Przecież podarowaliście mi mieszkanie!

polregion.pl 1 tydzień temu

— To moje mieszkanie – mama i rodzina byli przeciwko, żeby córka wyrzucała ciężarną siostrę!

— Przecież wyście mi je podarowali!

— Nic nie rozumiesz? To rodzina! Jak możesz tak postąpić z rodzoną siostrzenicą? Jest w ciąży, nie ma gdzie się podziać!

Daria siedziała w kuchni, ściskając telefon. Głos matki w słuchawce brzmiał jednocześnie błagalnie i oskarżycielsko. Typowa mama – choćby gdy prosi, i tak manipuluje.

— Mamo, nie mam nic przeciwko pomocy, ale… — zawiesiła głos, szukając słów. — Ola mieszka ze mną od ośmiu miesięcy. Ośmiu! Pamiętasz, jak ciocia Wanda mówiła o „dwóch tygodniach, aż znajdzie pracę”?

— No i co? Teraz trudne czasy, znalezienie posady…

— Ona choćby nie szuka! — Daria poczuła, jak w środku narasta irytacja. — Wczoraj cały dzień spędziła w łazience, robiąc te swoje maseczki do włosów. Potem oglądała seriale. A potem…

— Darko, przecież ona jest w ciąży…

— Dowiedziała się miesiąc temu! A co przeszkadzało wcześniej?

W słuchawce zapadła ciężka cisza. Daria słyszała, jak matka ciężko wzdycha. Ten charakterystyczny oddech znaczący: „Jesteś bez serca, źle cię wychowałam”.

— Mamo, to moje mieszkanie. Wykupiliście udział od cioci Wandy właśnie dla mnie, pamiętasz?

— Technicznie — głos matki stał się chłodny — mieszkanie jest nasze. Po prostu pozwoliliśmy ci w nim mieszkać.

Daria zamknęła oczy. Proszę bardzo. Znowu to samo.

— Myślałam, iż to prezent. Na ukończenie studiów.

— Oczywiście, prezent! Ale rozumiesz, iż w rodzinie trzeba…

— Co trzeba? — przerwała. — Znosić, gdy Ola je moje jedzenie, używa moich kosmetyków i przyprowadza swojego chłopaka, gdy mnie nie ma? Tego samego, od którego jest teraz w ciąży?

— Daria! — w głosie matki zabrzmiała stalowa nuta. — Ciocia Wanda tyle dla nas zrobiła! Gdy tata chorował, kto nam pomagał? Kto się tobą zajmował, gdy ja harowałam na dwóch etatach?

Westchnęła. Tę piosenkę słyszała setki razy. Dług wobec cioci Wandy, który nigdy nie zostanie spłacony.

— Jestem wdzięczna cioci, naprawdę. Ale to nie znaczy, iż muszę…

— Ciocia Wanda dzwoniła wczoraj — przerwała matka. — Płakała. Mówi, iż terroryzujesz Olę. Czepiasz się każdego drobiazgu.

Daria prychnęła.

— Drobiazgu? Wzięła moją nową bluzkę bez pytania i polala sokiem! Potem rzuciła: „No przecież się nie obrazisz, rodzina”. choćby nie przeprosiła!

— Boże, Daria, to tylko bluzka…

— Nie chodzi o bluzkę! — głos jej się załamał. — Chodzi o szacunek. O granice. O to, iż wracam do domu i czuję się jak gość we własnym mieszkaniu!

Znów cisza. Wreszcie matka powiedziała cicho, ale stanowczo:

— Wiesz, babcia byłaby bardzo rozczarowana, słysząc cię. Dla niej rodzina była…

— Nie zaczynaj — przerwała. — Nie przywołuj babci, gdy chcesz mnie do czegoś zmusić.

— Ale to prawda! To mieszkanie to jej spadek. Chciała, żeby…

— Żebym mieszkała z Olą do końca życia? Żebym znosiła jej fanaberie? Żeby…

Telefon zasygnalizował nowe połączenie. Ciocia Wanda. Oczywiście.

