Przekładając karty życia

polregion.pl 1 tydzień temu

Zawsze żyły we trzy: babcia Weronika, mama Wanda i Hania. Ojca Hania nie pamiętała, raz próbowała zapytać mamę o niego, ale ta tylko przytuliła córkę, a w oczach pojawiły się łzy. Dlatego Hania już nie pytała nie chciała sprawiać mamie przykrości.

Nie będę już o tym mówić postanowiła wtedy. Po co mi ojciec, skoro z babcią i mamą jest nam tak dobrze.

Ale babcia Weronika odeszła, gdy Hania skończyła dziesięć lat, i zostały tylko we dwie. Hania od zawsze kochała rysować szkicowała wszędzie, gdzie tylko się dało. Wanda nie zwracała uwagi na tę pasję córki, tylko mruczała:

Córciu, marnujesz papier zamiast się uczyć.

W szkole nauczyciel plastyki zawsze ją chwalił:

Haniu, jeżeli zostaniesz malarką, czeka cię wielka przyszłość. Wierz mi, znam się na tym. Powiedz to mamie.

Ale matka nie potraktowała tych słów poważnie:

Co tam jakiś nauczyciel plastyki. Niech sobie maluje, byle była zajęta. Ale i tak kupowała córce farby i płótna.

Hania z zapałem oddawała się malowaniu, szczególnie uwielbiała pejzaże. Gdy nadszedł czas wyboru studiów, postanowiła zdawać na akademię sztuk pięknych. Jednak matka miała inne plany:

Żadnej akademii! Idziesz na pedagogikę.

Mamo, ja nie chcę

Nikt cię nie pyta, co chcesz. Co to za zawód malarka? Hania nie śmiała się sprzeciwić.

Jak każda młoda dziewczyna, marzyła o księciu z bajki wyobrażała go sobie jako przystojnego, wysokiego i czułego. Pewnego dnia go spotka, a on od razu ją rozpozna.

Gdy zbliżały się matury, Hania dla uspokojenia wychodziła z sztalugą nad rzekę. Tylko tam czuła się szczęśliwa, malując pejzaże. Na przeciwległym brzegu wznosiła się stroma skarpa, a za nią rozciągał się sosnowy las. Czasem widywała tam wędkarzy jedni łowili z łódek, inni stali na brzegu. Przenosiła to wszystko na płótno, starając się uchwycić chmury odbijające się w wodzie.

Pewnego dnia obraz jakoś nie wychodził. Zamyślona, wpatrywała się w płótno, gdy nagle usłyszała męski głos:

Farbę trzeba nakładać delikatniej. Za mocno naciskasz, dlatego chmury wyglądają nienaturalnie. Dotykaj płótna lekko, jak w tańcu. Patrz Hania, zafascynowana, oddała mu pędzel. Mężczyzna ledwie musnął płótno, a chmury ożyły, zaczęły drżeć.

Lecz nie tylko chmury zadrżały serce Hani zabiło mocniej. Spojrzała na nieznajomego i oniemiała. To był jej wymarzony książę.

Cześć, jak masz na imię, młoda artystko? zapytał. Ja jestem Krzysztof.

Hania zaniemówiła, słowa utknęły jej w gardle. W końcu wyszeptała:

Hania.

Wyciągnął dłoń, a gdy podała swoją, ku jej zdumieniu, pocałował ją z czułością. Nikt wcześniej tego nie robił.

Od tego dnia spotykali się nad rzeką. Uczył ją tajników malarstwa sam był artystą. Okazało się, iż przyjechał do ich małego miasteczka z Warszawy, by odwiedzić ciotkę. Skończył akademię, ale świat sztuki go nie przyjął. W jego głosie czuć było gorycz:

Nic nie szkodzi. Jeszcze pożałują. Przyjdzie mój czas, a wtedy ci nudni krytycy zrozumieją, kogo odrzucili!

Mówił to, obejmując Hanię i całując ją. Dziewczyna topniała w jego ramionach, aż w końcu między nimi stało się to, czego się nie spodziewała. Nie stawiała oporu była ślepo zakochana. Spotykali się jeszcze kilka razy, aż Krzysztof zniknął. Hania czekała na niego dzień za dniem, ale nie mogła już malować.

Czy naprawdę mnie porzucił? Przecież mówił, iż mnie kocha myślała, aż w końcu zrozumiała, iż nie wróci.

Matury dobiegały końca, przed nią studia. Hania była zdołowana, ale zdała dobrze zawsze była pilną uczennicą.

Minęły dwa miesiące od zniknięcia Krzysztofa, gdy Hania nagle źle się poczuła. Matka się zaniepokoiła:

Dlaczego jesteś taka blada?

Nie wiem, mamuś. Kręci mi się w głowie

Okazało się, iż Hania jest w ciąży. Matka wpadła w szał krzyczała, tupała, aż w końcu oznajmiła:

Znam lekarza, za rozsądną cenę wszystko załatwi

Hania zdrętwiała. Nie chciała stracić dziecka, mimo zdrady Krzysztofa.

Mamo, nigdy się na to nie zgodzę.

Kto cię pyta? Nie potrzebujemy tego dziecka. Zbieraj się, idziemy dziś do lekarza.

Nie! jeżeli mnie zmusisz, ucieknę z domu. Albo coś sobie zrobię. Zrozumiałaś? powiedziała tak stanowczo, iż matka zbladła i przestraszyła się.

Wybacz mi, córeńko wybuchnęła płaczem. Wychowałam cię sama, i wnuka też wychowamy.

Pogodziły się. Wanda już nigdy nie wspominała o tamtej decyzji. Z czasem choćby z euforią czekała na narodziny dziecka.

Gdy nadszedł poród, Hanię zabrano do szpitala. Ocknęła się na sali, gdzie stała obca kobieta w kitlu:

No, już dobrze.

Kto pani jest? Gdzie moja córeczka?

Jestem lekarzem. Twojej córeczki już nie ma. Zrobiłam, co mogłam, ale nie udało się ją urat

Idź do oryginalnego materiału