Nauczycielka języka angielskiego wniosła pozew przeciwko Liceum Ogólnokształcącemu w Gryficach. Domagała się zapłaty za przepracowane godziny nadliczbowe. Sprawa w kolejnych instancjach sądu ciągnęła blisko 14 lat. Ostatecznie trafiła do Sądu Najwyższego. Ten wydał przełomowe orzeczenie - nauczycielce należy się wynagrodzenie za nadgodziny, co potwierdziły też wcześniejsze wyroki sądu rejonowego i okręgowego. Nauczycielce zasadzono 18 552 zł, a z odsetkami kwota urosła do blisko 32 tys. zł. Od lat prawo nauczycieli do wynagrodzenia za nadgodziny jest przysłowiową kością niezgody z pracodawcami, którzy odmawiają wypłacania go, uzasadniając to brakiem podstawy prawnej. Jednak od 26 lutego br. w tej sprawie nastąpił przełom. Spowodowało go orzeczenie Sądu Najwyższego, który uznał racje nauczycielki, która pozwała szkołę do zapłaty za nadgodziny. Nauczycielka wykazała jak wiele dodatkowego czasu musiała poświęcić przygotowując uczniów do udziału w międzynarodowym projekcie edukacyjnym między innymi: uczestnicząc w szkoleniu dla szkół biorących udział w projekcie, organizując i koordynując podróż ( w obie strony) młodzieży do partnerskiej szkoły, dbając o kontakt i współpracę między szkołą macierzystą a szkołą partnerską.
Sąd uznał, iż istnieje luka w przepisach dotyczących rozliczania czasu pracy nauczycieli. W orzeczeniu SN stwierdził - nie ulega wątpliwości, iż te obowiązki, przynajmniej w niektórych t