— Mamo, ciocia dzwoni. Chyba chce mi osobiście wytłumaczyć, jaka jestem okropna.

— Odbierz, Darko. Porozmawiaj jak człowiek.

— Dobrze — westchnęła. — Oddzwonię później.

Przełączyła się, a serce zabiło szybciej.

— Cześć, ciociu.

— Darko! — głos cioci brzmiał sztucznie radośnie. — Jak się masz, słoneczko?

„Słoneczko”. Daria skrzywiła się. Ciocia używała tego słowa tylko wtedy, gdy czegoś chciała.

— Normalnie — odparła szorstko.

— Olka mówi, iż macie… nieporozumienia?

Daria przewróciła oczami. „Nieporozumienia”. Jasne.

— Ciociu, gdy proponowaliście, żeby Ola się do mnie wprowadziła, mówiliście o dwóch tygodniach. Miesiącu maksymalnie.

— Oj, nie licz jak w urzędzie! — ciocia zaśmiała się nerwowo. — Rodzina tak nie postępuje.

— A jak postępuje? — w głosie Darii zabrzmiała złość. — Wchodzi bez pytania? Bierze cudze rzeczy? Zaprasza gości pod nieobecność gospodyni?

— Darko, no… Ola jest po prostu otwarta, przyzwyczaiła się…

— Przyzwyczaiła się też, iż inni za nią rozwiązują problemy. Rodzice wykupili udział w mieszkaniu, żebym mogła tu żyć. To był mój prezent.

— Nie do końca — głos cioci stał się lodowaty. — To mieszkanie po babci. Wspólny spadek. Ja z twoją mamą tylko ustaliłyśmy…

— Ustaliłyście, iż sprzedajecie swój udział moim rodzicom — przerwała. — Zapłacili pełną wartość rynkową.

— Pieniądze, pieniądze! — w głosie cioci pojawiła się histeria. — A pomyślałaś o tym, iż Olka jest w ciąży? Gdzie ma iść? Na bruk?

— Ma chłopaka. Ojca dziecka, nawiasem mówiąc.

— To nieodpowiedzialny lekkoduch! Wyjechał z Warszawy, gdy tylko dowiedział się o ciąży.

„Ciekawe dlaczego” — pomyślała, ale powiedziała:

— Ciociu, macie trzypokojowe mieszkanie. Mieszkasz z wujkiem Krzysztofem we dwoje. Czemu Ola nie może z wami zamieszkać?

Cisza. Daria niemal czuła, jak ciocia układa zdania.

— U nas… niewygodnie. Wujek pracuje zdalnie, potrzebuje spokoju. A poza tym, zawsze dobrze się dogadywałyście. Dorastałyście jak siostry. Dziecko będzie dla ciebie dobrym doświadczeniem!

„Jak siostry”. Gorzko się uśmiechnęła. Ola zawsze była tą „uroczą, spontaniczną”, której wszystko uchodziło na sucho. Podczas gdy Daria – „rozsądną”, „dojrzałą”. Tą, która musi ustępować.

— Ciociu, nie wytrzymam dłużej. Porozmawiam dziś z Olą. Musi znaleźć inne miejsce.

— Co?! — głos cioci stał się piskliwy. — Nie możesz! To stres! Chcesz, żeby straciła dziecko?!

Daria zacisnęła zęby. Ostatni argument – zagrożenie dzieckiem.

— Nie wyrzucam jej od razu. Dam jej miesiąc na…

— Dzwonię do twojej mamy! — przerwała. — To skandal! Po tym, co dla ciebie zrobiliśmy!

Połączenie się urwało. Daria położyła telefon na stole. Drżały jej dłowie.

W drzwiach wejściowych trzasnęło. Po korytarzu rozległo się stukanie obcasów.

