Przeczytałam o treningu kocykowym i jestem przerażona. Nie róbcie tego swoim dzieciom

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Trening z założenia nie może nosić w sobie niczego wartościowego. Fot. Pexels.com


Kiedy myślę o dziecku, przychodzą mi na myśl dwa słowa: wolność i miłość. Ani jedno, ani drugie nie ma nic wspólnego z trenowaniem dzieci. Dziś chcę państwu napisać o kaznodziei, który jest twórcą jednej z najokrutniejszych metod wychowawczych w historii.


Twórca metody


Michael Pearl urodzony w 1945 roku, amerykański misjonarz oraz pisarz, ojciec. W roku 1994 wraz z żoną Debi Pearl niezależnie wydali książkę To Train Up a Child. Pozycję, która w kolejnych latach przysporzyła sobie niechlubną sławę, po śmierci trojga dzieci.

Tak, dobrze państwo czytacie. Książka, w której kaznodzieja i jego żona sugerują stosowanie kar cielesnych, tytułowy trening kocykowy w ramach "łamania woli dziecka", stała się podłożem i oficjalnym powodem wymienianym na wokandach sądowych w sprawach zabójstw dzieci w Stanach Zjednoczonych.

Koncepcja treningu kocykowego


Czym jest więc trening kocykowy i dlaczego to ważne, by nie dopuszczać do siebie myśli o jego zastosowaniu?

Trening kocykowy polega mniej więcej na ułożeniu, posadzeniu małego dziecka na kocyku w otoczeniu zabawek. Drugim etapem ma być komunikat w stronę dziecka, w którym jasno określamy, ile czasu dziecko ma na kocyku pozostać. Za każdym razem, kiedy opuszcza koc, podchodzimy i umieszczamy je na nim ponownie.

Pearl posuwa się o krok dalej i w książce wyraźnie zaznacza, iż kary cielesne są dopuszczalne, o ile dziecko opuszcza koc.

Każde słowo, które nanoszę teraz, sprawia, iż czuję rosnące napięcie.

I pewnie część mnie nie akceptuje tamtych słów i teorii przez wzgląd na obecne czasy i wiedzę, jaką dysponujemy, ale głównie rzecz o mojej intuicji i wysokiej wrażliwości.

Jak można w ogóle pomyśleć, iż kara cielesna jest rozwiązaniem? Że jest narzędziem? Dziś już mamy świadomość, do czego ten ślepy zaułek prowadzi.

I jak można w ogóle rozpatrywać czułe towarzyszenie ukochanemu dziecku w kategoriach treningu?


Trening z założenia nie nosi w sobie niczego wartościowego, o ile przełożymy go na relację dwojga ludzi. Trening czystości, trening snu, trening kocykowy. Czym w tych definicjach jest dziecko, kim? Osobnym bytem czy zależnym od nas przedmiotem?

Nie jest naszą rolą, jako rodzica, trenowanie naszego dziecka.

Trening kocykowy, jak adekwatnie każdy nie uczy samokontroli i nie honoruje granic rodzica. Uczy bezwzględnego posłuszeństwa i honoruje wyższość rodzica nad dzieckiem. W aranżacji z karami cielesnymi jest po prostu aktem przemocy, niczym więcej.

Trening kocykowy jest próbą odebrania dziecku jego sprawczości, siły, niezależności. Jest odebraniem dziecku wolności decydowania o fundamentalnych kwestiach, takich jak komfort fizyczny, ułożenie ciała. Jest okrucieństwem.

Dziecko, które zostaje poddane treningom, będzie odczuwać skutki długotrwale, a będą one nosiły znamiona traumy. Dziecko poddawane treningom przez najbliższe mu osoby może mieć trudności z poczuciem przynależności, z poczuciem bezpieczeństwa i pełnego osadzenia. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo pojawienia się stanów lękowych, podwyższonego napięcia.

Czasami zaślepieni własnym komfortem, ego, lub zmyleni teoriami tych, którzy byli przed nami, popełniamy straszliwe błędy. Trening kocykowy jest bezwzględnie zły.

Od tego zaczyna się zależność dziecka, na 9-letnim Kamilku się kończy. Nie pozwólmy jej się rozpędzać.

Idź do oryginalnego materiału