Joey Alexander nie powinien istnieć. Przynajmniej nie w znanym nam porządku jazzowej edukacji, w którym najpierw są wieloletnie studia, siedzenie w sekcjach, powolne zdobywanie zaufania starszyzny i dopiero po latach - autorskie albumy. Tymczasem pewnego dnia do Nowego Jorku przyleciał chłopak z Denpasaru na Bali, który już jako nastolatek grał na pianinie tak, jakby od kilku dekad był częścią tej sceny, a nie jej egzotycznym przypisem. Dziś powraca do poznańskiego klubu Blue Note.