— Darka! — głos Oli brzmiał przesłodko. — Jesteś? Wyobraź sobie, spotkałam Kasię, pamiętasz ze szkoły? Wyszła za mąż za jakiegoś informatyka! Pokazywała pierścionek – oślepiłam się!

Wpadła do kuchni. Opalona, z nowym manicure, w drogich dżinsach. Zero oznak kobiety w potrzebie.

— Słuchaj, może zrobimy przemeblowanie? — rzuciła, siadając. — Sofę lepiej ustawić przy oknie. A jak maluch się urodzi, trzeba będzie kącik dziecięcy…

Daria patrzyła na nią, czując, jak pęka ostatnia nitka cierpliwości.

— Ola, musimy porozmawiać.

— Oj, nie teraz — machnęła ręką. — Boli mnie głowa. Te ciążowe hormony! Lepiej się położę.

— Ola — podniosła głos. — Musisz się wyprowadzić.

Zamarła w progu. Obróciła się powoli.

— Co?

— Masz miesiąc na znalezienie mieszkania.

Twarz Oli wykrzywiła się w niedowierzaniu.

— Żartujesz? To jakiś żart?

— Nie. Mówię poważnie.

— Nie możesz! To mieszkanie po babci! Mam takie samo prawo tu być!

— Nieprawda. Rodzice wykupili udział twojej mamy. Prawnie to ich własność.

— Gówno mnie obchodzi prawo! — wrzasnęła. — Jesteśmy rodziną! Jestem w ciąży! Nie mam gdzie iść!

— Masz rodziców. Ojca dziecka. Przyjaciół.

— Dzwonię do mamy! — siegneła po telefon.

— Nie musisz — pokręciła głową. — Już dzwoniła. I twoja mama też.

— No i?

— Nic. Decyzja się nie zmieni.

Ola spojrzała na nią z nienawiścią.

— Więc tak? Wyrzucasz ciężarną siostrę? Mama i ciocia Wanda ci pokażą! Pożałujesz!

Wybiegła, trzaskając drzwiami.

Daria patrzyła w okno. Zamiast poczucia winy – ulga. I zmęczenie. Zmęczenie grą w „rodzinne wartości”, które zawsze były jednostronne.

Telefon zadrżał. SMS od matki: „Ciocia Wanda w histerii. Co ty narobiłaś?”

Nie odpowiedziała. Otworzyła przeglądarkę i wpisała: „Wynajem mieszkania Gdańsk”.

Minęły trzy miesiące. Daria siedziała w kawiarni nad Motławą, obserwując padający śnieg. Naprzeciw – Michał, chłopak poznany jeszcze w Warszawie, który pół roku wcześniej przeniósł się do Trójmiasta.

— No i żałujesz? — zapytał, mieszając latte.

Pokręciła głową.

— Tylko iż nie zrobiłam tego wcześniej.

Zadzwonił ojciec.

— Cześć, tato.

— Cześć, córeczko — głos brzmiał uroczyście. — Nowiny. Sprzedaliśmy mieszkanie.

— Babci? Ale jak…

— Ola wyprowadziła się do rodziców — chrząknął. — Gdy wyjechałaś, próbowała tam rządzić… w uproszczeniu – dość. Pieniądze przelejemy tobie.

— Mnie?

— Tobie — uśmiech w jego głosie. — To był twój prezent. My z mamą… daliśmy się zastraszyć. Przepraszamy.

Łzy napłynęły do oczu.

— Tato, nie wiem…

— Nie mów. Bądź szczęśliwa. I… Jesteśmy z mamą dumni. Że potrafiłaś walczyć o siebie. choćby gdy my nie pomogliśmy.

Po rozmowie Daria długo milczała.

— Co się stało? — Michał objął jej dłoń.

— Chyba właśnie dorosłam — szepnęła. — Naprawdę.

Za oknem śnieg zacierał ślady przeszłości, otwierając czystą kartę. Kartę, na której sama decydowała, kogo wpuścić do domu – i do serca.

Idź do oryginalnego materiału