Przebudzenie sumienia

newskey24.com 2 dni temu

No i proszę, masz tę historię, ale przerobioną na nasze, polskie realia.

Zosia była osobą kreatywną, pełną pomysłów i wyobraźni. Cokolwiek wzięła do ręki, wychodziło z tego coś pięknego i ciekawego. Do tego była dobra, cicha i skromna, ale przede wszystkim niezastąpiona. Pracowała w wiejskiej szkole, uczyła najmłodsze dzieci.

Uwielbiali ją uczniowie, rodzice, a choćby inni nauczyciele. jeżeli ktoś zachorował, Zosia zawsze go zastąpiła, choćby jeżeli musiała pracować na drugą zmianę.

Pani Zosiu, nie umiem tego zadania rozwiązać mówił jej uczeń Jasiek.
A próbowałeś chociaż trochę pomyśleć? pytała, wiedząc, iż on wcale nie chce myśleć, tylko przepisać od innych. Ale jeżeli koledzy nie dawali ściągać, biegł do niej.

Cierpliwie tłumaczyła, aż w końcu Jaśkowi się rozjaśniało.
O, to wcale nie jest trudne!

Zosia wychowała się w domu dziecka, później poszła do szkoły pedagogicznej. Jako niemowlę zostawiono ją na progu sierocińca, a imię nadała jej pielęgniarka, bo bardzo je lubiła. Nazwisko wymyślono na poczekaniu. Jak wszyscy w domu dziecka, Zosia nauczyła się znosić upokorzenia w milczeniu. Komu miała się skarżyć?

Nie znała rodzicielskiej miłości, ale marzyła o własnej rodzinie i dzieciach. Wiedziała, iż będzie kochać swoich bliskich całym sercem, odda im całą niewykorzystaną miłość. Marzyła, iż spotka mężczyznę, z którym będą żyć tylko dla siebie.

Ale los chciał inaczej wyszła za mąż za Grzegorza, miejscowego kierowcę ciężarówki. Zwrócił uwagę na młodą nauczycielkę, a ona zapragnęła założyć własne gniazdko, choćby jeżeli to miało być tylko odrobiną szczęścia. Pewnego dnia zatrzymał ją na drodze.

Zosia, patrzę na ciebie od dawna, porządna z ciebie dziewczyna. Wyjdź za mnie. Nie umiem romansować, kwiatów nosić, jestem prosty w słowach. Starszy od ciebie, ale co tam. Za to mam duży dom. Rodzice wcześnie odeszli, więc żyję sam. Chcę, żeby w domu była gospodyni powiedział poważnie.

Oczywiście Zosia, jak każda kobieta, marzyła o romantyzmie. Wyobrażała sobie, jak ukochany klęka na jedno kolano i wręcza jej pierścionek. A tu takie proste: Wychodź i przychodź.

No dobrze, Grzesiu, przyjmuję twoją propozycję odpowiedziała. niedługo była skromna weselna impreza, i już mieszkała w jego domu.

Prawda, iż przed ślubem niektórzy odradzali jej ten krok.
Zosiu, dobrze się zastanów, Grześ nie jest człowiekiem dla ciebie. Masz delikatną duszę, jesteś artystką, a on zwykły chłop. Jesteście zupełnie różni.

Miejscowi pamiętali Grzegorza jako samotnika. Pracował solidnie, szefowie go chwalili, ale był dziwakiem, nie lubił towarzystwa. Zosia mu się spodobała, bo była ładna, zgrabna, z długimi włosami splecionymi w warkocz. Potrafiła ułożyć go w koronę, co mu się podobało. Miała zielonkawe oczy, była cicha i skromna. Taką żonę chciał dla siebie.

Od pierwszych dni Zosia pokazała, iż jest świetną gospodynią. Wszystko ogarniała, gotowała pysznie, a podwórko lśniło czystością. Mąż zauważył jednak, iż żona jest trochę dziwaczna: czasem czytała wiersze na głos, śpiewała przy sprzątaniu, wszystko ją cieszyło. On tego nie rozumiał miał inny sposób myślenia. Wieczorami oglądała seriale i dziergała na drutach, potem rozdawała sąsiadom swoje robótki.

Zosia zastanawiała się:
Dlaczego nie możemy mieć dziecka? Żyjemy razem tyle czasu Już by się należało. Dzieci są ważne, to przecież następcy, powinno być jak u normalnych ludzi.

Grzegorz też myślał o potomkach. Widział, iż żona z dnia na dzień smutnieje, uśmiech znikał z jej twarzy.
Zosia pewnie martwi się, iż nie może zajść w ciążę. choćby ikony powiesiła w kącie, słyszę, jak się modli myślał, gdy słyszał jej szept.

Sam nie wierzył w Boga, ale żonie nie przeszkadzał.
Niech sobie wiesza. Niech się modli. Mnie to nie szkodzi. Ona wierzy, a ja nie, ale to jej sprawa.

Jako żona Zosia mu odpowiadała. Cicha, pokorna, nie pozwalała sobie na żadne wybryki, ludzie ją szanowali za to, iż uczy ich dzieci. Tylko raz wrócił do domu, a w obejściu koza, potem kury wszystko bez pytania.
No cóż pomyślał to i tak dla gospodarstwa. Wszyscy mają zwierzęta.

Ale kiedy pewnego dnia zobaczył na podwórku małego szczeniaka, nie wytrzymał:
Zocha, co to za kundel u nas? Tylko nam brakowało psów, jeszcze nam się rozmnożą.

Grzesiu, on jest taki malutki, sam się do nas przyplątał. Niech zostanie. Nie zbiedniejemy od jednej miski zupy więcej. Wszyscy mają psy na podwórku, niech i nas strzeże.

Przekonała go. Szczeniak został. Czarny, trochę puszysty.
Nazwijmy go Reks. Będzie mądry, już teraz jest sprytny.

Grzegorz choćby zbudował mu budę i z czasem się do niego przywiązał. Głaskał, karmił, odplątywał łańcuch, gdy się zaplątał. Pewnego dnia zauważył, jak sąsiedzki Burek wpadł na ich podwórko.
No Reks, kolegę sobie znalazłeś. Będzie nasienie. A nam to niepotrzebne.

Zosia i Grzegorz widzieli, iż Reksica będzie miała szczeniaki. Mąż milczał, ale był coraz bardziej ponury. Pewnego dnia spotkała sąsiadkę Krystynę.
Zocha, wybacz, ale jak ty żyjesz z tym potworem Grzesiem?
Co się stało, ciociu Krysiu?
To on się z tobą nie konsultował? Widząc jej zdziwienie, dodała: Widziałam, jak ciągnął Reksicę na sznurku. Spytałam, dokąd idzie, powiedział, iż to nie moja sprawa. Schowałam się za krzakami i widziałam, jak oddał ją jakiemuś mężczyźnie.

Zosia złapała się za serce i pobiegła do domu. Krystyna krzyknęła za nią:
Może dlatego nie macie dzieci, iż Grześ to taki potwór.

Gdy wrócił mąż, spytała:
Grzesiu, gdzie Reksica? Dlaczego buda pusta?

Nigdy nie widziała go tak wściekłego.
Co cię to obchodzi?

Idź do oryginalnego materiału