiego momentu odparła Zuzanna z przekonaniem. Czy naprawdę? Może w szkole?
Zuzanna nigdy nie wracała myślami do lat szkolnych, nie kojarzyła ich z żadnym dramatem. Była cicha, skromna, nie wchodziła w konflikty. Nagle serce podziało, a wspomnienie przeszło jak błysk. W klasie siedziała Jadwiga, dziewczyna wychowywana przez babcię, której rodzice byli nieobecni. Jadwiga była niezwykle nieśmiała, trzymała się na uboczu, a koledzy nazywali ją błogosławioną.
Często stawała się obiektem drwin, milcząco znosiła upokorzenia. Przez telefon rozmawiała z Zuzanną długo, wymieniając się wrażeniami o książkach, filmach i zadaniach domowych. W szkole Jadwiga nigdy nie podchodziła do niej twarzą w twarz, bojąc się odrzutu. Zuzanna przyjmowała to, bo w innym razie byłaby wyśmiana za przyjaźń z błogosławioną.
Pewnego dnia Jadwiga przyszedł do szkoły w bluzce i spódnicy zamiast mundurka. Podczas przerwy rozpiął się suwak i dziewczyna przytrzymała szwy szpilką. Chłopcy, dostrzegając sytuację, podkradli się zza pleców, rozwiązały szpilkę, a spódnica poleciała na podłogę. Rozległ się śmiech, a Zuzanna stała, patrząc bez słowa. Czuła współczucie, ale nie mogła podejść obawiała się, iż i ona zostanie wyśmiana.
Jadwiga zerwała spódnicę, podniosła ją i wybiegła z klasy. Pobiegła nad rzekę i wskoczyła do zimnej wody. Była późna jesień, woda była lodowata, ale dziewczyna nie zauważyła zimna, pływając, aż straciła przytomność. Przez przechodnia wyciągnięto ją, położył na siebie kurtkę i wezwał pogotowie. Jadwiga trafiła do szpitala, spędziła kilka dni w śpiączce, a potem walczyła z zapaleniem spowodowanym hipotermią. Do szpitala przychodziła tylko babcia.
Koledzy z klasy usłyszeli o wypadku, ale Zuzanna zajęta własnym życiem zapomniała o wizycie. Jadwiga nigdy nie wróciła do szkoły; mówiono, iż doznała zaburzeń psychicznych. Zuzanna nie słyszała o niej więcej.
Gdy jednak wspomniała o tym wydarzeniu, poczuła zakłopotanie po raz pierwszy zdała sobie sprawę, iż może w przeszłości nieświadomie zraniła kogoś, kogo nigdy nie doceniła. Chcąc podzielić się wspomnieniem ze staruszką, zauważyła, iż kobieta zniknęła, a gołębie rozleciały się po niebie. Zuzanna wróciła do domu i wpadła na pomysł: pojechać do rodzinnego Mszczonowa. Rodzice od lat mieszkali gdzie indziej, a w małym miasteczku nie miała już bliskich.
Następnego dnia poprosiła o urlop, poinformowała męża Aleksandra, iż rodzice proszą ją o wyjazd. Po przyjeździe zatrzymała się w przytulnym hotelu i od razu ruszyła w stronę domu Jadwigi. Nic nie zmieniło się przez lata; miasteczko zdawało się zamrożone w czasie. Stała przed drzwiami, czekała, aż się otworzy. Otworzyła je babcia Jadwigi.
Zuzanno? Czego tu szukasz? zapytała.
Dzień dobry. Chciałabym zobaczyć Jadwigę, czy jest w domu? odpowiedziała.
Oczywiście, jest. Co cię do niej przywiodło? dopytała.
Potrzebuję z nią porozmawiać, proszę, wezwij ją. poprosiła.
Babcia skinęła głową i otworzyła drzwi do pokoju. Jadwiga siedziała przy oknie, odwrócona plecami, malując obraz. Kiedy się odwróciła, Zuzanna ujrzała piękną kobietę, zupełnie inną niż pamiętała.
Jadwigo, to ja, Zuzanna Bielska. Pamiętasz mnie? powiedziała nieśmiało.
Oczywiście, Zuzanno. Czego ode mnie potrzebujesz? odpowiedziała.
Zuzanna wyznała całą swoją rozpacz, opowiadając o testach, o staruszce w parku i o własnym poczuciu winy. Jadwiga spojrzała na nią i oddech wstrzymał się w jej gardle.
Zuzanno, przez te wszystkie lata czekałam na ciebie w szpitalu, przy rzece, każdego dnia. Nie przypomniałaś się mi wcale. Nie czuję urazy, iż w szkole nie broniłaś mnie, bo bałaś się, iż zostaniesz wyśmiana. Byłam błogosławiona, ale w szpitalu byłam samotna i rozpaczą trafiłam w rozpacz. Kiedy lekarze powiedzieli, iż nigdy nie będę miała dzieci, w myślach życzyłam ci tego samego, bo czułam się zdradzona twoją obojętnością.
Zuzanna upadła na kolana, łzy spłynęły po policzkach.
Jadwigo, wybacz mi, proszę. Wstydziłam się, iż nie stanęłam przy tobie, iż nie odwiedzałam cię w szpitalu. Byłam egoistka, myśląc tylko o sobie, i teraz płacę za to karę.
Jadwiga podniosła Zuzannę, patrząc spokojnie.
Zuzanno, wybaczam ci. Nie noszę już żalu, choć te myśli były bolesne. Chcę ci pomóc, choć nie wiem jak. Dziękuję za twoje przeprosiny.
Usiadły przy herbacie, rozmawiały długo, a Zuzanna obiecała dzwonić. Serce jej uspokoiło się, a w duszy zagościł spokój.
Trzy miesiące później Zuzanna kupiła kolejny test ciążowy. Gdy na wyświetlaczu pojawiły się dwie kreski, nie mogła uwierzyć własnym oczom była w ciąży. Natychmiast zadzwoniła do Jadwigi.
Jadwigo, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu! krzyknęła z radością.
Jadwiga rozpromieniła się, bo uwolniła się od ciężaru myśli, iż była przyczyną bezdzietności Zuzanny. Zuzanna powiadomiła też męża Aleksandra i rodziców; wszyscy cieszyli się niesamowicie. Ciąża minęła spokojnie, a na świat przyszła dziewczynka Zofia. Jadwiga została jej matką chrzestną i przyjęła tę rolę z dumą.
Tak często ludzie w gniewie wypowiadają złośliwe słowa, przeklinają i życzą sobie nieszczęścia. Słowa te mogą wrócić niczym bumerang, odbijając się od nas samych. Nie życzmy niczego złego, a zamiast tego szukajmy pokoju i zgody w sercu.
